Złośliwy tłuczek

2.3K 148 0
                                    

Wszyscy Gryfoni przebierali się w szatni kilka minut przed meczem, gdy wparował tam Wood z szerokim uśmiechem.
-No i jak, drużyno?-spytał wesoło.
Wszyscy przewrócili oczami, ale młoda Chamberlain odwzajemniła uśmiech.
Chciała pokazać całej szkole, że nie warto z nią zadzierać. Lekko przerażał ją fakt, że jest w tym bardzo podobna do Malfoya, ale była w końcu córką Edwarda Chamberlaina-wspaniałego gracza. Talent do quidditcha odziedziczyła w krwi.

Gdy wszyscy byli gotowi, przygotowali miotły i wzlecieli w powietrze, witani przez okrzyki tłumu.
Kate, z satysfakcją dostrzegła Hermionę i Rona, krzyczących z zapałem jej nazwisko.
Lee Jordan zaczął już komentować to co działo się na boisku.
-Pani Hooch wypuszcza piłki. Jeszcze moment...i lecą! Wyruszyli! Chamberlain przejmuje kafla, jest już przy pętlach, leci, co za obrót! Wspaniale! Obrońca Ślizgonów blokuje! Robi unik! Rzuciła! Tak! 10 PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU! Ha ha, co za dziewczyna!
Kate również zaśmiała się i podleciała do komentatora. Przybiła mu piątkę przed samym nosem profesor McGonagall.
Potem znowu powróciła na swoją połowę boiska i napięła wszystkie mięśnie, gotowa do ataku.
-Kafel w rękach Ślizgonów-komentował z zapałem Lee- Flint, jest przy pętlach, rzuca! Chamberlain znowu przejmuje! Wood zdecydowanie dokonał właściwego wyboru. Dziewczyna jak petarda!

Kate czuła we włosach ten cudowny wiatr i uśmiechnęła się do siebie. To było to czego potrzebowała.Quidditch.
Wyminęła Flinta z łatwością i przyspieszyła. Pętle były coraz bliżej, a ona skupiła wzrok na środkowej. Najwyższej.
Gdy obrońca Ślizgonów próbował ją zatrzymać, ryzykując, wyrzuciła kafla w górę.
Wtedy jakby czas się zatrzymał. Czuła się jakby cały świat zwolnił.
To była jej jedyna szansa.
Uderzyła końcówką miotły w piłkę, a ta przeleciała centymetr od ręki Ślizgona i wpadła do pętli.
Na trybunach rozległ się ryk radości Gryfonów, a Kate wzleciała na środek boiska, słuchając tego z zadowoleniem.
Ślizgoni znowu próbowali zdobyć punkty i sytuacja na boisku stawała się coraz groźniejsza.
Ani Gryfoni, ani Ślizgoni nie byli tymi delikatnymi.

Mecz rozkręcał się coraz bardziej. Kate właśnie planowała zastosować szyk bojowy z Alicją i Angeliną, ale wtedy dostrzegła Harrego uciekającego przed tłuczkiem.
Rozkojarzyła się na chwilę i straciła kafla. Gdyby nie Oliver, Slytherin zyskałby kolejne punkty.
Kapitan poprosił panią Hooch o przerwę i przywołał do siebie ścigającą.
-Co jest?-burknął niezadowolony.
-To-odparła dziewczyna i wskazała palcem na Harryego, chowającego się przed rozwścieczoną piłką. Na dodatek na ogonie siedział mu Malfoy. Lucjusz napewno musiał być dumny z syna-Kate już wcześniej dostrzegła mężczyznę na trybunach.
-Co do...!?-wściekł się Wood i znowu wzleciał w powietrze.
Teraz już cały stadion zajmował się tylko Potterem.
Draco cały czas leciał za nim. Raz znikali pod boiskiem, potem znowu pojawiali się.
Ale Harry teraz już wiedział, czego szuka. Widział przed sobą złoty znicz.
Złoty blysk, który go prowadził.

Kate patrzyła na wszystko z zaniepokjeniem. Po jakimś czasie Malfoy spadł z miotły, ale to nie on był problemem. Tłuczek był szybki i zwinny; mógł z łatwością zabić Harrego i zniszczyć jego Nimbusa 2001.
Ze wszystkich stron dobiegały szmery, podniecone głosy i oczywiście śmiechy Ślizgonów.
Harry wyciągnął rękę, a Chamberlain wbiła swoje paznokcie w rączkę miotły.
Wciąż mogli wygrać mecz.
Szukający już prawie złapał znicza...i wtedy wrócił tłuczek.
Uderzył Harrego w rękę, a chłopak przytulił ją do ciała i drugą chwycił piłeczkę. Spadł z miotły i wylądował na ziemi, ale tłuczek nie zamierzał dać mu spokoju.
Gryfon zrobił unik, potem drugi i z pomocą przybiegła mu Hermiona.
Zatrzymała piłkę magią, a cała drużyna, jak i nauczyciele zebrali się przy Harrym.
-W porządku?
-Tak, tylko chyba mam złamaną rękę-odparł chłopak i cicho syknął z bólu, gdy Lochart dotknął kończyny.
-No, tak. Znam takie jedno zaklęcie...
-Nie, nie, nie. Harry powinien iść do pani Pomfrey-przerwała mu Kate, trochę zbyt ostrym tonem.
Ale mężczyzna nie posłuchał. Oczywiście jego zaklęcie nie miało prawa zadziałać-a tak w zasadzie zadziałało, tylko że z odwrotnym skutkiem.
Potter został pozbawiony kości w ramieniu i dopiero potem przeniesiony do skrzydła szpitalne.
Drużyna poszła razem z nim i Kate, jak zwykle, wróciła do dormitorium późnym wieczorem.
Ale to nie był koniec "atrakcji".

Lwy też potrafią latać · Oliver WoodWhere stories live. Discover now