5.Kogo się tak boisz?

4.1K 267 129
                                    


Pov.Ciel

Ze snu wyrwał mnie nieprzyjemny dźwięk budzika. Mój umysł był jeszcze w stanie półsnu, więc poczułem tylko, jak ktoś ściąga rękę z mojego biodra, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy źródło ciepła się oddaliło. Budzik przestał dzwonić, ja natomiast jęknąłem cicho, otwierając powoli oczy. Przekręciłem się na drugi bok, napotykając wzrok Sebastiana.

- Nie śpisz już? - zapytał czarnowłosy, dobrze znając odpowiedź. Mimo wszystko postanowiłem mruknąć coś niewyraźnego na potwierdzenie. - To się zbieraj.

Powiedział, wstając z łóżka, aby się przeciągnąć. Spojrzałem na niego wtedy zdziwiony, nie wiedząc czemu mam tak wcześnie wstawać. Nie wiedziałem też, która jest godzina, jednak podejrzewałem, że wczesna, bo za oknem ledwie świtało. Nie pomagały na pewno szare chmury wiszące nad miastem. Zbierało się na ulewę, przez co jeszcze bardziej nie chciało mi się wstawać. Zignorowałem więc słowa mężczyzny, nakrywając głowę kołdrą. On jednak ściągnął ze mnie nakrycie, skazując na wszechobecne zimno.

- Dlaczego musimy tak wcześnie wstawać? Przecież masz z mojego powodu wolne. Jeśli to ma być następna wycieczka integracyjna, to sobie daruj. - zamarudziłem, tym razem zasłaniając głowę poduszką.

- To nie żadna wycieczka integracyjna. Jeśli chodzi o wolne w pracy, to mojemu szefowi się odwidziało. Mam dzisiaj pojechać do agencji, aby wypełnić trochę papierkowej roboty. - powiedział spokojnie, siadając obok. Poczułem to, ponieważ materac lekko się ugiął pod jego ciężarem.

- To mnie po prostu zostaw. - odmruknąłem, nie mając najmniejszej ochoty nigdzie iść, a tym bardziej do pracy mojego nowego opiekuna. Co to jest za zabawa siedzieć w biurze?

- Nie mogę, moim obowiązkiem jest opieka nad tobą. Poza tym to może trochę potrwać, a ty nie możesz być tyle czasu sam. - nie przekonał mnie tym.

- Mam szesnaście lat. - powiedziałem z przekąsem, dając jasno do zrozumienia, że sam świetnie bym sobie poradził.

- Ciel, proszę cię, nie utrudniaj. Zrobimy później, co będziesz chciał, co ty na to? - zapytał, licząc na pozytywną odpowiedź z mojej strony. Szczerze mówiąc, zainteresował mnie tą propozycją. Ściągnąłem poduszkę z głowy, skory do negocjacji.

- Pójdziemy później na ciasto. - postanowiłem, czekając na jego reakcję. Mężczyzna westchnął cicho, kiwając delikatnie głową.

- Ale pod warunkiem, że zjesz obiad. - zarządził, przez co lekko się skrzywiłem. Mimo wszystko pokiwałem twierdząco głową, tak jak on chwilę wcześniej. 

- No to chodź. - rzekł, wstając.

Jeszcze raz pomyślałem o tym, jak bardzo nie chciało mi się nigdzie iść. Wpadłem więc na pomysł, którego do niedawna nigdy nie wcieliłbym w życie. Pomyślałem jednak, że im bardziej zbliżę się do Sebastiana, tym szybciej mu zaufam. Podświadomie chciałem nieco przyśpieszyć ten proces. Jak każdy człowiek i ja bywałem zachłanny.

- Zaniesiesz mnie? - zapytałem, nieco się rumieniąc. Potrząsnąłem jednak przy tym lekko głową, by grzywką zakryć zdradziecką czerwień. Sebastian natomiast podszedł do mnie, po czym odgarnął z czoła mój kamuflaż. Idiota jakich mało, przysięgam. Bezczelność.

- Ktoś tu nie miał przypadkiem szesnastu lat? - zapytał, jednak w jego głosie nie było słychać kpiny. Bardziej rozczulenie, troskę. Pierwszy raz od śmierci moich rodziców ktoś odezwał się do mnie w ten sposób. Wymamrotałem coś niezrozumiałego, pochylając twarz ku ziemi. - Zaniosę cię i będziesz miał jeszcze chwilę, kiedy będę przygotowywał śniadanie. Po tym koniec z obijaniem się.

Zarządził, podnosząc mnie następnie w stylu panny młodej, w związku z czym oplotłem rękami jego szyję, by ustrzec się przed upadkiem. Raczej by na to nie pozwolił, jednak mimo wszystko miałem trochę stracha. Zdusiłem jednak negatywne uczucia i położyłem głowę na jego ramieniu, przymykając lekko oczy. Poczułem zawód, gdy Sebastian położył mnie na kanapie w salonie. Kiedy chciał odejść, złapałem go za nadgarstek.

- Na pewno nie możemy zostać? - zapytałem błagalnie, próbując ostatni raz przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

- Gdybyś wiedział, jak mi nie chce mi się iść. Jak bardzo nie chcę cię tam ciągnąć. Wiem, że strasznie ci się to nie podoba, jednak inaczej wyleją mnie z pracy. Gdybyśmy mogli, nie ruszalibyśmy się z domu. - rzekł, kładąc mi rękę na ramieniu.

- Wisisz mi duży kawałek ciasta. - mruknąłem niechętnie, tym samym godząc się na wyjście z bezpiecznego azylu.

- Jak będziesz grzeczny to nawet lody. - dorzucił, idąc w kierunku kuchni.

Lubiłem lody, więc nie czułem się aż tak poszkodowany. Na dobrą sprawę nie powinno być aż tak źle. W końcu agencja psychologów to nie zakład karny o zaostrzonym rygorze. Nie wiedziałem jeszcze dokładnie gdzie będziemy się znajdować i ile, jednak wiedziałem, że cokolwiek to będzie, muszę przetrwać.

Pov.Sebastian

Po namówieniu chłopaka na zjedzenie chociaż jednej grzanki, ruszyliśmy w drogę do firmy. Byłem zdenerwowany na szefa, ponieważ musiałem jechać z Cielem. Wiedziałem, że nastolatek będzie czuł się źle z powodu samego tłoku, jaki panuje w budynku, a chciałem, żeby przez te dwa miesiące miał względny spokój. Westchnąłem, przypominając sobie osobę, której bardzo nie chciałbym spotkać, a obecnie powinna być w pracy.

- Ciel - zwróciłem się do chłopaka, który dzisiaj wykazał chęć, by siedzieć na siedzeniu pasażera. Cieszyło mnie to, ponieważ miałem na niego lepszy widok. Na dźwięk mojego głosu porzucił patrzenie na krajobraz za oknem, by skupić uwagę na mnie. - Jeśli zobaczysz takiego gościa mniej więcej mojego wzrostu, z czerwonymi włosami i okularami w tym samym kolorze to mi powiedz. Jeśli będzie naprawdę blisko to po prostu złap mnie za rękę i zacznij uciekać.

-Czemu? Kogo tak się boisz? - zapytał ciekawy, tracąc jakiekolwiek zainteresowanie otaczającym go światem.

- Nikogo się nie boję. Chodzi mi o Grella, który pracuje razem ze mną. Gość jest jakiś psychiczny, a rozmowa z nim nierzadko bywa długa i męcząca. Kiedyś pracowałem z nim nad papierami pacjentki, która leczyła się chwilę u niego i chwilę u mnie. Mogę ci zagwarantować, że nie chciałbyś go spotkać. - mruknąłem smętnie.

- Wierzę ci na słowo. - zapewnił, znów skupiając wzrok na widoku za szybą.

Nie było tam nic ciekawego, ot mocny deszcz lejący się strumieniami, tym samym ograniczając widoczność. Co za tym idzie skupiłem się na drodze i spróbowałem przywołać mój umysł do stanu użyteczności. Tak naprawdę nie wiedziałem jeszcze co dokładnie będę robił, jednak z pewnością będzie to, jak zawsze, ta najcięższa robota.

Zaparkowałem samochód na parkingu przed dobrze mi już znanym budynkiem, po czym wysiadłem, wzdychając po raz enty tego poranka. Potem spojrzałem na zegarek znajdujący się na moim prawym nadgarstku. Byłem spóźniony o dwie minuty, a jeśli szef ma zły humor, oprócz nagany będzie jeszcze obcięcie wypłaty. Ciel tymczasem również wyszedł z pojazdu, przyglądając się budynkowi. Kiedy nastolatek sam z siebie ruszył w kierunku biura, zamknąłem samochód, doganiając go, aby następnie zrównać nasz krok. Otoczyłem go przy tym opiekuńczo ramieniem, chcąc dodać choć odrobinę pewności siebie. Po chwili, która nie trwała długo, weszliśmy do holu, gdzie panował spory ruch, jednak nie można było nazwać tego godziną szczytu. Od razu podeszliśmy do lady, za którą siedziała kobieta, której blond włosy były spięte w ciasnego koka. Popatrzyła na mnie przez okrągłe, czarne okulary, robiąc zniesmaczoną minę. 

- Michaelis. A już myślałam, że trochę od ciebie odpocznę. Nawet nie wiesz, jaka byłam nieszczęśliwa, kiedy z samego rana dostałam papiery dla ciebie. - powiedziała kąśliwie, jak to miała w zwyczaju.

- Przykro mi, że zepsułem ci dzień. Nie planowałem tego, uwierz mi. - udałem skruchę, przyzwyczajony już do humorów sekretarki. Na jej miejscu też bym się tak zachowywał. Potwornie monotonna i niewdzięczna robota.

-Po prostu weź te papiery i zejdź mi z oczu. - mruknęła, podając mi plik kartek z wydrukowanymi tabelami. - Szef powiedział, że masz się tym od razu zająć.

Przejrzałem niedbale materiały. Czekało mnie coś koło czterech godzin pracy. Po zapoznaniu się pobieżnie z dokumentacją, zerknąłem kątem oka na grzecznie stojącego naprawdę blisko mnie Ciela. Chciałem iść z nim do mojego biura, kiedy usłyszałem głos osoby, której naprawdę nie chciałem spotkać.


Witam moje jelonki. Cóż, macie następny rozdział. Wiem, że jest 5 stycznia i już dawno po sylwestrze, jednak jak wam minął ten wieczór? Myślę, że następna część pojawi się już niedługo, ponieważ jestem chora i mam zdecydowanie za dużo wolnego czasu. Ponadto chciałabym wykorzystać chwilowe sebacielowe natchnienie. I jeszcze raz, jak wam minął sylwester?

 I jeszcze raz, jak wam minął sylwester?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz