4.Powrót do starych czasów

1.4K 105 33
                                    


Pov.Ciel

Podczas drogi do gabinetu obserwowałem uważnie swoje buty. Szara wykładzina położona w holu wydała mi się w tym momencie niezwykle ciekawa. Wlepiałem w nią wzrok, próbując oczyścić myśli. Jeden śmietek. Drugi śmietek. Jakaś mała plama.

Stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu i położyłem dłoń na klamce, czując przyjemne, łudząco obce zimno metalu. Pchnąłem drzwi i przekroczyłem próg, aż do ostatniej chwili mając nadzieję, że nie zastanę w środku dobrze mi znanego blondyna. Niestety siedział naprzeciw fotela, w którym zasiadłem ja.

- Ciel... - zaczął, na co przerwałem mu, czując nieprzyjemny dreszcz z powodu mojego imienia w jego ustach.

- Nic nie mów. Po prostu miejmy to już za sobą. - westchnąłem, starając się być obojętnym, nawet jeśli w moim środku trwał sztorm.

Spotkanie miało trwać godzinę, przypominałem sobie, patrząc nerwowo na zegar. Minęła dopiero minuta. Jedna, jedyna minuta.

Zacząłem postępować tak jak z każdym pacjentem i przez proste pytania usiłowałem znaleźć źródło problemu. Szło mi to jednak o wiele oporniej niż zwykle. Moje myśli same się wyłączały, jakby nie miały zamiaru przyswajać odpowiedzi Aloisa. Cały czas kiwałem jednak głową na znak, że rozumiem i słucham, co było oczywistym kłamstwem.

- Nie słuchasz. - stwierdził, przekrzywiając głowę na bok niczym dziecko, które widzi coś po raz pierwszy.

- Słucham. - zapewniłem niezbyt przekonująco.

Nerwowo odgarnąłem z czoła grzywkę, czując drżenie rąk, którego nie potrafiłem powstrzymać. Zapewne z tego też powodu długopis, którym uderzałem w równym rytmie o zeszyt, nagle wyślizgnął mi się z dłoni i bezgłośnie upadł na szary dywan. Schyliłem się, żeby go podnieść, jednak z takim samym zamiarem pochylił się blondyn. Obaj chwyciliśmy długopis w tym samym momencie, przez co jego dłoń dotknęła tej należącej do mnie. Poczułem wtedy obezwładniającą panikę, przez którą puściłem długopis, cofając się. Jego dotyk mnie przerażał, sprawiał, że cały sztywniałem, a moje ciało odmawiało posłuszeństwa.

Chłopak najwyraźniej zauważył moją reakcję, którą nie sposób było pominąć. Westchnął cicho i położył długopis na stole, całkiem niedaleko mnie. Z oporem wziąłem swoją własność i zanotowałem jego ostatnią wypowiedź, kątem oka zerkając na zegar. Jeszcze tylko pięć minut.

- Możemy pogadać? - zapytał, na co podskoczyłem lekko, jakby zaskoczony tym, że ten w ogóle się tutaj znajduje.

- Zależy o czym. - odpowiedziałem nieprzekonany.

- O wtedy. No wiesz, balu sprzed czterech lat. - powiedział cicho, niemalże szeptem, jakby to była jakaś tajemnica. Poniekąd była.

Na jego słowa niemalże nie udławiłem się powietrzem. Przypuszczałem, że właśnie o to mu chodziło, jednak wspomnienie tamtej nocy niezwykle mnie poruszyło. Wracał praktycznie każdy szczegół.

- Koniec sesji. - podparłem z humorem zmienionym o trzysta sześćdziesiąt stopni, kiedy zegar wybił odpowiednią godzinę. 

Czym prędzej opuściłem gabinet i szybkim krokiem przemierzałem korytarze, marząc już tylko o spotkaniu z Sebastianem.

***

- No to czekam. - czarnowłosy pocałował mnie w czoło, wygodniej układając się na łóżku, gdy już je opuściłem.

Pomieszczeniem, do którego się udałem była łazienka. Zamknąłem w niej drzwi i z cichym westchnięciem się o nie oparłem, tak, jakby powiodła się jakaś moja misja. Przynajmniej pierwszy jej etap.

Odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy. Po chwili moje błękitne tęczówki powędrowały do wanny. Nie napuszczałem jednak wody, to by się mijało z celem. Rozebrałem się powoli i wszedłem do niej, odkręciłem kurek i przełączyłem tak, żeby strumień leciał z deszczownicy. Poczułem wtedy, jak po moim ciele spływają stróżki ciepłej wody. Podłożyłem głowę pod strumień, obserwując, jak po kosmykach moich włosów skapują przeźroczyste, mieniące się kropelki.

Zamknąłem na chwilę oczy, delektując się ciepłem i miłym uczuciem kropel błądzących po moim nagim ciele. Sięgnąłem po spodnie, które odłożyłem chwilę wcześniej na szafkę i zacząłem przeszukiwać ich kieszenie. W końcu znalazłem to, co chciałem, otulone dla bezpieczeństwa skrawkiem papieru, który po chwili rozwinąłem. Poczułem się tak, jakbym oglądał swoją starą, niewidzianą od lat przyjaciółkę. Przyłożyłem zimy metal do policzka. Nowa, ale taka jak zawsze. One wszystkie są takie same. Zimne jak lód, zdradliwe, namawiające do złego. Przez chwilę przyglądałem się jej grzesznym, ostrym brzegom. Badałem ją dokładnie wzrokiem, patrzyłem z niemalże dziecięcą fascynacją na to, co miałem w swoich rękach już wiele razy.

Potem spojrzałem na swoje biodro, po którym przesunąłem kawałkiem ostrego brzegu. Na mojej mlecznobiałej skórze pojawiło się rozcięcie, z którego wolnym ciurkiem zaczęła lecieć krew. Nie byłem idiotą, nacięcie było płytkie. Potem przeciąłem skórę w innym miejscu, jednak wciąż na tej samej wysokości. Oparłem się przy tym o tył wanny, patrząc na wodę, która barwiła się od krwi, znikając następnie w odpływie. Zapomniałem już jakie to fenomenalne uczucie, kiedy ulatywał cały stres i bezsilność, przynajmniej na chwilę. Odetchnąłem cicho i zagryzając dolną wargę, patrzyłem się w sufit.

Wyciągnąłem przed siebie rękę, przez co błękitny kryształ i złota obrączka błysnęły, odbijając światło łazienkowej lampy. Przeniosłem wzrok na nacięcia, z których wciąż sączyło się trochę krwi. Nie rozczulałem się jednak długo, po prostu umyłem tak jak zawsze, pilnując jednak, aby zmyć dobrze krew z siebie i niczego nie ubrudzić. Potem wyszedłem na chodnik przy wannie i wziąłem apteczkę, z pomocą środka odkażając nacięcia. Rany były płytkie, jednak nie na tyle, abym ryzykował kładzenie się z nimi bez żadnego opatrunku. Co za tym idzie, otuliłem je po chwili miejscowym bandażem, nie powstrzymując zmęczonego, znużonego westchnięcia. No to następny kawałek ciała będzie miał blizny, chyba że mi się zagoją, choć wątpię. Ale czy to było ważne? Wycierając się, patrzyłem na swoje ręce, które nosiły już wiele takich śladów. Takie ''znamiona'' były dla mnie czymś prawie normalnym.

Ubrałem bokserki i przejrzałem się w lustrze. Nic nie było widać, wszystko było ładnie zakryte. Nakładając na siebie koszulę Sebastiana, byłem z jednej strony dumny z wybrania tak dobrego miejsca, z drugiej od środka zżerały mnie wyrzuty sumienia i bezsilność większa niż zwykle. Myślałem o niej, kiedy myłem zęby i myślałem o niej, kiedy w końcu spocząłem u boku ukochanego, nieświadomego moich nowych ran.

- Księżniczka się już umyła? - odłożył książkę i pogłaskał mnie po włosach, przytulając.

- Tak. - wyszczerzyłem się, całując go w policzek.

Mężczyzna uśmiechnął się i pocałowałem mnie w czoło. Ściągnął okulary, odłożył je na szafkę nocną i w pełni skupił się na mnie, żyjąc słodką niewiedzą. Myślał, że to wieczór jak każdy inny.

- Bajkę? - zapytał, wiedząc, co lubię.

Pokiwałem delikatnie głową, opierając ją na jego klatce piersiowej. Sebastian tymczasem zaczął opowiadać jakąś historię, kładąc dłoń na moim biodrze, które zaczął delikatnie głaskać. Nie wiedział, że pod materiałem kryją się świeże rany. I nie dowie się. Nie chcę psuć naszego szczęścia.


Witam moje jelonki. Dzisiaj było rozpoczęcie roku, a jutro szkoła. Niech mnie ktoś zajebie :')

PS z czasu sprawdzania tej książki: Nie pamiętam którą klasę zaczynałam, jeśli siódmą to nie było tak źle, jak ósmą to prośba byłaby jak najbardziej aktualna, zapewne sama bym się wykończyła, gdyby nie zdalne. Ale szkoła średnia już jest lux, polecam serdecznie każdemu, nie bójcie się.

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now