23.Cmentarz

549 35 33
                                    


Pov.Ciel

- Nie lubię tego. - mruknąłem, słysząc brzdęk szkła w niesionej przeze mnie reklamówce. Ktoś obcy mógłby pomyśleć, że wraz z moim ukochanym wybieram się na jakąś zakrapianą imprezę.

- To tylko jeden dzień w roku. - Sebastian w pokrzepiającym geście przeczesał palcami moje włosy.

Westchnąłem i zatopiłem dłonie w kieszeniach czarnego, ciepłego płaszcza. Wzrokiem omiatałem mglistą okolicę i szyby, na których szron wymalował piękne wzory. Na drzewach liście trzymały się ostatkami sił. Wiele odpadało na moich oczach wraz z mocniejszymi podmuchami wiatru.

- I tak tego nie lubię. Kupowanie zniczy, zapalniczki, a potem... - wzdrygnąłem się na myśl o wyprawie na cmentarz, przypominając sobie kto na nim leży.

- No cóż, tak to już jest w listopadzie. - objął mnie ramieniem, co było tylko trochę pokrzepiające.

***

Czułem, jak mój oddech przyśpiesza, kiedy zobaczyłem płytę nagrobną moich rodziców. Pochowani byli we wspólnym grobie, ze wspólnym zdjęciem, które wyglądało jak ślubna fotografia. Było coś tęsknego w tych ciepłych, łagodnych uśmiechach i twarzy ojca tak podobnej do mojej, a jednak diametralnie innej. Była weselsza, mimo że gdzieś w oczach czaił się cień walk, które każdy musi w swoim życiu stoczyć. Coś ścisnęło mnie w gardle i zadrżałem, wpatrując się przez dłuższą chwilę w ten ostatni symbol ich istnienia na tym świecie.

- Wszystko dobrze? - zapytał cicho mój mąż, co pozwoliło mi się otrząsnąć.

Kiwnąłem lekko głową i klęknąłem, zapalając znicz. Przerabiałem to każdego roku, a wciąż z taką trudnością wracałem w to miejsce, przypominając sobie wraz z tym konsekwencje związane ze śmiercią ukochanych rodziców. Mimo to zawsze chciałem zapalić ten niepozorny płomyczek, który po włożeniu do szklanej otoczki stawał się coraz większy. Chwiał się przy podmuchach wiatru i wydawał się bliski zgaśnięcia, aby po chwili znów rozbłysnąć niczym światełko nadziei.

Położyłem znicz na nagrobnej płycie i patrzyłem w ten nikły płomyk, który według tradycji miał oznaczać pamięć. Ja będę pamiętał zawsze, nieważne ile czasu minie i czym los mnie zaskoczy. Nie zapomnę uśmiechniętej twarzy mamy, która patrzyła na mnie z dumą, kiedy pierwszy raz zawiązałem sznurówki, ani taty, który brał mnie na kolana i pokazywał, jak działa kostka rubika. Niech to pozostanie w mojej pamięci i kiełkuje. Być może kiedyś całkowicie przyćmi wspomnienia związane z pożarem, choć i te nie znikną.

- Możemy iść. - powiedziałem, po jakiejś pół godzinie (choć nie odczułem, żebym tyle tam tkwił) podnosząc się z klęczek.

Przy każdej wizycie dawałem sobie trochę czasu, aby pozbierać myśli i tym samym nie opuszczać cmentarza w totalnej rozsypce. Mogłem na spokojnie skonfrontować rzeczywistość z przeszłością, zachowując równowagę. Sebastian zawsze cierpliwie czekał, nie popędzając mnie. Kiedy teraz zobaczył, że jestem już gotowy na opuszczenie tego miejsca, wyciągnął do mnie dłoń i pomógł się podnieść. Kiedy jednak chciał udać się do auta, pociągnąłem go w przeciwną stronę. Miałem coś jeszcze do załatwienia, specjalnie dla niego. Było to ściśle związane z nim i naszą wycieczką do Bostonu.

- Gdzie ty mnie ciągniesz? - parsknął, mimo to posłusznie podążając za mną.

- Zobaczysz. - mruknąłem, starając się nie marudzić, że mamy do przejścia cały cmentarz. Być może zorientowałby się, gdybym mu o tym powiedział.

Pov.Sebastian

W końcu stanęliśmy u celu naszej podróży. Okazało się, że był to grób, który wprawił mnie w osłupienie. Moje serce zabiło szybciej na widok znajomego imienia oraz zdjęcia dziewczyny, która wyryła się w mojej pamięci. Nagrobek stał na obrzeżach, gdzie było mało odwiedzających i innych grobów. Nie myślałem, że Ciel zada sobie trud, aby go odszukać. Nie sądziłem nawet, że zapamięta, że rodzina Clem po jej śmierci przeniosła się do Nowego Jorku i tam też pochowała córkę. Powiedziałem mu nawet nazwę cmentarza. Myślałem, że przyjmie to i zapomni, jak wiele rzeczy z tych, które słyszymy codziennie od drugiej osoby.

Stałbym tak pewnie długo, gdyby nie Ciel, który trącił mnie lekko i uśmiechając się pokrzepiająco, dał mi znicz wraz z zapalniczką. Oddałem słabo uśmiech i przyjąłem rzeczy, zapalając światełko, które w moment tańczyło we wnętrzu szklanego naczynia. Po chwili ogień zaczął się powoli uspokajać. Z uwagą obserwowałem ten proces przez szkło w ciepłym, czerwonym kolorze.

Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia z dzieciństwa, jak i ten nieposkromiony smutek, który czułem tamtego dnia, gdy Clem odeszła z tego świata. Jej śmiech jeszcze długo rozbrzmiewał w mojej głowie. Słyszałem go na jej pogrzebie, kiedy modlono się, aby jej dusza dotarła spokojnie do nieba. Matka często mi po tym mówiła, że wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi i Pan ma nas w swojej opiece, a Clem jest teraz w miejscu uczciwym i dobrym, pełnym światła i innych niewinnych dusz. Nie chciałem tego słuchać, szczególnie wtedy. Dla mnie wtedy nie istniało niebo. Nie istniało nic.

To był moment, kiedy zerwałem srebrny krzyżyk ze swojej szyi i rzuciłem go matce pod nogi, z przeraźliwym smutkiem i nienawiścią w oczach mówiąc, że Boga nie ma. Odciąłem się od wpajanej mi od małego wiary, nie przyjmując do wiadomości, że Bóg może istnieć w tak chorym i niewdzięcznym świecie. Po tym wydarzeniu słyszałem czasem, jak matka pochlipywała, ubolewając nad tym, jak zmienił się jej syn od śmierci jedynej przyjaciółki. Nie wiedziała, że widziała tylko małą część mojej przemiany.

- Dziękuję. - uśmiechnąłem się lekko, przenosząc wzrok na Ciela. - Sam nigdy nie odważyłbym się tu przyjść.

- Odważyłbyś się. Prędzej czy później, ale jednak. W odwiedzaniu grobów naszych bliskich jest jakaś dziwna pociecha. Wychodzisz z cmentarza i jesteś przygaszony, ale w głębi serca tli się żar. Zdobywasz nową siłę spowodowaną świadomością, że czyjeś życie się skończyło, ale twoje wciąż trwa. Chcesz z niego korzystać. Jak nigdy uświadamiasz sobie, że czeka cię jeszcze pełno wspaniałych rzeczy, których chcesz spróbować, zanim i ty spoczniesz na wieki. - widziałem, jak kąciki jego ust unoszą się lekko ku górze. - To śmierć zbliża nas do życia.

Przez chwilę jeszcze patrzyłem na jego spokojną twarz i włosy, które przez wilgoć lekko się spuszyły. Dalej jednak był śliczny. Szczególnie kiedy spojrzał na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami i zaserwował mi uśmiech, na który każdego ranka czekałem z utęsknieniem.

- Wiesz, Ciel. - objąłem go ramieniem, przysuwając bliżej. W odpowiedzi chętnie się o mnie oparł. - Śmierć zbliża nas do życia, bo to coś, czego nie da się cofnąć ani zatrzymać. Nie ważne jak zdesperowani byśmy nie byli, przeraża nas i zabiera tych, których kochamy. Dzięki temu, że umierają ludzie wokół nas, możemy uświadomić sobie, jaki ból sprawilibyśmy naszym bliskim, gdyby i nas zabrakło. Śmierć uświadamia nam, że nawet jeśli jesteśmy samotni, nigdy nie jesteśmy sami.


Witam moje jelonki. Dzisiaj rozdzialik z cmentarza i wyjaśnienie, dlaczego Sebastian przestał wierzyć. Mam nadzieję, że się spodobało i do następnego, jesteśmy już przy końcu ^^

PS z czasu sprawdzania książki: Nie mam pojęcia czy w Nowym Jorku obchodzi się wszystkich świętach. Śmiem podejrzewać, że nie bardzo xD

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now