24.Utracone nadzieje

2.4K 192 35
                                    


Pov.Sebastian

Wraz z Cielem zajmowałem niewygodne krzesełka naprzeciw lekarza i czułem, że poczucie straty zżera mnie od środka. Straciłem właśnie życiową szansę na to, aby ochronić osobę, którą kochałem. Wiedziałem, że po takim numerze lekarz nie wypisze mi odpowiednich zaświadczeń, które pozwoliłyby na spokojny żywot mój i Ciela. Niedbały, lekko pochyły podpis przedstawiciela służby zdrowia dzielił mnie i chłopaka od szczęścia, jednak jedna noc postanowiła wszystko przekreślić. Nie mogłem znieść wzroku mężczyzny, który karcił nim nas, tak jak ojciec karci swoje nieposłuszne dzieci.

- Sebastian, wyjdź na chwilę. Chcę pogadać z Cielem w cztery oczy. - poprosił, na co poderwałem opuszczoną dotąd głowę.

Postanowiłem go posłuchać, nie chcąc bardziej pogarszać już i tak fatalnej sytuacji. Wstałem więc z krzesła, zauważając wystraszony wzrok mojego podopiecznego błądzący raz po mnie, raz po lekarzu. W akcie pocieszenia objąłem go na krótko i pocałowałem w czubek głowy, nie biorąc pod uwagę obecności doktora. Chciałem po prostu uspokoić nastolatka, któremu rzuciłem na odchodne pokrzepiające spojrzenie.

***

Czas dłużył się niemiłosiernie. Miałem wrażenie, że wskazówki zegara postanowiły znacznie zwolnić, wręcz stanąć. W końcu jednak nadszedł moment, w którym lekarz wraz z Cielem wyszedł z gabinetu. Nastolatek obejmował się ramionami, głowę miał spuszczoną. Od razu stanął przy moim boku, przez co instynktownie postanowiłem go objąć. Lekarz tymczasem westchnął, podsuwając mi pod nos plik papierów, które przyniosłem mu jakiś czas temu. Na pierwszej stronie widniał podpis, który znaczył dla mnie obecnie tak wiele. Wziąłem do niego ten cenny dar, z trudem powstrzymując łzy szczęścia.

- Sebastian, chyba wiesz, co to oznacza. - jego ton był poważny, patrzył mi w oczy. Przysunął się przy tym trochę bliżej, ściszając głos do szeptu. - Obdarzyłem cię zaufaniem większym niż moją byłą żonę. Spraw, aby Ciel był szczęśliwy. Masz o niego dbać, pilnować go i nie dać mu więcej cierpieć. Możesz mi to obiecać, prawda? - zapytał, odsuwając się na wcześniejszą odległość.

- Obiecuję. Dam z siebie wszystko. - przyrzekłem, mając ochotę uściskać go z wdzięczności, czego jednak nie zrobiłem.

- Idźcie, późno już. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli się więcej spotykać się w takich okolicznościach. - uśmiechnął się słabo, ja tymczasem lekko kiwnąłem głową, łapiąc otępiałego wciąż Ciela za rękę.

Udałem się z nim w stronę wyjścia, chcąc jak najszybciej opuścić szpital. Teraz, po tej chwili euforii, przyszła pora na powrót do rzeczywistości, która malowała się w szarych barwach.

Pov.Ciel

Nie wiedziałem jaki Sebastian miał interes w tych paru kartkach, jednak jego radość szybko się ulotniła. Mężczyzna nie naciskał, ale w powietrzu czuć było oczekiwanie. Mój opiekun czekał na wyjaśnienia, ja natomiast bardzo chciałem mu ich udzielić, nie ważne, jak trudne by to nie było. Zagryzłem na chwilę dolną wargę, odwracając głowę w stronę szyby.

- Zgwałcił mnie. - dwa ostre, obce dotychczas dla mnie słowa przecięły gęste jak mgła powietrze. Wypowiedzenie tego sprawiło mi większą trudność niż jakiekolwiek wyrazy z języka francuskiego. Próbowałem się nie rozpłakać, ale już czułem wzbierającą w gardle gorycz. - Alois. Wtedy, kiedy powiedział, że chce ze mną pogadać. - dodałem szybko, czując, że jeszcze chwila i dostanę histerii, niekontrolowanego napadu smutku i żalu. Być może absolutnej obojętności, w której zamknę się na wieki. Ale na pewno już nigdy nie będzie tak samo.

Po moich słowach nastąpiła przedłużająca się cisza, w trakcie której bałem się spojrzeć Sebastianowi w oczy. Sądziłem, że będzie tak aż do powrotu do domu, jednak przed tym mój opiekun zjechał na pusty parking jednego z okolicznych sklepów. Usłyszałem po tym, jak mężczyzna odpina pas, odsuwając przy tym swój fotel.

Spojrzałem na niego dopiero wtedy, gdy to mój pas został odpięty. Zdusiłem zdziwiony pisk, czując, jak Sebastian obejmuje mnie w pasie, a następnie sadza bokiem na swoich kolanach. Zesztywniałem, kiedy po chwili z ust czarnowłosego wydobył się szloch. Sebastian oparł czoło o moje ramię, przytulając mocno. Dziwne było oglądać mojego ukochanego w takim stanie. Zazwyczaj to ja byłem osobą, która urządzała histerię i wciąż musiała być pocieszana. Nie powiem jednak, żeby była to zła zamiana ról.

- Przepraszam. -powiedział, ledwie łapiąc oddech. - Tak bardzo cię przepraszam, Ciel. Nigdy nie potrafię cię dopilnować. Jestem gdzieś daleko za każdym razem, kiedy powinienem cię obronić. To moja wina.

Nie potrafiłem tego słuchać. Kochałem Sebastiana ponad życie, a jego obwinianie się za moją nieostrożność na pewno nie było tym, czego chciałem. Niektóre rzeczy po prostu się dzieją, nie mamy na nie wpływu. Tak samo, jak nie mamy wpływu na to, w kim się zakochamy. Pogłaskałem Sebastiana po włosach, czując, że i moje oczy uporczywie się szklą, wilgotnieją i pieką, tak samo zresztą, jak gardło. Czułem się w tym momencie tak, jakbym składał się tylko z żalu.

- Nie obwiniaj się. To mogło stać się wszędzie, o każdej porze. Po prostu teraz... Bądź ze mną. - powiedziałem, uwieszając się na jego szyi w rozpaczliwym akcie poszukiwania ratunku. - Bądź ze mną do końca i nie pozwól mi zostać samemu.

Pov.Sebastian

Kiedy trzymałem chłopaka na kolanach, obejmując czule, miałem wrażenie, że jest niezwykle kruchy. Tak jakby przez powiew wiatru mógł rozsypać się na kawałki, a następnie rozwiać na wszystkie strony świata. Zniknąć gdzieś pomiędzy rzędami szarych nagrobków, zapomniany przez świat.

Sprawiał takie wrażenie, jednak w głębi duszy wiedziałem, że to nieprawda. Było to tylko złudzenie, jego kamuflaż przed wszystkimi, którzy chcieli go skrzywdzić. W rzeczywistości Ciel był silny. Był silniejszy od wszystkich osób, jakie znałem. Przeżył tak wiele i mimo wszystko wciąż walczył. Nawet jeśli zdarzały się upadki, on wciąż podnosił się na nowo. To właśnie ta siła zatrzymywała go na ziemi. Nie dała mu zakończyć jego życia nawet wtedy, kiedy bardzo tego pragnął. Krył to za maską. Maską nieśmiałego i bojącego się chłopaka, kiedy tak naprawdę był odważny i niezwykle cierpliwy. Cierpliwie znosił wszystko, co zdążyło mu się przydarzyć w życiu.

- Nie zostawię cię. Będę zawsze obok, nieważne co zrobisz i gdzie pójdziesz. Nie pozwolę, abyś został sam. - obiecałem, mocniej go przytulając.

Zamieć śnieżna przybrała na sile, jednak ja wraz z Cielem siedziałem we wnętrzu nagrzanego samochodu, nie przejmując się panującą na zewnątrz pogodą. Patrzyłem prosto w tęczówki koloru nieba, które tak bardzo pasowały do jego imienia. To niezwykłe, jak człowiek potrafi zakochać się w jednych oczach, jednym uśmiechu, jednym pocałunku. Doceniać każdą chwilę, każdą kłótnię, kiedy jedna osoba przekrzykuje drugą tylko po to, aby później razem płakać w swoich objęciach. Pocałowałem go delikatnie, wkładając w to jednak wszystkie uczucia. Chłopak również się zaangażował, a kiedy się odsunąłem, zobaczyłem, że z jego oczu przestały płynąć łzy. Otarłem policzki chłopaka z ostatnich śladów rozpaczy, stykając ze sobą nasze czoła.

- Wracamy do domu. - powiedziałem łagodnie, mając nadzieję, że tam na chwilę wróci spokój i ład. Marne nadzieje.


Witam moje jelonki. Akcja toczy się wolno, ale myślę, że to nie przeszkadza. Teraz będzie po prostu chwila wytchnienia, czas, w którym skupimy się na samej relacji, gestach, słowach, niż na samej fabule. Mam nadzieję, że się podobało i do zobaczenia w następnych rozdziałach!

PSYCHOLOG || SEBACIELМесто, где живут истории. Откройте их для себя