4.Nasz świat

653 54 53
                                    


Pov.Ciel

Dzisiejszy dzień był tym, którego bardzo się obawiałem. Dlaczego? Cóż, z prostego powodu. Ja miałem wolne, Sebastian natomiast udał się do pracy. Co za tym idzie, zostałem sam z Charlotte, która miała naprawdę dobry humor. Od rana podśpiewywała sobie pod nosem i bawiła się wziętymi z domu kucykami. Jak na razie była grzecznym aniołkiem i miałem nadzieję, że tak pozostanie. Jeśli tak, nie było tak źle, jak w moich wyobrażeniach. Mijał dzień czwarty, mieszkanie było jeszcze w nienaruszonym stanie. Psychika moja i Sebastiana również, na szczęście dziewczynka nie nadszarpnęła naszych nerwów. Co najwyżej trudno się było przyzwyczaić do nowej osoby w domu, szczególnie tak małej, wesołej i nadpobudliwej.

- Wujku, kiedy drugi wujek wróci? - zapytała, ciągnąc rękaw mojej bluzy.

- Niedługo, wieczorem. - powiedziałem, biorąc ją na ręce.

Dziewczynka oplotła rękami moją szyję i wtuliła się, obdarzając mnie w ostatnim czasie taką ilością czułości, jakiej nie dostawałem nawet od Sebastiana. Lubiła bliskość, tak jak zresztą spora ilość dzieci. Ja też lubiłem przytulać się do rodziców, gdy miałem ich jeszcze przy sobie.

- Uczeszesz mnie? - zapytała, gdy w nagrodę za dobre sprawowanie dostała cukierka. Uwielbiała słodycze, co dobrze rozumiałem, też przepadałem za tymi słodkimi umilaczami życia.

- Uczeszę. - powiedziałem bez zastanowienia, wiedząc, że sprawiało jej to radość.

Miała długie i gęste włosy, idealne do wpinania licznych ozdób, które nosiła zazwyczaj w brązowych kosmykach. W sumie i mi zaplatanie warkoczy (nieumiejętnie, ale jednak) sprawiało pewną przyjemność, było odstresowujące. Słuchałem przy tym jej opowieści o bajkach, które nałogowo oglądała. Starałem się skupić na wykonywanej czynności i jednocześnie wniknąć w świat, który z dziecięcą niezdarnością starała mi się przedstawić.

Niespodziewanie przypomniałem sobie syna kolegi Sebastiana, który też kiedyś mnie czesał. Miałem wtedy tylko szesnaście lat i nie wyobrażałem sobie, że wyjdę na prostą, zostanę z moim psychologiem parą, a nawet weźmiemy ślub. Jak dużo rzeczy zmieniło się przez te wszystkie lata? Ile na lepsze? Z pewnością więcej, niż mógłbym spamiętać.

Uśmiechając się z rozczuleniem na te wszystkie wspomnienia i wpiąłem w jej włosy różową kokardkę.

***

- Pobawisz się ze mną? - usłyszałem jej znudzony, ale błagalny ton.

Spojrzałem na dziewczynkę i schyliłem się, aby nasze twarze były na tym samym poziomie. Nie musiałem przy tym pochylać się tak bardzo, ku mojemu niezadowoleniu wciąż byłem dość niski.

- W co chcesz się bawić? - zapytałem, mimo że dręczyły mnie pewne obawy.

Czy potrafiłem się jeszcze bawić? Nie chodziło już nawet o to, że jestem za stary, ale czy po tym wszystkim będę umiał zaangażować się w coś tak prostego, jak zabawa? Mimo to spróbuję, mam pod opieką dziewczynkę, której komfort jest chwilowo nieco ważniejszy niż mój.

- Kucykami. - zdecydowała, ciągnąc mnie na biały, puchaty dywan rozłożony w salonie.

Usiadłem obok niej i spojrzałem na pokaźną kolekcję kolorowych figurek tonących w dywanowym włosiu. Mała zaczęła tłumaczyć mi historię każdej zabawki, przedstawiła mi je, pokazała specjalne funkcje takie jak świecące skrzydła czy dźwięki, które wydawały konikowe księżniczki. Zaangażowanie w jej głosie przyprawiło mnie o lekki uśmiech.

Dzieci były takie... Ciężko powiedzieć. Cieszyły i koiły swoją niewinnością. Spojrzeniem na świat, które było całkiem inne od tego, jakie mieli dorośli. Zadawały pytania z pozoru błahe i bezsensowne, ale jasno mówiące o tym, że wciąż są ciekawe tego wszystkiego, co nas otacza i pragną to zrozumieć.

Czemu pada deszcz? Dlaczego po deszczu jest tęcza? Czemu pory roku się zmieniają?

Czy ktoś dorosły zatrzymał się na chwilę wśród tłumu pędzących ludzi, zastanawiając się nad tym, dlaczego dziś świeci słońce, a nie pada deszcz? Czy zapłakał choć raz nad losem zepsutej zabawki? Okrył kocem pluszowego misia, w obawie, że będzie mu zimno?

- Słuchasz wujku? - wyrwałem się z zamyślenia, słysząc jej cichy głos i czując na sobie baczne, oceniające wręcz spojrzenie.

- Tak, słoneczko. Słucham. - zapewniłem, odgarniając jej z czoła niesforną grzywkę.

Po chwili zaczęliśmy zabawę i jak się okazało, nie miałem problemu z wczuciem się. Bawiłem się świetnie, wręcz wspaniale. Czułem się dobrze i niczym dziecko, które w trakcie błądzenia w fikcji wyzbywa się wszelkich obaw. To było trochę tak, jakby coś zdjęło nagle z moich barków ciężar codziennego życia.

Prędko wróciły do mnie wspomnienia z czasów, gdy miałem niespełna dziesięć lat i rodziców, którzy kochali mnie i się mną opiekowali. Byłem otoczony troską, czułością, zapewnieniami o tym, że nie zjawiłem się na tym świecie przypadkiem i zawsze mam miejsce, do którego mogę wrócić. Kiedyś nie wierzyłem, że będę miał jeszcze dom taki jak ten z dzieciństwa. Przynajmniej do momentu, aż nie skrzyżowały się drogi moje i Sebastiana.

***

Siedziałem z małą przy stole, jedząc podwieczorek. Ja i mój ukochany wykreśliliśmy ten posiłek z naszego dnia, ale Charlotte po zabawie była głodna, do tego wymarzyła sobie naleśniki, więc złamałem panującą tu dotychczas rutynę. Specjalnie dla niej przezwyciężyłem klątwę kulinarnego beztalencia i usmażyłem jej te naleśniki, które co prawda były trochę za bardzo podpieczone, ale przykryte pierzyną bitej śmietany, co skutecznie polepszało smak.

- Byłbyś dobrym rodzicem. - stwierdziła, wycierając rękawem bitą śmietaną, która w następstwie tego czynu jedynie bardziej rozmazała jej się po buzi.

W odpowiedzi uśmiechnąłem się, patrząc na nią z rozczuleniem. Jej słowa zaabsorbowały mnie tak bardzo, że nie zwróciłem jej nawet uwagi o to, że usta powinna wycierać chusteczką. A już na pewno nie powinna wycierać rękawa o koszulkę, co zrobiła chwilę później.

***

- Wujeeeek! - po pokoju rozniósł się jej wesoły okrzyk, kiedy tylko usłyszała otwieranie się drzwi wejściowych.

Pędem pobiegła do przedpokoju i jak to miała w zwyczaju, wpadła w ramiona mojego męża. Sebastian rzecz jasna oddał gest, przytulając ją i unosząc jak wtedy, kiedy zjawiła się w progu z Charlim i Cyrylem.

I ja leniwie poczłapałem do korytarza i kiedy Sebastian dostrzegł mnie, przywołał do siebie gestem dłoni. Rzecz jasna podszedłem i przyłączyłem się do uścisku, dając pocałować się w policzek.

Cieszyłem się tą drobną chwilą, brakowało mi go przez cały dzień. Czułem się niekompletny, gdy nie było go obok. Czasem jesteśmy z kimś tak blisko i często, że dopiero gdy zniknie, dochodzi do nas, jak bardzo potrafimy tęsknić.

***

Ze snu wybudziło mnie lekkie szarpanie za rękaw koszuli Sebastiana, w której zazwyczaj spałem. Otworzyłem niechętnie oczy i ujrzałem zapłakaną Charlotte, która stała przy łóżku, ściskając w ręce misia.

- Co się stało, skarbie? - zapytałem już bardziej trzeźwo, podnosząc się do siadu.

Kątem oka spojrzałem na Sebastiana, który poszedł w moje ślady. Jego sen był strasznie płytki, prawdopodobnie przez to wszystko, co ze mną przeszedł. Do teraz bywało to pomocne, miewałem czasem koszmary o przeszłości, które już zaakceptowałem i uznałem za coś pokroju blizn, które też będą ze mną do końca.

- Śniło mi się coś złego. Mogę spać z wami? - zapytała, przytulając pluszowego królika.

- Pewnie, chodź. - mój ukochany przesunął się, robiąc między nami trochę miejsca.

Dziewczynka od razu skorzystała z pozwolenia i wdrapała się na łóżko, zajmując wydzielony kawałek. Otuliła się kołdrą i przytuliła się do mnie, a Sebastian nas objął, przez co lekko się uśmiechnąłem i znów zamknąłem oczy, starając się zasnąć. 

Myślałem, że ten tydzień będzie masakrą, którą wystawi nas na dużą próbę. Że nie poradzę sobie z opieką nad dzieckiem, nawet jeśli miałem obok Sebastiana, który miał do nich rękę. Tymczasem okazuje się, że umiem, a nawet zaczyna mi się to trochę podobać. Myślę, że nawet nie miałbym problemu, gdyby dziewczynka miała zostać u nas kilka dni dłużej. Ale nie na zawsze.

Wydaje mi się, że po tym wszystkim nie umiałbym porzucić dotychczasowego życia. Małego świata, jaki sobie stworzyłem. Świata mojego i Sebastiana. Świata dwójki nieodpowiedzialnych, kochających się idiotów.


Witam moje jelonki. Lecimyyy, mam już prawie jedną trzecią książki napisaną, więc dobrze mi idzie. Jak do 24 grudnia wbijecie 30.000 wyświetleń pod psychologiem, to w Wigilię publikuję pierwszy rozdział cieloisa. Do następnego moi kochani <3

PS z czasu sprawdzania: Obecnie książki ma jakieś 120 000 wyświetleń. Człowiek już nie jara się tak każdym tysiącem, w sumie to nawet średnio to pilnuje. Zawsze dąży się do popularności i jak największej liczby odbiorców, bo wiadomo, że to miłe, ale powolne pięcie się ku górze ma swój niepowtarzalny urok.

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now