19.Ból straty

821 87 35
                                    


Pov.Sebastian

To, że Ciela nie ma przy moim boku, uświadomiłem sobie już kilka sekund po wybudzeniu. Wraz z tym moje serce zaczęło bić szybciej, jednak nie byłem jeszcze przerażony. Wstałem z łóżka i zacząłem chodzić po domu, szukając w nim mojego ukochanego. Metraż był mały, więc po kilku minutach wiedziałem już, że musiał wyjść. Co za tym idzie, prędko się przebrałem i opuściłem dom, wybiegając na rozległe podwórze skąpane w słońcu. W końcu tak jak w życiu po smutku kiedyś przyjdzie radość, tak po deszczu wyjść musi słońce.

- Ciel! - wydarłem się, w odpowiedzi dostając ciszę.

Okolica była rozległa, więc zacząłem się gorączkowo zastanawiać co zrobić w takiej sytuacji. Nie mam pojęcia czy prędko wymyśliłbym coś rozsądnego, gdyby nie ślady butów odciśnięte w podmokłej trawie. Od razu poznałem, że to trampki Ciela, miały na podeszwie charakterystyczny wzór gwiazdek, który z trudem dostrzegłem. Ślady same w sobie były już jedynie lekkimi odciskami, które w niektórych miejscach całkiem zanikły, ale wciąż tworzyły możliwą od odczytania ścieżkę. Nie zastanawiając się długo, pobiegłem ich śladem, zauważając po chwili, że prowadzą do lasu. Serio całkiem sam zapuścił się w tę dzicz?

Pov.Ciel

Otworzyłem kolejny zeszyt na pierwszej stronie, której data mówiła mi, że od coming outu Sebastiana przed Clemementine nie minęło zbyt dużo czasu. Miałem jednak nieodparte wrażenie, że jego życie zacznie się w tym momencie robić dynamiczne i skakanie po notkach byłoby jak zapoznawanie się z ,,Piratami z Karaibów'' od trzeciej części. 

Nowy rok szkolny. Ostatni rok w tej szkole. Powinienem się cieszyć, ale tak nie jest. Jeszcze bardziej mi dokuczają, szczególnie taka dwójka chłopaków się na mnie uwzięła. Ale nie oni są najważniejsi. Martwię się o Clem, ciągle chodzi smutna. Ostatnio przyszła do mnie razem z rodzicami. Dorośli trochę ze sobą rozmawiali. Moi rodzice też  byli później smutni. Podobno z psychiką Clem jest coraz gorzej. Nie musieli mi tego mówić. Widzę to za każdym razem, kiedy patrzę jej w oczy. Śmieje się też tak bardziej smutno.

Zmarszczyłem brwi, patrząc się na ten wpis. Czyli jego przyjaciółka najprawdopodobniej chorowała na depresję albo inną dolegliwość wymagającą pomocy specjalisty.

Dzisiaj trzydziesty pierwszy października. Miałem chodzić z Clem po domach i prosić o słodycze. Wybraliśmy nawet dwa miesiące temu kostiumy. Mieliśmy się przebrać za czarodziejów z Harry'ego Pottera. Ale dzisiaj zadzwonili jej rodzice. Clem miała próbę samobójczą i leży w szpitalu. Pojechałem ją odwiedzić. Nie wyglądała dobrze. Widziałem ten przejmujący smutek w jej oczach, mimo że wciąż się uśmiechała. Do teraz nie mogę wyrzucić tego obrazu z głowy.

Oniemiały patrzyłem na ten wpis. Dodatkowe uczucia budziło we mnie to, że wszystko się działo naprawdę. To nie była książka, fikcja. To były prawdziwe wspomnienia Sebastiana. Wspomnienia bardzo ważne, o których nie miałem pojęcia i przez to w jednej chwili poczułem się tak, jakbym w ogóle go nie znał. Nie myślałem, że można się nagle poczuć w tak podły sposób. Późniejsza notka zapisana białym atramentem na czarnej kartce wcale nie poprawiła mojego samopoczucia.

Clem nie żyje. Nie wiem, jak to się stało, przecież wcześniej rozmawialiśmy. Śmiała się i mówiła o wakacjach, o książkach, o naszej wycieczce do Nowego Jorku, którą kiedyś razem odbędziemy. Mówiła, a potem umarła. Podcięła sobie żyły w wannie. Jej rodziców nie było w domu, byłem z nią tylko ja. Umarła pod moją wartą, to ja znalazłem ją w wannie wypełnioną wodą zmieszaną z krwią. Zadzwoniłem po pogotowie i jej rodziców, ale była martwa już wtedy, kiedy wszedłem do łazienki. Czy to naprawdę mogło trwać kilka minut? Mogłem nic nie zobaczyć? Nie usłyszeć? Siedzę w pokoju, tylko rodzice od czasu do czasu pukają, pytając, jak się czuję. Nie ośmielają się wejść. To dobrze, nie wiem, czy chcę obecnie kogokolwiek widzieć.

Patrzyłem na tę notkę oniemiały. Nie wyobrażałem sobie, co musiał wtedy czuć, stracić tak bliską osobę. Drżącymi rękoma przerzuciłem jeszcze parę kartek, dopóki nie natrafiłem na stronę, do której przyklejona była jakaś kartka.

Dzisiaj był pogrzeb Clem. Przyszło naprawdę dużo osób. Płakałem, bardzo płakałem. Jej rodzice zapytali mnie, czy chciałbym coś powiedzieć, ale nie dałem rady. To przejmujące uczucie tęsknoty i smutku zabija mnie od środka. Kiedy stałem nad jej grobem, coś we mnie pękło. Wszystko stało się takie realne, jeszcze bardziej bolesne. Nie wiedziałem, że coś może tak bardzo boleć. Kiedy wszyscy się rozeszli, nawet jej rodzice, ja wciąż klęczałem przy nagrobku. Mógłbym tak chyba całą wieczność, gdyby rodzice mnie nie zabrali. Myślę, że kiedyś chciałbym być psychologiem i pomagać takim ludziom jak Clem. Chciałbym, żeby żaden z moich bliskich już nigdy nie umarł w ten sposób.
  
Moje oczy się zaszkliły, więc przetarłem je materiałem koszulki. Jak Sebastian zniósłby moją śmierć, gdyby tamta próba w kuchni okazała się skuteczna? Załamałby się? Zabił? Dlaczego nigdy nie powiedział mi o swojej przyjaciółce?
   Rozwinąłem przyklejoną do strony kartkę, którą dostrzegłem już wcześniej. To była klepsydra. Imię, nazwisko, lata życia i informacje o mszy pożegnalnej widniały na nieco pofalowanym (zapewne od łez) papierze. Zagryzłem dolną wargę i wziąłem kolejny zeszyt w którym, miałem nadzieję, mój mąż wyszedł po tym choć trochę na prostą.

Dziś zaczęły się wakacje. Tak bardzo się cieszę! W końcu zmienię szkołę i znajomych. Szkoda, że nie ma ze mną Clem. W tym roku znów pojedziemy do domku letniskowego. W końcu odpocznę od Bostonu, tak wiele rzeczy mi tam o niej przypomina. Obok domku jest las, zamierzam zbudować w nim domek na drzewie. Miejsce, do którego mógłbym uciekać, kiedy będę miał dość. Jeszcze nie wiem, jak tego dokonam, ale na pewno to zrobię.


Dokończyłem czytać i znów rozejrzałem się po wnętrzu domku. Czyli zaczął go budować, kiedy miał czternaście lat, był trochę następstwem tragedii, jaka wydarzyła się w życiu młodego Sebastiana. Miejscem, w które mógłby uciec. Jako dziecko, a nawet nastolatek nieraz marzyłem o podobnej przystani.

Dzisiaj wyjeżdżamy z domku letniskowego i wracamy do Bostonu. Nie chcę tam wracać. Przez chwilę udało mi się chociaż trochę zapomnieć. Poza tym nie chcę iść do nowej szkoły bez Clem. To wydaje się takie straszne. Ale udało mi się przynajmniej wybudować domek. Muszę go jeszcze udoskonalić, poprzybijać deski w paru miejscach i przynieść tam więcej rzeczy. Na razie udało mi się tylko przenieść tam dwa pudełka, w których schowałem latarkę i baterie. Mam nadzieję, że domek przetrwa do następnego lata.

Tym razem otworzyłem zeszyt pod koniec, czyli gdzieś w środku roku szkolnego. Byłem ciekaw, jak wtedy wyglądała sytuacja. Czy rzeczywistość szkolna bez najbliższej przyjaciółki faktycznie była taka druzgocząca?

Obchodziliśmy dziś w szkole powitanie wiosny, z tej okazji poszedłem z klasą na spacer po parku. Było miło, nikt mi nawet dzisiaj nie dokuczał. Zachowałem wszystkie pieniądze i nie dostałem po mordzie. Ten chyba wystarczająco, aby nazwać dzień dobrym. Pierwszy raz od dawna poczułem choć trochę radości, być może to kwestia słońca, którego w ostatnim czasie nie zażywam zbyt dużo. Pani psycholog powiedziała, że jest trochę lepiej. Nie wiem jednak, jak będzie jutro.


Czyli jednak dalej był gnębiony. I dalej przeżywał silną żałobę. Nie dziwiłem się, ale kiedy otworzyłem notes w połowie i trafiłem na okres wakacyjny, miałem nadzieję, że było już wtedy lepiej.

Rodzice postanowili, że w tym roku znowu pojedziemy do domku letniskowego, tym razem na dłużej niż w zeszłym roku. Łąka wydaje mi się zieleńsza, domek bardziej przytulny, a las słoneczny, nawet jeśli drzewa nie przepuszczają zbyt dużo światła. Tymczasem moja forteca przetrwała i to w naprawdę dobrym stanie. Od razu wziąłem się za naprawianie drobnych zniszczeń. Co prawda w trakcie porządków podłoga się pode mną zerwała i zleciałem kilka metrów w dół, ale nic mi się nie stało. Zdecydowanie muszę ją umocnić, ściany zresztą też, bo boję się, że konstrukcja nie wytrzyma, gdy znów stąd wyjedziemy. Póki co udało mi się przemycić do domku jeszcze trochę rzeczy. Jutro spróbuję wciągnąć na górę mały stolik. Jeszcze nie wiem jak, ale zrobię to.

Przeczytałem i spojrzałem na mały stolik, o który zapewne chodziło w notce. Sam głowiłem się nad tym, jak znalazł się na górze. Muszę o to zapytać Sebastiana, kiedy już wrócę, chociaż na powrót mi się jak na razie nie zbierało, mimo że słońce było już naprawdę wysoko.


Witam moje jelonki. Yaaay, nowy rozdział... Nie no, pomysł z tymi dziennikami to była porażka, ale dobra xD Nie samym Cielem człowiek żyje, skupimy się też trochę na Sebastianie. Poza tym Clem będzie wspomniana w późniejszych rozdziałach, więc przynajmniej jest przydatna.

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now