27.Ostatnie pożegnanie

647 38 90
                                    


Pov.Ciel

- Co się stało? - zapytałem zaraz po tym, jak wpadłem do szpitala.

Czułem, jak drżę. Moje ręce nie były zdolne do utrzymania czegokolwiek. Moje myśli były w rozsypce, przez to praktycznie darłem się na kobietę w recepcji, chcąc pozbyć się tego zabijającego mnie uczucia niepokoju. Chciałem wiedzieć, upewnić się, że to nie to, co podejrzewam. Chciałem, aby Sebastian jeszcze dziś, ewentualnie jutro, cały i zdrowy wrócił do domu, z którego wyszedł tak niedawno.

- Zanim przejdziemy do jakichkolwiek procedur, musi pan potwierdzić tożsamość zwłok. - powiadomił mnie lekarz, do którego zostałem przekierowany z recepcji. W jego głosie pobrzmiewała ta irytująca, współczująca nuta.

Nie miał czego współczuć, nie umiał okazać takiej emocji. On pewnie po dyżurze wróci do domu, rodziny... Wciąż trzymałem się myśli, że to jedynie przykra pomyłka. Tylu ludzi ginie codziennie w Nowym Jorku w wypadkach samochodowych. Tylu osobom dzieje się krzywda w tym parszywym, przestępczym i żyjącym własnymi prawami mieście. Tyle że ani ja, ani Sebastian nie mieliśmy nigdy tego doświadczyć. To się dzieje tylko w tych dennych filmach, które oglądaliśmy, aby się pośmiać.

- Zaprowadzę pana. Widok może być... Wstrząsający. Proszę powiedzieć, jakby to było dla pana za dużo. - medyk zerknął na mnie badawczo, prowadząc w dół, najpewniej do kostnicy.

Po chwili okazało się, że faktycznie znaleźliśmy się w tym zimnym, przepełnionym smutkiem i śmiercią miejscu. Wraz z mężczyzną stanąłem po przeciwnych stronach stołu, na którym przykryte białym materiałem leżały zwłoki. Skupiłem całą swoją uwagę na kimś, kto tego dnia nie wypije już noworocznego szampana, nie zabawi się z przyjaciółmi w jakimś huczliwym barze, nie życzy swoim dzieciom szczęśliwego nowego roku. Byłem pewien, że to właśnie ktoś taki leży na blaszanym stole. Starałem się dojrzeć rysy, sylwetkę, ocenić wzrost i dopóki płachta była na swoim miejscu, mój mózg dostrzegał coraz więcej cech świadczących o tym, że to nie mój ukochany.

- Po prostu miejmy to za sobą. - powiedziałem w końcu, dość pewny swego.

Lekarz przed odkryciem zwłok posłał mi ostatnie współczujące spojrzenie, zapewne domyślając się, co sobie wmawiałem. Potem odsłonił powoli materiał, przyprawiając mnie o bezdech. Człowiek leżący na stole to bez wątpienia był Sebastian. Kruczoczarne kosmyki włosów zlepione były zaschniętą krwią, do której miejscami przylepiły się ostre kawałki zbitej szyby. Drobne, kujące kawałeczki powbijane były również w twarz o ładnych i delikatnych rysach. Z malinowych ust odeszły wszystkie kolory, a klatka piersiowa się nie unosiła. Bo i po co zmarłemu kolejny oddech?

Widziałem liczne oparzenia i sporą ranę w okolicy brzucha, w większości wciąż ukrytą przed moim spojrzeniem. To... nie mógł być on, prawda? Ten pełen życia i radości człowiek, który gotów był pomóc każdemu, kto pomocy potrzebował. Osoba, którą kochałem ponad wszystko. Przypominał porcelanową lalkę i nie dotknąłem go, ale byłem pewien, że jego praktycznie biała skóra jest zimna jak lód.

- To... On... Czy... - plątałem się, czując, że nie jestem w stanie sklecić żadnego konkretnego zdania.

Nic nie przechodziło mi przez gardło. Tym bardziej nie byłbym gotów sam przyznać, że osoba, z którą spędziłem tyle czasu, nie żyje. Poniekąd dalej się tego wypierałem. Aby całkowicie wbić sobie do głowy tą okrutną prawdę, szukałem czegoś charakterystycznego i dość szybko to znalazłem. Mój wzrok padł na pierścień, który dałem mu jakiś miesiąc temu. Czerwony kamień zalśnił w świetle jarzeniówki, również pokryty krwią swojego właściciela. W niedowierzaniu złapałem ostrożnie jego dłoń i przyglądałem się błyskotce, tak jakbym widział ją po raz pierwszy.

- Potwierdza pan tożsamość? - zapytał lekarz, o którego istnieniu zdążyłem zapomnieć.

W odpowiedzi spojrzałem na mężczyznę oczami pełnymi łez, które zaczęły po chwili mimowolnie spływać po moich policzkach. Nie potrzebował nic więcej. Powiedział, że mam chwilę, aby się pożegnać i wyszedł, zostawiając mnie samego z kimś, kogo pocałunek sprzed zaledwie dwóch godzin wciąż czułem na ustach. Dopiero trzaśnięcie drzwiami uświadomiło mi, że lekarza nie ma już przy moim boku.

- Sebastian. - szepnąłem cicho, co oczywiście nie spotkało się z żadną reakcją.

Ścisnąłem bardzo delikatnie jego rękę, czując, że jest zimna i bardziej bezwładna niż zazwyczaj. Tak niepodobna do tej, którą zapamiętałem ze szczęśliwych spacerów. Uścisk naszych dłoni, ciepły i czuły, zawsze podtrzymywał mnie na duchu.

Mógłbym bardziej odkryć płachtę, aby zobaczyć obrażenie, od którego prawdopodobnie zginął, ale nie zrobiłem tego. Nie unosiłem też jego powiek, wiedząc, że oczy, które zastanę, będą bez wyrazu. Cóż to było za niegodne pożegnanie... Tak pełne bólu i żalu, przez który wydawało mi się, że i ja zaraz umrę. Nikt nie byłby w stanie znieść takiego cierpienia. Dusiłem się nim, ale nie mogłem go wypluć. Już na zawsze stanie mi w gardle.

- Sebastian... Dlaczego teraz? Dlaczego, gdy tyle rzeczy mieliśmy jeszcze w planach? - moim drobnym ciałem wstrząsnął szloch. Upadłem na kolana i dusiłem się nim, lecz ulga nie nadchodziła.

Wciąż trzymałem jego zimną dłoń i przeklinałem los, który ponownie postanowił mi coś zabrać. To nie sen. To nie koszmar, po którym Sebastian przytuliłby mnie, mówiąc, że wszystko jest dobrze. Mimo że cała ta sytuacja była nierealna, wiedziałem, że jest prawdziwa. Jego już nie ma i nie będzie. Nigdy nie wróci, aby kochać mnie szczerze i bezinteresownie. Ustrzec przed tym bezlitosnym i okrutnym światem, który już na początku pokazał mi, że będę musiał sto razy bardziej postarać się o coś, co inni mieli od urodzenia. A teraz znów miałem walczyć? Czy nie wycierpiałem już w życiu wystarczająco dużo?

- Miałeś nigdy nie umierać. - zaszlochałem, ściskając jego rękę, której chłód i beznamiętność zaczęły mnie przerażać. Popadałem w histerię.

Moje usta drżały, formując się w niedowierzający i lekko obłąkany uśmiech, a myśli kłębiły się w mojej głowie jak szalone. Niczym w kliszach widziałem wspomnienia wszystkich naszych wspólnych lat i na nowo odtwarzałem każdy moment, który zmienił moje życie i pomógł mi zobaczyć, że jest ono warte każdej ceny. To Sebastian pokazał mi, że czas z osobą, którą się kocha, jest wart przeżycia tych wszystkich okropności.

Już dawno obiecał mi, że nie będzie umierał. Wiedziałem, że to kłamstwo, że koniec dla każdego kiedyś nadejdzie, ale nie myślałem, że zostawi mnie tak wcześnie. Całkowicie samego, porzuconego, ze złamanym sercem i pewnie sam Sebastian nie wiedział że kiedyś złamie mi to serce wbrew swojej woli. 

Zamknąłem na chwilę oczy i próbowałem przestać myśleć, wiedząc, że to nie koniec. Byłem dopiero na początku. Czeka mnie pogrzeb, informowanie przyjaciół, wyrzucenie lub schowanie w kartony jego rzeczy, których już nigdy nie użyje. Wydawało mi się, że teraz życie będzie się składało już tylko z momentów, które będą na nowo rozpalać uśpiony choć na chwilę ból.

Podniosłem się z klęczek, uniosłem lekko jego dłoń i pocałowałem jej wierzch tak, jak on zawsze całował wierzch mojej. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

- Żegnaj. - powiedziałem, choć to krótkie słowo zaakcentowane żalem i goryczą ledwie przeszło przez moje ściśnięte gardło.

Puściłem jego rękę i wyszedłem z sali, nie odwracając się ani razu. Pustymi szpitalnymi korytarzami doszedłem aż do recepcji, gdzie z beznamiętnością i jednocześnie przeraźliwym smutkiem poprosiłem o papiery. Wziąłem do rąk kartki, jednak poległem przy próbie odczytania, co na nich pisało, gdyż literki rozmazywały się i plątały, nie mogąc ułożyć w jedno spójne zdanie. Lekarz po chwili czekania pokazał mi palcem na pasek w prawym dolnym rogu, gdzie miałem się podpisać. Coś przy tym mówił, ale nie słuchałem go. Po prostu wziąłem do ręki długopis i na kartce, na którą spadło kilka łez, złożyłem podpis, który potwierdził śmierć całego mojego świata.


Witam moje jelonki. Rozdział przepełniony beznadzieją, tak bardzo wpisujący się w to, co na początku chciałam uzyskać tą książką. Mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba, egzamin ósmoklasisty z Polskiego poszedł wam znakomicie, a wy jesteście zdrowi i czujecie się dobrze. Do następnego <3

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now