2.Dzień w którym zniknął spokój

1.6K 114 85
                                    


Pov.Ciel

- Jak to się robi? - siedziałem Sebastianowi na kolanach i pokazywałem jedną z rubryczek, którą musiałem wypełnić.

- W ten sposób. - mężczyzna wziął ode mnie kawałek papieru i długopis, po czym odpowiednio pozaznaczał pola. Mimo dwóch lat pracy pewne rzeczy wciąż przychodziły mi z trudnością.

Dzisiaj był luźniejszy dzień, więc jak zawsze przyszedłem do jego gabinetu i pracowałem, siedząc mu na kolanach. Lubiłem te chwile, które wbrew pozorom zdarzały się rzadko. W pewnym momencie westchnąłem, odchylając głowę do tyłu.

- Zmęczony? - zapytałem męża, przymykając przy tym oczy.

- Cholernie. - przyznał i jakby na potwierdzenie ziewnął, zakrywając usta dłonią. - Ale jeszcze trochę. Masz dziś już tylko zapoznać się z nowym pacjentem, tak?

Pokiwałem głową i oparłem się plecami o jego klatkę piersiową, lekko się zsuwając. Zerknąłem przy tym na niego z ukosa.

- Coś mi obiecałeś ostatnio, pamiętasz?

- Kino. - odrzekł od razu. - I karmelowy popcorn, pamiętam dokładnie. Chcesz iść dzisiaj?

- Chciałbym. - zamknąłem oczy, mocno go obejmując.

- Nie śpij. - zaśmiał się, pstrykając mnie w nos.

- Nie śpię. - odburknąłem, mimo to nie zmieniając pozycji.

W niespodziewanym momencie usłyszeliśmy ciche pukanie. Po tym, bez czekania na odpowiedź, w pomieszczeniu zjawił się pewien długowłosy, szalony psycholog.

- Papierki od szefa przyniosłem, hi hi. - białowłosy w stanie niezwykłego zadowolenia podał mojemu mężowi plik kartek.

- Dzięki. - Sebastian grzecznie się do niego uśmiechnął.

W sumie Adrian, którego jednym z dziwactw było upodobanie do ksywki Undertaker, był jedną z niewielu osób, które darzyłem sympatią. Mężczyzna był skryty, tajemniczy, w niektórych sytuacjach (a może właśnie w większości sytuacji) po prostu dziwny. W tej dziwności krył się jednak naprawdę miły, interesujący człowiek.

- Phantomhivek. - zachichotał, częstując mnie nachalnie jednym z ciastek-kostek, jakie zazwyczaj przy sobie nosił.

Wraz z Sebastianem uznałem, że z uwagi na przywiązanie do rodziców i sympatii do noszonego od urodzenia nazwiska, nie zmienię go wraz ze ślubem. Co za tym idzie, dla Adriana pozostałem ''Phantomhivek''.

- A szy nie maz placy? - zapytałem niewyraźne przez ciastko, które przy dobrej okazji ten wepchnął do ust.

- Mam, przychodzę tylko na chwilę, hi hi. - znowu zachichotał, po czym poczochrał moje dobrze ułożone włosy. - To ja się będę zbierał.

Nim się obejrzałem, pozostała po nim jedynie cmentarna woń i słodki smak ciastka, które w końcu udało mi się przełknąć.

- Dziwny człowiek. - mruknął Sebastian, przeglądając papiery, które ów dziwny człowiek mu doniósł.

- Miły. - poprawił go, gdy pogładził przy okazji moje włosy. - Muszę się chyba zbierać.

Dodałem po tym prędko, widząc, że wybija godzina mojego spotkania z nowym pacjentem.

- Racja. - przytaknął, również spoglądając na gnające wskazówki.

Pocałowałem ukochanego w usta, w czoło, a potem w policzek i gdy uznałem takie pożegnanie za wystarczające, wstałem z jego ud.

- Do zobaczenia za dwie godziny. - powiedziałem, dając i siebie ucałować w policzek.

Po tym wyszedłem z pokoju z szerokim uśmiechem i w wyśmienitym nastroju udałem się do swojego gabinetu, gdzie powinien już czekać na mnie nowy pacjent.

Pov.Sebastian

Gdy wyszedł, przeciągnąłem się, a następnie wstałem z obrotowego fotela. Podszedłem do oszklonej ściany gabinetu i spojrzałem na obraz przede mną. Typowy widok betonowej dżungli, wręcz filmowy obrazek Nowego Yorku. Tu był dom. Uniosłem dłoń i spojrzałem na złotą obrączkę, która połyskiwała w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca. Przyłożyłem następnie pierścionek do ust i zamknąłem oczy, czując na wargach słodkie zimno szlachetnego metalu. Zanurzyłem się we wspomnieniach. Kuszącym zapachu ślubnego szampana, płatkach białych róż i tej nocnej podróży, podczas której świat wydawał się jedynie mglistą cywilizacją setki kilometrów stąd.

Przypomniałem sobie wiele emocji, które nakładały się na siebie, w końcu tworząc radość. Czyste, niezmącone gramem smutku szczęście. Niemalże poczułem, jak na nowo otula mnie powietrze wiosennej nocy, a księżyc rzuca delikatny blask. Oczy w kolorze ślicznego odcienia błękitu, patrzące na mnie z miłością i ufnością. W momencie, gdy to wspomnienie przyszło mi do głowy, otworzyłem swoje oczy w kolorze czerwonego wina, patrząc się na widok rozpościerający się przede mną. Z delikatnością i niemalże dziecięcą fascynacją przyłożyłem dłoń do szklanej tafli, a potem na nowo zamknąłem oczy, czując na powiekach promienie słońca. Moje usta mimowolnie uformowały się w delikatny, ale wciąż radosny uśmiech. To było życie, jakiego potrzebowałem. Spokój i cisza w gabinecie działały pobudzająco na myśli. Niech ten spokój zostanie na zawsze, niezmącone niczym szczęście i radość z każdego dnia, myślałem z niemą prośbą.

- Jutro będzie lepiej. - powiedziałem sam do siebie, oglądając uważnie złotą obrączkę na moim serdecznym palcu. - A może być lepiej? - zaśmiałem się sam do siebie, a odgłos ten odbił się od ścian gabinetu.

Opadłem na krzesło przy biurku i założyłem nogę na nogę, przeglądając dostane chwilę wcześniej dokumenty. Aż w oczy znów rzuciła mi się godzina, którą wybił zegar. Osiemnasta chyba jeszcze nigdy nie wprawiła mnie w tak błogi stan. Zaledwie godzina i koniec pracy. Myśl o powrocie do domu była kusząca... Ewentualnie przed tym kino, ale to też była obiecująca wizja.

Pov.Ciel

Szedłem przez korytarz firmy, przeglądający dokumenty związane z moim podopiecznym. Miałem przyjść wcześnie, jednak po drodze zahaczyłem jeszcze o automat stojący w holu, przez który obecnie dzierżyłem w dłoni kubek wściekle słodkiej kawy. Upiłem łyk napoju i skupiłem się na tych najważniejszych danych. Zawsze wszystko lubiłem robić na ostatnią chwilę. Nie raz i nie dwa mogłem oglądać oblicze zdenerwowanego szefa, kiedy nie wyrobiłem się na czas z czymś istotnym, jednak wiedziałem przy tym, że mnie nie wywali. Pacjenci mnie lubili, a ja sam byłem poniekąd chlubą tej firmy. Dzieciak z problemami, który korzystał z jej usług, a następnie sam został psychologiem. To jest coś, złota gwarancja jakości.

Po chwili stanąłem przed drzwiami, za którymi czekać miał na mnie mój nowy podopieczny. Lubiłem ten moment. Stawałem przed drzwiami, nie znając wyglądu ani imienia osoby, z którą będę pracował przez następne tygodnie. Co prawda mogłem je znać, jednak wolałem to sprawdzić sam. Pacjenci nie byli dla mnie jedynie bezwartościowymi jednostkami, które mogę później wrzucić do worka z napisem ''wyleczeni''. Przykładałem się do tego i każdemu, kto korzystał z moich usług, ofiarowałem swój czas, uwagę i zrozumienie. W końcu spędzałem z nimi trzy godziny tygodniowo, czasami trochę dłużej, jeśli potrzebowali dogłębniej skonsultować swoje smutki. Końcowo jednak wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi, przywołując na twarz serdeczny uśmiech.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. - wszedłem do środka, wciąż porządkując dokumenty. Kiedy spojrzałem na osobę siedzącą na fotelu, zatkało mnie, a z rąk wypadły wszystkie kartki.

- Ciel? - chłopak wstał z miejsca. Wstrzymałem oddech, czując, jakby moje serce miało zaraz stanąć, a może i rozpaść się na kawałki.

- Alois...?


Witam moje jelonki. Zgodnie z obietnicą wlatuje poniedziałkowy rozdział. Jak widać, nasz kochany blondasek powrócił! Kto się cieszy? Jedna osoba odgadła, kto był tą niewidzianą od lat osobą z przeszłości, wspomnianą w opisie drugiej części. Niestety nie przypomnę sobie teraz nicku, może się odezwać pod tym rozdziałem. Gratuluję domyślności. Do następnego poniedziałku!

PSYCHOLOG || SEBACIELOnde histórias criam vida. Descubra agora