16.Tak bardzo zmęczony

1.2K 84 45
                                    


Wraz z moim ukochanym siedziałem przy stole, starając się skłonić go do zjedzenia śniadania. Ciel nie był do tego zbyt chętny, patrzył na gofry z mieszaniną obrzydzenia, niechęci i... Strachu? Coś w tym guście.

Nie wiedziałem skąd u niego ta awersja, być może to skutek tego, że będąc w szpitalu nie jadł. Z uwagi na swój słaby stan zdrowia dostawał posiłki dożylnie i do któregoś momentu było to efektywne, obecnie musiał na powrót przywyknąć do zwykłego jedzenia. Nadszedł czas powrotu do standardowego funkcjonowania i to jeden z jego elementów.

- Kochanie, chociaż troszkę. - powiedziałem, głaszcząc go lekko po policzku.

Siedzieliśmy już tak dobre pół godziny. Starałem się go w tym czasie nakłonić do jedzenia, przed czym on uparcie się bronił. Siedział ze skrzyżowanymi na piersi rękami, odmawiając chociaż tknięcia gofrów, które do niedawna uwielbiał. Mimo to nie traciłem nadziei i starałem się znowu i znowu, nawet jeśli był nieugięty. Nawet jeśli miałoby mi to zająć cały dzień.

- Proszę. Tylko trochę. -powtórzyłem któryś już raz z rzędu.

Mój mąż pokręcił głową i zsunął się lekko po oparciu krzesła, tak jakby dzięki temu miał się stać niewidzialny. Nie stał się jednak, przez co mojej uwadze nie umknęły jego szklące się oczy. Aby nieco załagodzić jego zły nastrój, przysunąłem do siebie jego krzesło i posadziłem chłopaka na swoich udach, obejmując w pasie. Mimo że to ja byłem powodem jego łez, chętnie się do mnie przytulił.

- Tylko troszkę, Ciel. Troszeczkę. Nie płacz. - powiedziałem, głaszcząc go po ramieniu chudszym niż jeszcze kilka miesięcy temu.

O dziwo przyniosło to efekty, tym razem zgodził się, aby coś zjeść. Mimo to, gdy przeżuwał niechętnie kawałek gofra, miał naprawdę cierpiętniczy wyraz twarzy.

Pov.Ciel

Uznając że po takich staraniach z jego strony wypada coś zjeść, zgodziłem się więc na spróbowanie odrobiny moich ulubionych do niedawna gofrów. Mimo ich słodyczy jedzenie nie okazało się niczym przyjemnym. Gdyby nie moje zaburzenia odżywiania, których dostałem po zwymiotowaniu tamtego śniadania, cieszyłbym się z łakoci z samego rana podsuniętych mi pod nos. Niestety to nie było życie sprzed roku, męczyłem się ze zjedzeniem słodkiego wypieku kolejne pół godziny.

- Ślicznie. - zostałem pochwalony i ucałowany w policzek.

Nie zwróciłem jednak na to zbyt dużej uwagi, zamknąłem oczy i głęboko oddychałem. Niestety nie pomogło mi to w opanowaniu mdłości, po kilku minutach zszedłem z jego kolan i pobiegłem do łazienki. Klęknąłem przy toalecie i zwróciłem wszystko, co jadłem tego ranka, po wszystkim drżąc. Było to tak ohydne i nieprzyjemne przeżycie, że nie zauważyłem nawet, że znowu płaczę. Miałem wrażenie, że weszło mi to już w nawyk, stało się czymś tak naturalnym jak oddychanie.

- Już, spokojnie, wszystko dobrze. - usłyszałem po chwili, a gdy mężczyzna mnie objął, do moich nozdrzy wdarł się kojący zapach jego osoby.

Zamknąłem oczy i mocno go objąłem, czując się tak, jakbym miał zginąć, gdy przyjdzie mi go puścić. Ale zawsze go puszczałem i zawsze życie jakoś toczyło się dalej. Rzecz jasna było tak samo beznadziejne.

Pov.Sebastian

Przytulałem go i czując, jak mocno się mnie trzyma, wstałem z nim na rękach. Jak zawsze starałem się dać mu ukojenie i stabilność, poczucie, że nie jest sam. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie męczyło mnie bycie z nim w tym wszystkim, ale widziałem, jak bardzo cierpi i to dodawało mi sił. Wiedziałem, że muszę spisać się jak najlepiej, chwilowo porzucić swoje wątpliwości i emocje i zająć się jego podejściem do otaczającego nas świata. Gdybyśmy obaj się załamali, nie byłoby wyjścia, utknęlibyśmy w tym bagnie. Póki co jest nadzieja.

Westchnąłem i spojrzałem z lekkim uśmiechem na człowieka w moich ramionach, po czym lekko ucałowałem skroń męża, który znów spał. Póki co niech śpi do woli, za jakiś czas będę zmuszony do przywrócenia jego zegara biologicznego do odpowiedniego porządku. Ale to za jakiś, wszystko spokojnie, powoli. W tej sytuacji jednym z najlepszych lekarstw będzie czas.

Pov.Ciel

Zbudziłem się dość późno, w okolicy osiemnastej, może dziewiętnastej. Mój wzrok nie padł z początku na zegar, rozglądałem się jedynie po sypialni, jakbym nie do końca wiedział, gdzie jestem. Jak się po chwili zorientowałem, obok mnie siedział Sebastian. Standardowo czuwał przy moim boku, czytając książkę. W końcu miał na to obecnie bardzo dużo czasu.

- Jak się spało? - zapytał, odkładając lekturę na bok. Zakładka znajdowała się już przy samym końcu powieści, mimo że w dzień naszego przyjazdu znajdowała się na początku.

- Dobrze. - powiedziałem i znów spojrzałem na okno, na które padł mój wzrok sekundy po wybudzeniu się. - Pada.

- Tak, leje od piętnastej. - westchnął, również zwracając w tą stronę swoje spojrzenie.

Jeszcze przez chwilę patrzyłem na to, co działo się za oknem, po czym podniosłem się z łóżka. Gdy podszedłem bliżej tego małego wrota na dwór, usłyszałem kropelki uderzające o szybę. Melodia stała się wyraźniejsza, gdy otworzyłem okno i zaciągając się solidnie zapachem wilgotnego świata, usiadłem na parapecie.

- Co robisz? - Sebastian od razu znalazł się obok mnie.

Spojrzałem na niego kątem oka, po czym na nowo utkwiłem wzrok w niebie, nie odpowiadając. Mimo że było lato, z uwagi na chmury świat stał się wyjątkowo smętny i szary. Trawa i kwiaty uginały się pod ciężarem kropel, gdzieniegdzie tworzyły się mikroskopijne rzeczki, które mknęły wśród zielonych źdźbeł. Rzeczywistość wydała mi się obecnie jakimś innym wymiarem, w który chętnie wkroczyłem, ześlizgując się z parapetu. Poczułem się naprawdę dobrze, gdy moje bose stopy zetknęły się z mokrym podłożem.

- Rozchorujesz się, kotek. - usłyszałem, dostrzegając po tym, że Sebastian wyszedł na dwór zaraz za mną. Umorduje się z takim wariatem jak ja. Nie, żeby już teraz nie było mu ze mną ciężko.

- Trudno. - powiedziałem, wybiegając na środek łąki.

Słysząc, jak woda chlupocze mi pod nogami, tym chętniej brnąłem naprzód. W końcu stanąłem w jakimś bliżej nieokreślonym punkcie i z zamkniętymi oczami odchyliłem głowę do tyłu, czując, jak przemaka moje ubranie, a wilgotne włosy lepią się do czoła niczym po jednym z koszmarów. Uśmiechnąłem się i odgarnąłem je z czoła, po czym wyprostowałem się, otwierając oczy. Dostrzegłem wtedy Sebastiana, który stał niedaleko, patrząc na mnie bez zrozumienia. Ale wyglądał tak, jakby z całych sił chciał zrozumieć, co robię i dlaczego. Myślę, że sam też chciałem.

- Czyż nie jest zabawnie? - zachichotałem i pobiegłem dalej, jeszcze bardziej na środek łąki, która była mokra, jakby długo płakała lub jakby bezsilnie się wykrwawiała, czekając na jakiś lepszy czas.

Pov.Sebastian

Stałem w miejscu, obserwując ze zdziwieniem jego poczynania. Od dawna nie widziałem u niego takiej euforii i to z powodu... Deszczu? Najwyraźniej tak. Nie miałem innego wytłumaczenia na jego niecodzienne zachowanie. W końcu Ciel ułożył się na trawie i zamknął oczy, uśmiechając się sam do siebie. Słysząc, że podchodzę, uchylił leniwie jedną powiekę.

- Połóż się obok. - zachichotał znowu, klepiąc miejsce obok siebie.

- Będziemy chorzy. - westchnąłem, mimo to bez sprzeciwu zajmując miejsce przy jego boku.

Kiedy to zrobiłem, złapał mnie za dłoń i splótł nasze palce razem. Potem poczułem, że przysuwa się na tyle blisko, abyśmy stykali się ramionami. Jako że wciąż padało, a my leżeliśmy na plecach, czułem skapujące na moją twarz kropelki wody, czym Ciel wydawał się nie przejmować. Znów zamknął oczy i leżał uśmiechnięty, najwyraźniej ignorując nieprzychylną pogodę.

- Dużo chmur. Nie będzie dzisiaj widać gwiazd. - powiedział, wciąż nie otwierając oczu.

- Może chmury zdążą się rozwiać, nim nastanie noc. - ''pocieszyłem'' go, mimo że obaj zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w nocy albo będzie spał, albo znowu tonął w rozpaczy. Na pewno nie przejmował się gwiazdami, które do niedawna tak lubiliśmy oglądać.

- Wątpię. - powiedział jedynie, po czym spojrzał na mnie. Spojrzał na mnie tak przenikliwie, że poczułem nieprzyjemny dreszcz, mimo że kąciki jego ust wciąż były uniesione ku górze. Gdy kontynuował, jego głos się łamał. - Jestem zmęczony. Zmęczony ludźmi, zmęczony cięciem się, zmęczony zaburzeniami odżywiania. Zmęczony ciągłym spaniem, zmęczony tym, że mimo iż żyję, cały czas czuję, jakbym miał umrzeć. Zmęczony myślą, że już nigdy nie zaznam szczęścia. Jestem bardzo, bardzo, bardzo... Zmęczony.

Gdy cicho wypowiedział ostatnie słowo, przyjrzałem mu się. Już nie był wesoły, bardziej wypełniony smutkiem i bezsilnością. Przygryzł dolną wargę, a ja, widząc, że zbiera mu się znowu na płacz, przygarnąłem go do siebie bez słowa. Myślę, że to jedyne czego obecnie potrzebował. Jedyne, co mogłem mu dać, aby poczuł się jakkolwiek lepiej.

- Jestem tak bardzo zmęczony. - zaszlochał, wtulając się we mnie.

Głaskałem go i przytulałem, dając się wypłakać, nawet jeśli na tej mokrej ziemi w trakcie ulewy. Ignorowałem to, on też to ignorował. A deszcz miał w głębokim poważaniu nas i wciąż padał, nie dając żadnej nadziei na szczęśliwą przyszłość.


Witam moje jelonki. Przepraszam. Tak bardzo was przepraszam, ale nie daję rady. Nie potrafię pisać tej powieści tak, jak kiedyś. Kiedy siadam do napisania następnego rozdziału to nie z myślą, że chcę, tylko z myślą, że muszę. Póki co, dostaniecie jeden rozdział w poniedziałek, a nie dwa. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie. Z weselszych wiadomości pragnę ogłosić, że zaczynam nowego sebaciela pod tytułem ,,CIRCUS'' , którego pierwszy rozdział jest już dostępny na moim profilu.

PS z czasu sprawdzania tej książki: Do dziś siadam do pisania z myślą, że muszę. Z myślą, że muszę iść do przodu, że muszę wrzucić wam coś nowego, że muszę pisać, bo inaczej stracę smykałkę do tego. Ale siadam z myślą, że muszę, a potem zaczynam pisać i w tym magicznym momencie wiem, że całą resztę mojego życia mogłabym spędzić tylko na tym. Cieszę się, że przez te lata, które upłynęły od czasu napisania tego rozdziału, mogłam uświadomić sobie, że pisanie to moje przekleństwo i jednocześnie błogosławieństwo od losu, które będzie się mnie trzymać już zawsze. Myślę, że pasje, które kochamy (nawet jeśli bywają trudne i wymagające) są naszym małym skarbem.

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now