24.Przypadkowe znajomości

876 74 57
                                    


Pov.Ciel

- Sebastiaaaan? - przeciągnąłem jego imię, patrząc na mojego ukochanego maślanymi oczami.

- Taaaaaak? - on również przeciągnął słowa, obdarzając mnie krótkim spojrzeniem.

- Chodźmy na koncert. - poprosiłem, opierając głowę na jego udach.

Siedzieliśmy obecnie na kanapie, oglądając film. Była to w ostatnim czasie nasza główna rozrywka. Co prawda nigdy nie narzekałem na obijanie się, ale było to po pierwsze niezdrowe, a po drugie cholernie nudne. Potrzebowałem chociaż odrobiny wrażeń.

- Jaki koncert? - ku mojej uciesze stracił chwilowo zainteresowanie filmem.

- W Bostonie jest, występuje taki jeden całkiem znany zespół. Proooszę, chodźmy. - złożyłem ręce jak do modlitwy, uśmiechając się w najbardziej uroczy sposób, na jaki się zdobyłem.

Widziałem, że się wahał, co nie trwało jednak długo. Tak jak sądziłem, wystarczył jeden rzut oka na moją twarz, aby się ugiął. 

- No dobrze już, dobrze. O której jest ten koncert? - zapytał, a ja pewnie podskoczyłbym z radości, gdybym akurat nie siedział.

- Na dwudziestą. - powiedziałem, podając mu telefon z odpaloną stroną całego wydarzenia.

Pov.Sebastian

Zgodziłem się, więc nie miałem już wyjścia, pojechaliśmy na ten koncert. Kupiliśmy przy wejściu bilety i nim się obejrzałem, byliśmy w środku hali, w której tłoczyło się kilkaset ludzi. Cała oprawa koncertu już na pierwszy rzut oka wydawała się pomysłowa, jednak moją uwagę skierowałem na Ciela. Mój mąż za to uważnie rozglądał się po wszystkim, o moim towarzystwie przypominając sobie pewnie tylko wtedy, kiedy lekko ściskałem jego drobną dłoń, która stale tkwiła w moim uścisku. Nie winiłem go za tą bezgraniczną fascynację, w końcu się uśmiechał i wyglądał tak, jakby uleciały z niego zmartwienia ostatnich tygodni.

Jako nastolatek na koncerty chodziłem dość często, co za tym idzie i mi po chwili udzielił się wesoły nastrój. Całkowicie odseparowałem się od zmartwień w momencie, w którym zaczął się występ. Nie wnikałem za bardzo w to, czym był zespół, jednak ich muzyka okazała się naprawdę chwytliwa i przyjemna w odbiorze. Mógłbym jej słuchać nawet bez przerwy, która jednak nastąpiła, dając chwilę wytchnienia muzykom i ich słuchaczom. Wraz z Cielem wykorzystaliśmy ten moment, aby przysiąść na chwilę na jednej z wielu ławek znajdujących się w hali. Nie wiem, jak działa los, przeznaczenie tym bardziej nie, ale to właśnie przy tej konkretnej ławce znalazła się mała dziewczynka. Od razu widać było, że jest przestraszona i zagubiona, wydawała się wypatrywać kogoś w tłumie. Ubrana była na różowo, z wieloma kolorowymi spinkami powpinanymi w brązowe warkocze. Płakała, czując zapewne rezygnację, przez którą przestała chwilowo wypatrywać znajomej twarzy.

- Cześć. - klęknąłem przy niej, nie zwracając uwagi na lęk, który wzbudziła w niej moja osoba. - Zgubiłaś się? Kogo szukasz?

- Nie ma nigdzie taty. - załkała, ocierając wilgotne, zarumienione policzki.

- Spokojnie, znajdziemy go. - Ciel przyłączył się do mnie, uspokajając tę młodą damę.

Przez chwilę zastanawiałem się nad tym, jak na takim wydarzeniu odnaleźć jej rodzica. Już myślałem o tym, aby podejść do obsługi i poprosić o jakiś komunikat, jednak nie było to konieczne. Dostrzegłem dwójkę mężczyzn, którzy przedzierali się przez tłum, najwyraźniej kogoś szukając.

Jeden z nieznajomych był bardzo podobny do dziewczynki, miał brązowe włosy, zielone oczy i piegi, swojemu towarzyszowi sięgał do ramienia. Jego kompan był inny, z włosami podchodzącymi pod biel i błękitnymi oczami skrytymi za okularami w okrągłych oprawkach. Różnili się również ubiorem, szatyn miał na sobie sweter i dżinsy, jegomość obok niego gustował w czerni ze srebrnymi dodatkami.

- Tata! - krzyknęła dziewczynka i podbiegła do szatyna, wpadając w jego objęcia.

- Jesteś, księżniczko. Martwiliśmy się. - westchnął niższy z nich, biorąc małą na ręce. - Przepraszam. Nigdy nie słucha, a potem się gubi i wychodzi jak wychodzi. 

- Nie ma problemu. - powiedziałem z uśmiechem, który odwzajemnili. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę naprzeciw siebie w ciszy, kiedy jeden z nich ocknął się i przedstawił.

- Nazywam się Cyryl. - powiedział rodzic małoletniej.

- A ja Charlie. - białowłosy poszedł jego śladem.

Ja wraz z Cielem również się przedstawiłem, wymieniając z, teraz już znajomymi, uściski dłoni. Potem, korzystając z przerwy, udaliśmy się w nieco cichszą część areny, aby porozmawiać. Jak się okazało tak jak i my mieszkali na co dzień w Nowym Jorku, do Bostonu przyjechali specjalnie na koncert. Byli fanami tego typu rozrywki i w związku z tym nieraz jeździli naprawdę daleko, aby być na jakimś wydarzeniu. Szczególnie teraz, kiedy nastąpił beztroski, wakacyjny czas.

- Od kiedy jesteście małżeństwem? - zapytał ten z nieco mroczniejszym stylem.

- Skąd wiesz, że jesteśmy? - zapytał mój mąż, lekko przechylając głowę na bok.

- Obrączki. - powiedział, spoglądając wymownie na błyskotki na naszych palcach. - Poza tym to, jak na siebie patrzycie, mówi wszystko.

Zaśmiał się cicho, najwyraźniej tak jak Wolfram mając tę szlachetną umiejętność czytania z ludzkiego spojrzenia.

- Dwa lata. - odpowiedziałem na wcześniejsze pytanie, otaczając Ciela ramieniem.

- To już dość długo. Ja z Cyrylem jestem na razie tylko zaręczony. - przyznał Charlie, chyba z lekkim zawodem.

- Życzę udanego wesela. Myślę, że to jedno z najlepszych rzeczy, jakie można przeżyć. - powiedział mój ukochany.

- Dziękujemy. - Cyryl spojrzał na swojego wybranka i jednocześnie ciaśniej objął córkę siedzącą na jego kolanach. - Na pewno będzie wyjątkowo.

Dziewczynka była córką z poprzedniego małżeństwa Cyryla, jej matka dość prędko zrzekła się po rozwodzie praw do opieki. Potem mężczyzna związał się z Charlim, który był całkowicie od niego inny, ale tak samo miły. Pogawędka z tą dwójką okazała się na tyle przyjemna, że poczułem prawdziwy zawód w chwili, w której przerwa się skończyła i przyszło nam się rozstać. Po raz drugi tego wieczoru spotkaliśmy się dopiero po zakończeniu koncertu, wtedy też wymieniliśmy się numerami telefonów i zaczęliśmy kolejną ''krótką'' rozmowę.

- Regarder Sebastian. Il pèche avec beauté.* - Charlie zagadał po francusku do Ciela i puścił mu oczko. Mój mąż nieco się przez to ożywił, już dawno nie miał w swoim otoczeniu kogoś, kto znałby ten język.

- Je sais. Je ne vais pas le rendre. Il fait de bonnes gaufres*. - odpowiedział i obaj się zaśmiali, pozostając w sekrecie z tym, co ich tak rozbawiło.

Potem już naprawdę rozstaliśmy się, udając w stronę swoich samochodów. My akurat mieliśmy z kwadrans drogi, w końcu Boston był miastem pięknym i jak to już w takich bywa, zaparkowanie gdziekolwiek było wyzwaniem.

- Stop. - usłyszałem w pewnym momencie i zauważyłem, że Ciel się zatrzymuje.

Rzecz jasna i ja stanąłem w miejscu, sądząc, że coś się stało i chłopak po chwili albo dostanie załamania, albo zada mi jakieś arcyważne pytanie, które spokojnie mogłem usłyszeć bez zatrzymywania się. Taki już był. Takiego Ciela poślubiłem i takiego uwielbiałem.

- Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś i jeszcze zrobisz. To dla mnie bardzo dużo znaczy. Pamiętaj, że bez względu na wszystko bardzo, bardzo cię kocham. - powiedział, mocno mnie obejmując.

Brzmiało to trochę jak mowa pożegnalna i w jego akurat przypadku było to szczególnie niepokojące, ale chwilowo zamiast się martwić, po prostu uśmiechnąłem się i mocno go przytuliłem.

- Ja ciebie też kocham, Ciel. - wyszeptałem mu przy uchu, szczęśliwy z prostoty tego momentu i jednocześnie spokoju, jaki wbrew wszystkiemu mnie ogarnął.

Staliśmy tak w ciszy przez kilkanaście minut, jedynie co jakiś czas ulicą przejeżdżał samochód, który znikał po chwili za zakrętem. Myślę, że ten moment to była namiastka szczęścia, które miało do nas stopniowo wrócić.


*tłumaczenie z google tłumacz, za błędy w nim nie odpowiadam*

*Regarder Sebastian. Il pèche avec beauté. - Pilnuj Sebastiana, grzeszy urodą.

*Je sais. Je ne vais pas le rendre. Il fait de bonnes gaufres. - Wiem. Nie oddam. Robi dobre gofry.


Witam moje jelonki. Od razu mówię, że rozdział wyszedł po prostu chujowo. Oczy mnie bolały do tej sztywności rozmów, gestów, tego wszystkiego, w sumie tylko ten koniec z tuleniem był dla mnie znośny. Tak czy tak przepraszam, że wczoraj na mikołajki nic nie wrzuciłam, ale cały dzień byłam poza domem i jak tylko wróciłam, to poszłam spać :P

PS: Co dostaliście na mikołajki?

PS z czasu sprawdzania: Wow, to był jeszcze ten piękny czas kiedy wychodziłam z domu ;P

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now