21.Pewna październikowa sobota

504 45 12
                                    


- Sebastiaaan? - Ciel przeciągnął moje imię, siadając na miejscu obok.

- Hm? - niechętnie oderwałem się od książki, spoglądając na niego.

Kiedy on nadrabiał papiery swoich pacjentów, ja zająłem się książką, którą już wieki temu odłożyłem w połowie i nie umiałem znów się za nią zabrać. Już od dawna brakowało mi tej prostej czynności, jaką było czytanie, które z uwagi na pęd życia na dłuższy czas odeszło w zapomnienie.

- Wiesz, co dzisiaj jest? - z szerokim uśmiechem wlazł mi na kolana.

- Październikowa sobota? - zapytałem, przyprawiając go tym o niezadowolony grymas. Dobrze wiedziałem, o co mu chodzi, jednak nie odpuściłem sobie okazji do podenerwowania go. - Wiem, że rocznica naszej znajomości, głupku. Nie krzyw się tak.

Pstryknąłem go w nos i parsknąłem, kiedy zrobił zeza. Potem wstałem z nim na rękach i okręciłem się niczym w tańcu.

- Co byś chciał zrobić z tej okazji, aniele? - zapytałem, odstawiając ucieszonego partnera na ziemi.

- Wyjść z moim mężem na spacer. - wyszczerzył się, niezwykle zadowolony z siebie. Zdziwiłem się takimi planami. Zazwyczaj wymyślał coś bardzo nietypowego, a tu zwykły spacer.

- I tylko to? - upewniłem się, na co dostałem kilka szybkich kiwnięć głową. - No... Dobrze. Jeśli tylko chcesz, wyjdziemy na spacer.

Poczochrałem mu włosy i zgodnie z jego życzeniem wyszliśmy na spacer. Pora nie była dobra na takie wypady, kończył się październik i robiło się naprawdę zimno i ponuro. Na szczęście jednak w chodzie trochę się rozgrzaliśmy, poza tym ubraliśmy ciepło i byłoby to jak zwyczajne wyjście, gdybym nie czuł stresu emanującego od mojego męża.

Pov.Ciel

Wychodząc z nim z domu, zdawałem sobie świadomość z tego, jak osobliwe i bezsensowne jest to, co chciałem zrobić. Nie zdziwię się, jeśli Sebastian mnie wyśmieje. Czułem jednak, że dzięki temu będę bardziej spełniony, chodziło mi to po głowie od dłuższego czasu. Wszystko dokładnie wymyśliłem, nawet dzisiejsze wyjście, które nie miało wzbudzać podejrzeń. Mój ukochany nie wiedział jeszcze, że będzie to bardzo szczególny spacer. Uznałem, że po dziesięciu latach nadszedł odpowiedni czas abym mógł to zrobić.

Aby dodać sobie nieco odwagi, złapałem ukochanego za rękę. Właśnie dotarliśmy do parku, w którym na początku naszej znajomości rzucaliśmy się śnieżkami, zostawiając na pastwę losu torbę z zakupami. To miejsce już prawdopodobnie zawsze będzie mi się kojarzyło właśnie z tym wydarzeniem.

Pov.Sebastian

Rozglądałem się po znajomym parku, lekko uśmiechając. Ścieżkę i ogołocone częściowo o tej porze drzewa oświetlały latarnie, które lśniły żółtym, ciepłym światłem. Atmosfera była magiczna, szczególnie kiedy dochodził do tego mocny uścisk naszych dłoni, który przypominał mi z kim tutaj jestem. Jedynym co psuło tą chwilę było rosnące zdenerwowanie mojego partnera. Coraz bardziej utwierdzałem się w myśli, że nie jest to jedynie moje złudzenie.

- Coś się stało? - zapytałem, głaszcząc lekko wierzch jego dłoni.

- Nie, wszystko dobrze. - odpowiedział ze słabym uśmiechem, ściskając lekko moją rękę.

Oddałem uśmiech i w ciszy kontynuowaliśmy naszą wędrówkę. Obserwowałem otaczający nas krajobraz, ale też badałem jego zachowanie. Chłopak za to unikał mojego wzroku i zachowywał się tak, jakby chciał umknąć przed moją analizą. Apogeum jego dziwnego zachowania nastąpiło w momencie, w którym przechodziliśmy akurat środkiem parku. Był on niczym ogród stojącej nieopodal, zabytkowej rezydencji, w której wnętrzu odbywało się dużo kulturalnych wydarzeń. Ogród tworzył krąg, w którego wnętrzu stała fontanna, a wokół niej ławeczki. Wszystko oświetlał rząd latarni rzucających to samo przyjemne światło.

- Stój. - rozkazał w pewnym momencie mój ukochany, a ja rzecz jasna posłuchałem.

Puścił moją dłoń i stanął przede mną, cicho wzdychając. Nie wyczytałem z jego miny zbyt dużo, ale była w niej ta nutka niepewności. Zdziwiłem się, kiedy klęknął przede mną, wyjmując aksamitne pudełeczko. Pierścionek w środku był bardzo podobny do tego, którym oświadczyłem się ja, tyle że ten miał czerwony kamień.

- Wyjdziesz za mnie? - zapytał, podczas gdy ja wpatrywałem się w niego zdumiony. - Nie patrz tak na mnie. Od zawsze chciałem to zrobić, ale mnie wyprzedziłeś.

Uśmiechnął się w sposób, który u niego kochałem. Czułem, że kiedy tak na niego patrzę, wszystko inne traci swoje znaczenie. Rezydencja w oddali, gałęzie drzew poruszane przez wiatr, fontanna i latarnie, który oświetlały ten senny i mglisty krajobraz. Istniał tylko Ciel, niepewny swojego pomysłu, czekający na odpowiedź na najpiękniejsze pytanie, jakie można zadać drugiej osobie.

- Za ciebie zawsze. - odpowiedziałem bez wahania, kiedy minął już pierwszy szok.

Ciel uśmiechnął się szeroko i już pewniej, wsuwając na mój palec pierścień. Podniósł się z klęczek i wyglądał jak okaz czystego szczęścia, kiedy w końcu powiedziałem mu to prowizoryczne tak. To prawdziwe i najmocniejsze powiedzieliśmy sobie lata temu, na ślubnym kobiercu.

- Po dziesięciu latach się zebrałem. - rzekł niezwykle z siebie dumny, łapiąc mnie za dłonie. - Sebastian?

Zapytał lekko zaniepokojony, widząc łzy na moich policzkach. Wilgoć w moich oczach nie była jednak spowodowana smutkiem. Nie było w tym płaczu ani odrobiny negatywnych uczuć. Byłem szczęśliwy i do cna wzruszony jego zachowaniem. Cieszyłem się, że żyję z kimś, z kim przeżywam chwile tak cenne jak ta. 

- Nie płacz no, bo mi też się wtedy smutno robi. - otarł moje policzki, kiedy ja cicho szlochałem.

Oddałbym wszystko, aby to mogła trwać już zawsze. Mógłbym przez setki lat dzielić z nim każdą minutę i wciąż nie miałbym dość. Przy nim nigdy nie czułem się samotny czy niekochany. Był najlepszym lekarstwem na smutek i zrezygnowanie. Szybko koił wszystko co złe samym dotykiem i ciepłym słowem. Przytuleniem i cichym ''kocham cię'' w momencie, w którym najbardziej tego potrzebowałem.

- To ze wzruszenia. - wydusiłem, mocno go przytulając. - Nie mógłbym wyobrazić sobie lepszej rocznicy znajomości, wiesz?

Poczułem jak oplata rękami moją szyję, odwzajemniając gest równie mocno. Od czasu kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy minęło tyle czasu. Tyle razem przeżyliśmy dobrych i złych chwil, tyle przezwyciężyliśmy, aby być teraz w tym miejscu. Przeszliśmy przez wszystkie próby, jakie zaserwował nam los, nawet jeśli czasem jedynie malutka iskierka gdzieś w głębi serca kazała się nie poddawać.

- Ja też. - powiedział łamiącym się głosem, chwilę później płacząc wraz ze mną.

Szlochaliśmy w swoich ramionach i była to jedna z tych chwil, za które oddałbym wszystko. Z jednej strony jest rozpacz, a z drugiej strony słodki spokój i błogość, ponieważ trzymasz w ramionach najważniejszą dla ciebie osobę. Osobę, która mimo upływu czasu wciąż potrafi cię zaskoczyć. Wiedziałem, że tak będzie z Cielem, nawet jeśli przyjdzie nam spędzić razem kolejne dziesięć, dwadzieścia, a może i pięćdziesiąt lat.


Witam moje jelonki. Na początku... Wow. Dobiliśmy 50 tysięcy odsłon pod tą książką, dziękuję! A skoro taka ładna liczba, to i rozdział specjalny. Mam nadzieję, że się podobało, bo mi bardzo. Lubię takie ''równouprawnienia''. Bo uke też się może oświadczyć, czemu nie :D

PS z czasu sprawdzania: Czy tylko dla mnie po latach ''uke'' to takie żenujące określenie?

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now