18.Nauka zapominania

2.6K 202 32
                                    


Pov.Ciel

Otworzyłem powoli oczy, stwierdzając, że na miejscu obok brakuje Sebastiana. Podniosłem się wtedy więc do siadu, rozglądając po pomieszczeniu zaspanym jeszcze wzrokiem. Wyszedłem następnie z sypialni, sprawdzając zarówno pierwsze, jak i drugie piętro.

- Sebastian? - odpowiedziała mi cisza, przez co zrozumiałem, że czarnowłosy musiał gdzieś wyjść.

Swoje kroki skierowałem do kuchni, gdzie zastałem kartkę zapełnioną schludnym, znajomym pismem. Słowa głosiły następujące zdania:


Musiałem wyjść. Do maksymalnie trzech godzin będę.


Sebastian


Spojrzałem na zegar, który wybił akurat jedenastą. Wychodzi na to, że zostałem sam. Gdy to do mnie doszło, cisza, jaka panowała w mieszkaniu, zaczęła mnie niepokoić. W dodatku to właśnie dziś ''obchodziłem'' rocznicę śmierci rodziców. Od dawna tylko to oznaczała dla mnie ta data. Czy mogło być coś gorszego, niż zostanie w takiej chwili bez nikogo u boku? Ale... Skoro Sebastian wyszedł, to czemu ja nie mogę? W końcu nie byłem w więzieniu.

Wrócę przed nim, a spacer, do których mnie zachęcał, dobrze mi zrobi. Na wszelki wypadek napisałem do mojego opiekuna kartkę, aby nie martwił się moją nieobecnością, jeśli jednak wyprzedzi mnie w powrocie do domu. Po tym poszedłem ogarnąć się do wyjścia, aby następnie opuścić mieszkanie, które zamknąłem kluczami znalezionymi w przedpokoju. Sebastian jest jednak przewidywalny. Szczególnie w tym, gdzie zostawia rzeczy.

***

Mroźne powietrze otuliło mnie zaraz po wyjściu na dwór. Rozejrzałem się wokół, zastanawiając, dokąd mogę pójść. Tak naprawdę zimno panujące na zewnątrz zniechęciło mnie do spacerów, jednak nie chciałem wracać do mieszkania. Skoro już wyszedłem, to pójdę w jakieś ciekawe miejsce. Wraz z tą myślą schowałem dłonie do kieszeni, ruszając prosto, przed siebie, gdzie mnie nogi poniosły. Rozglądałem się przy tym, aż nie napotkałem wzrokiem małego baru. Przez ten krótki odcinek naprawdę zmarzłem, a perspektywa spędzenia czasu w ciepłym pomieszczeniu, wśród ludzi niezwracających na ciebie uwagi była naprawdę kusząca.

Przeszedłem przez ulicę i pchnąłem ciężkie, drewniane drzwi strzegące wejścia do lokalu. Już od progu uderzyło we mnie ciepło i cichy gwar rozmów. Pomieszczenie było małe, oświetlone zaledwie paroma żarówkami dającymi ciepłe, żółte światło. Większość elementów wykonana była z drewna, przez co miejsce wydawało się niezwykle przytulne.

Podszedłem do baru, zajmując miejsce obok gościa w średnim wieku. Miał na sobie pogniecioną w wielu miejscach koszulę, jego okulary spoczywały na blacie przed nim. Czarna marynarka znalazła swoje miejsce na krześle, wisząc bezwładnie na jego wezgłowiu. Nieznajomy w dłoni trzymał kieliszek z bursztynowym płynem, który musiał być dla niego obecnie bardzo interesujący, ponieważ wlepiał w niego nieobecny wzrok. Barman, który dotąd stał tyłem i wycierał kieliszki, obrócił się w moją stronę. Zmrużył oczy, po chwili przyprawiając mnie o odrobinę stresu.

- Nie wyglądasz mi na pełnoletniego. Przykro mi, ale nie mogę sprzedać ci alkoholu, jeśli to po niego tu przyszedłeś. - mówiąc to, udał smutek. Nim zdołałem się wtrącić, odezwał się tajemniczy jegomość z miejsca obok.

- Anthony, nie bądź taki. Polej chłopakowi. - powiedział, opróżniając na raz zawartość kieliszka.

- Tobie już chyba starczy... - usłyszał w odpowiedzi. Nie wydawał się z tego zadowolony.

- Dzisiaj mam ochotę się porządnie urżnąć. A ten tutaj... - wskazał mnie palcem. - Wygląda na takiego, co się musi trochę wyluzować.

Osobiście nie miałem zamiaru się wtrącać. Co prawda nie miałem w planach picia, jednak obecnie nie uważałem, że to zły pomysł. Słyszałem kiedyś, że alkohol pomaga zapomnieć, a tego w obecnej sytuacji potrzebowałem chyba najbardziej. Nie upiję się przecież jednym drinkiem. Barman po chwili przerwał moje rozmyślania. Westchnął, zwracając się do mojej osoby.

- Masz czym zapłacić? - na pytanie odpowiedziałem kiwnięciem głową. Zawsze nosiłem przy sobie trochę pieniędzy, wiedząc, że nie można za nie kupić szczęścia, ale często kilka drobnych ratuje tyłek. - Dobra, dostaniesz, co chcesz. Ale nie chcę mieć później problemów u twoich rodziców, zrozumiano?

- Moi rodzice nie żyją. - odrzekłem bez cienia zgorzknienia czy żalu, bo byłem już na nie zbyt wypalony. Mimo to mężczyzna siedzący obok poklepał mnie po plecach.

- Przykro mi, młody. Jak się nazywasz? - nie wiem, czy rozmowa z pijakiem była mądrym pomysłem, jednak był obecnie moim jedynym towarzyszem niedoli. To chyba lepsze niż siedzenie w taki dzień samemu.

- Ciel. - powiedziałem, karcąc się w duchu, że pogwałcam podstawową zasadę, jaką wpajała mi matka. ''Nie rozmawiaj z obcymi''. Ale czy wiedziała, że kiedyś umrze i pijak może być jedyną osobą, z którą nad tym porozpaczam?

- A ja nazywam się Basil. Dzisiaj rzuciła mnie dziewczyna. Spędziłem z nią okrągły, piękny rok, a ta i tak zerwała. Zgniotła rok przeżyć w jeden dzień. Uwierzyłbyś? Uwierzyłbyś, że relacje są tak kruche? To przez nią mam zamiar się dzisiaj upić. To wszystko jej wina. - mężczyzna przedstawił mi swoją sytuację, przejeżdżając dłonią po brązowych włosach. To chyba ten typ co musi się wygadać, szczególnie mając nieco krwi w alkoholu czy jakoś tak.

- Ty przychodzisz się tutaj ,,upić'' co najmniej raz w tygodniu. Być może dlatego cię zostawiła? - wtrącił barman, co Basil skwitował uderzeniem pięścią w stół. Nie powiem, trochę się przestraszyłem. Dźwięk był tak głośny, że przyciągnął kilka ciekawskich spojrzeń z innych stolików.

- Morda. Ona się nie znała. - po chwili zaczął się histerycznie śmiać, a potem jeszcze żałośniej płakać. Patrzyłem na to widowisko z mieszanką szoku i strachu. Po chwili jednak mężczyzna uspokoił się, nachylając nad barmanem. - Przepraszam cię, Anthony, mój stary druhu. Alkohol zmienia mnie w zupełnie inną osobę. 

- Nic nie szkodzi. - zapewnił człowiek stojący za ladą, podając znajomemu kolejną porcję trunku. - A ty co chcesz?

Zwrócił się do mnie, co z początku skwitowałem jedynie zdziwionym spojrzeniem. Pierwszy raz znalazłem się w takim miejscu i nie znałem się na alkoholach, do tego przez te chwilowe wylewanie żali zapomniałem nawet, gdzie się znajduję.

- Poproszę coś, co pan poleca. - posłałem w jego stronę nieśmiały uśmiech.

Już po chwili stał przede mną jeden drink z szerokiej oferty. Pierwszy łyk wziąłem niepewnie, nie wiedząc jeszcze, że to tego wieczoru wierzchołek góry lodowej.

Pov.Sebastian

Wracałem do mieszkania ucieszony. Załatwiłem wszystko w dwie godziny, więc mogłem dłużej pobyć z Cielem. Miałem nadzieję, że pod moją nieobecność zorganizował sobie jakoś sposób czas.

Moja radość nie trwała długo. Naszły mnie wątpliwości, gdy klamka nie ustąpiła pod naciskiem, wprost mówiąc mi, że drzwi są zamknięte. Otworzyłem je kluczem, na razie bez burzy myśli. Na haczyku wisiał zapasowy pęk kluczy, więc Ciel mógł po prostu sam zamknąć drzwi, uznając, że to bezpieczniejsze. W środku jednak nie usłyszałem żadnych dźwięków świadczących o jego obecności, przeszukiwanie pokoi też nic nie dało.

- Ciel! - krzyknąłem, czując się niemalże tak, jak wtedy w szpitalu.

Wołałem, mając nadzieję na jakąś odpowiedź. Nie doczekałem się. Wróciłem więc do przedpokoju, gdzie nie zastałem jego butów ani kurtki. Wyszedł? Poszedłem do kuchni, gdzie odłożyłem bukiet siedemnastu białych róż. Dość prędko zauważyłem przyczepioną do lodówki kartkę.


Poszedłem się przejść. Nie martw się o mnie, powinienem wrócić chwilę po tobie. Nie mam pojęcia, gdzie dokładnie się wybieram, jednak niedaleko od domu. Nie wziąłem ze sobą telefonu, rozładował się.


Ciel


Patrzyłem na kawałek papieru, analizując tekst. Czyli rzeczywiście wyszedł. Musiałem jeszcze poczekać. Na kartce napisałem, że będę za około trzy godziny. To znaczy, że poczekam jeszcze około półtora, ponieważ Ciel miał przyjść chwilę po mnie. Miałem jednak złe przeczucia. Być może jestem po prostu za bardzo przewrażliwiony, jednak nie potrafiłem przyjąć jego powrotu za pewnik. Może nie powinienem wychodzić? Usiadłem na kanapie, zapamiętując, o której dokładnie wróciłem do domu.

***

Kiedy minęło półtorej godziny, a mój podopieczny wciąż hasał gdzieś po dworze, zaczęły się złe wizje. Na zewnątrz było zimno, więc przy tyle czasu zapewne gdzieś by się skrył, ale gdzie? W mojej głowie powstawały najgorsze scenariusze. Jak widać, historia lubi się powtarzać.


Witam moje jelonki. Ach, kochany poniedziałek. Razem z nim wlatuje rozdział osiemnasty, który w końcu popycha akcję do przodu. W następnych dwóch częściach będzie się działo, w każdym razie nie powinniście być zawiedzeni. Dziękuję również serdecznie za ponad 3.000 odsłon. Do następnego poniedziałku <3

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz