13.Kotek

670 51 17
                                    


- Wow, punktualnie. - zauważył słusznie Ciel, kiedy równo z przesunięciem się wskazówek zegara na stację wjechał wagon.

- Metro w Japonii jest bardzo rozwinięte. Raz wystosowali oficjalne przeprosiny, kiedy wyjazd opóźnił się o minutę. - zarzuciłem ciekawostką, wsiadając z nim do środka pojazdu, który był znacznie czystszy niż ten w Nowym Jorku.

Nie mieliśmy tu samochodu, więc byliśmy zmuszeni do poruszania się po mieście publicznymi środkami transportu. Nie był to jednak problem, wręcz przeciwnie. Obaj chętnie odpoczęliśmy od prowadzenia i użerania się z innymi, często niezbyt rozważnymi użytkownikami drogi.

- Aż tak? - zdziwił się, podczas gdy ja kupowałem na bilety. Odpowiedziałem mu uśmiechem.

Nasz drugi dzień w Tokio zaczęliśmy od śniadania składającego się z japońskich specjałów, serwowanych przez hotelową obsługę. Warto było oszczędzać przez cały rok, aby pozwolić sobie teraz na pięciogwiazdkowy hotel. Aż żal, że siedzieliśmy w nim tak mało, bo wnętrze było przyjemne, ale mieliśmy prosty plan - zwiedzić miejsca, które nas zaciekawiły i przy tym wyrobić się w czasie. Nie było to jednak takie łatwe, doba nie była z gumy, a odległości robiły swoje. Ciężko było z dokładnością obejrzeć każde miejsce, a potem dostać się do innego, uwzględniając też przy tym spanie do południa.

- Wszystkie ulice w Tokio wyglądają jak małe parki rozrywki? - zapytał mój towarzysz, kiedy wkroczyliśmy w kolejną, tak różniącą się od reszty dzielnicę.

Ciel miał w tym pytaniu trochę racji. Kolorowe witryny, uliczne ozdoby i niezwykłe budowle wyglądały jak z bajki. Tutejsi mieszkańcy z pewnością przyzwyczaili się do tego osobliwego wyglądu, który spacery turystów czynił naprawdę wyjątkowymi.

- Nie wiem, ale całkiem mi się to podoba. - przyznałem z uśmiechem, łapiąc go za dłoń.

Na ulicach panował tłok gorszy niż w Nowym Jorku, co zapewne spowodowane było letnią porą, kiedy to większość ludzi brała urlop. O dziwo nie przeszkadzało mi to, mimo tłumu dalej cieszyłem się klimatem Japonii oraz powietrzem, w którym mieszało się wiele różnych zapachów.

- Mi też. - ścisnął lekko moją dłoń, wyglądając na nie mniej urzeczonego ode mnie.

Idąc przed siebie, dotarliśmy pod pnący się ku niebu budynek. Co chwila wchodzili i wychodzili z niego ludzie z torbami pełnymi zakupów. Jeden rzut oka wystarczył, aby wiedzieć co kryło się w środku. Mojemu mężowi rozgryzienie tej tajemnicy zajęło trochę dłużej, ale gdy to w końcu do niego doszło, uśmiechnął się z błyskiem w oku.

- Chodźmy. - ponaglił, ciągnąc mnie w stronę wejścia.

- Dobrze. Tylko błagam, nie wydaj wszystkich jenów już drugiego dnia. - rzecz jasna w obliczu jego prośby nie mogłem się nie zgodzić, dałem się posłusznie wciągnąć do środka.

Sklep był jednym z wielu takich w Japonii. Można się tu było zaopatrzyć przede wszystkim w gadżety związane z mangą i anime, czyli czymś, z czego ten kraj między innymi był znany. Nic dziwnego, że takie miejsca były odwiedzane przez turystów równie chętnie co zabytki. Ciel był jedną z grup, do których takie gadżety trafiały. W wolnych chwilach oglądał japońskie animacje. Zazwyczaj robił to jednak sam, ja aż za często narzekałem na błędne, fanowskie tłumaczenie, mimo że i mi daleko było to znawcy.

- Ładne. - mruknąłem sam do siebie, widząc figurkę kobiety w białej sukni przypominającej te ślubne.

Kiedy wraz z Cielem wybieraliśmy garnitury na nasz ślub, po raz drugi dał się namówić na założenie sukienki. Kilkanaście warstw tiulu obsypanych brokatem i perełkami wyglądało na nim co najmniej bajecznie, chociaż Ciel, który z pomocą rozbawionego sprzedawcy zakładał i ściągał kreację, mocno się namęczył przy mierzeniu jej, więc nie dostrzegł jej uroku na swojej osobie.

Pozwoliłem sobie na chwilę wypełnioną wspomnieniami. Po tylu latach wciąż dokładnie pamiętałem każdy moment ślubnej ceremonii. Od momentu wejścia na salę, aż po pocałunek i oklaski, kiedy oficjalnie staliśmy się małżeństwem. Pamiętałem, jak Ciel przejęzyczył się trzy razy w jednym fragmencie przysięgi, i ze śmiertelną powagą kazał mi się na ucho nie śmiać, mimo że sam wyglądał na rozbawionego. Nawet wpadki przyniosły nam tamtego dnia dużo radości. Stresowaliśmy się, ale w całokształcie przeważało szczęście. Nie myślałem, że teraz, pogrążony we wspomnieniach, przebiegając nieobecnym wzrokiem po półkach, znajdę coś idealnego dla mojego ukochanego.

Pov.Ciel

Błądziłem między półkami, podziwiając gadżety poustawiane na pólkach i sterczące na wieszakach. Najbardziej urzekające były chyba pluszaki, zarówno te z różnych serii, jak i te po prostu urocze. Japończycy wiedzieli jak uszyć misia tak, aby jego pyszczek był na tyle rozczulający, by z miejsca wrócić z nim do domu.

Podszedłem do jednej z półek i wziąłem kota, którego ciało oprócz głowy schowane było w pluszowym rożku. Była na nim nalepka, przez którą skusiłem się, aby powąchać zabawkę, czując, że jest przesiąknięta truskawkowym aromatem. Im więcej takich rzeczy, tym bardziej podobał mi się kraj i już teraz wiedziałem, że powrót do Nowego Jorku będzie dość przykrym doświadczeniem.

Odłożyłem koto-loda i wziąłem jego towarzysza, czarnego kociaka o czerwonych oczach. Dwa czerwone koraliki od razu skojarzyły mi się z kolorem oczu Sebastiana, które pod światło wydawały się mieć prawdziwie szkarłatną barwę. Myślałem przez moment, że to będzie dobry prezent, ale po chwili dostrzegłem coś lepszego. Nie myśląc dużo, wziąłem tę rzecz i schowałem za plecami. Chwilę później przyszedł mój towarzysz.

- I jak, znalazłeś coś ciekawego? - zapytał, tymczasem ja dostrzegłem w jego dłoni małą torbę z logiem sklepu. Czyli on już coś wybrał i nawet zdążył kupić.

- Tja. - mruknąłem, a kiedy chciałem zajrzeć do trzymanej przez niego torby, pstryknął mnie w nos.

- Nie ma, niespodzianka. - zaśmiał się, przez co zrobiłem nadąsaną minę. - Jak ty coś sobie wybrałeś, to idź do kasy, ja czekam przed sklepem. 

Poczochrał mi włosy, po czym odszedł, zostawiając mnie na pastwę losu. Poprawiłem więc fryzurę i zgodnie z poleceniem udałem się do kasy, gdzie ku mojej uciesze sprawnie dokonałem transakcji.

***

- Dobrze, chyba mogę pokazać ci moją zdobycz.- kiedy przechadzaliśmy się jedną z mniej uczęszczanych ulic, zdecydował się w końcu podzielić ze mną swoim łupem.

Wyjął z torby czapkę i podał mi ją, wtedy dokładnie się jej przyjrzałem. Była biała, z dwojgiem kocich uszu i trzema małymi kółeczkami przypominającymi kolczyki doczepionymi do daszka. Przez chwilę przyglądałem się jej zdumiony, potem założyłem prezent na głowę. Pasowała idealnie.

- Ja też coś dla ciebie mam. - podałem mu czapkę taką samą, jaką on kupił mi, tyle że w kolorze czarnym.

Sebastian wyglądał na niemniej zdziwionego niż ja chwilę temu. Kiedy założył czapkę, okazało się, że ta jego też pasowała idealnie.

- Wygląda na to, że jesteśmy zgrani aż za bardzo, kotku. - zaśmiał się.


Witam moje jelonki. Wena siada, czas siada, oby ferie jakoś polepszyły sytuację. Dzisiejsza noc oczywiście pójdzie na pisanie, więc postaram się jakoś nadrobić zaległości. Mam nadzieję, że rozdzialik się podobał, mimo że pisany z prawie że nieistniejącymi pokładami weny ;*

PSYCHOLOG || SEBACIELKde žijí příběhy. Začni objevovat