23.Undertaker

921 76 57
                                    


Przygoda z wyładowanym akumulatorem skończyła się dobrze, nad ranem Wolfram zgodnie z obietnicą odwiózł nas do domu. Wraz z tym zdarzeniem zyskaliśmy nowego znajomego, nim się rozdzieliliśmy, wziąłem od mężczyzny numer telefonu. Można by pomyśleć, że wszystko wróciło do normy i poniekąd faktycznie tak było, znów czekały na nas nowe wyzwania. Dzisiejszy dzień był szczególnie niepewny.

Ciel znów miał gorszy okres, co widziałem po nim gołym okiem. Był otępiały, wydawał się nieobecny, chyba nie do końca wiedział, co robi. Pech chciał, że tak wyrozumiały wcześniej szef akurat dziś niezwykle potrzebował mnie w firmie. W firmie, do której dojazd i powrót zajmie mi kilka godzin. Co prawda nie zostawiłbym chłopaka, nawet jakby czuł się względnie dobrze, ale teraz, kiedy ewidentnie było mu gorzej, tym bardziej trzeba go było przypilnować. Stwierdził zirytowany, że ma dwadzieścia lat, a nie dwa i poradzi sobie przez ten czas, ale po sytuacji w kuchni wolałem nie ufać jego zapewnieniom. Co za tym idzie, jak śmiesznie by to nie brzmiało, zdecydowałem się na radykalny krok i załatwiłem mu opiekuna.

***

W okolicy ósmej rozległo się pukanie do drzwi, zjawisko bardzo rzadkie w tych stronach. Gdy poszedłem otworzyć, moim oczom ukazał się ubrany na czarno mężczyzna z długimi, popielatymi włosami. Na jego twarzy malował się wyraz zadumy i jednocześnie dziecięcego podekscytowania.

- Cześć, Adrian. Dziękuję, że przyjechałeś. To dla mnie dużo znaczy. I przepraszam, że kazałem ci fatygować się taki kawał drogi. - zacząłem mówić niezwykle szybko, na co mężczyzna jedynie pokiwałem rozbawiony głową i przyłożył mi palec do ust na znak, abym zamilkł.

- Nie robisz problemu. Akurat dla was mogę się poświęcić. - poczochrał mi włosy, przekraczając przy tym próg domu.

- Cóż, będę leciał w takim razie. Dzwoń w razie czego, ja postaram się jak najszybciej wrócić. - powiedziałem, wkładając buty.

- Nie martw się, dam sobie z Cielem radę. Pozałatwiaj wszystko, co musisz. - powiedział, uśmiechając się kojąco, ale jak zawsze z nutką obłędu.

Odwzajemniłem uśmiech nieco bardziej niemrawo, po czym ostatni raz omiotłem spojrzeniem wnętrza domku, aby następnie go opuścić.

Pov.Ciel

Leżałem na łóżku, patrząc się na czysty, biały sufit. Cholernie mi się nudziło, ale nie miałem siły na nic bardziej kreatywnego. Wtedy właśnie do pokoju wszedł Adrian, na co lekko się uśmiechnąłem. Ludzie w moim życiu znów robili się nieco bardziej zróżnicowani.

- Cześć. - przywitałem się niemrawo, z lekkim trudem składając myśli. Dziś były akurat wyjątkowo nieuporządkowane i często uciekały mi wątki.

- Witam. Jak się dziś czujemy? - zachichotał, siadając obok. Kiedy zbierałem się, aby odpowiedzieć, wepchnął mi do ust ciastko.

- Chulowo, ale stabylnie. - wysepleniłem, przeżuwając powoli słodycz. Chyba sypnął do nich więcej cukru niż zazwyczaj, na co rzecz jasna nie miałem zamiaru narzekać.

- Nie przeklinaj, mały. - mężczyzna pstryknął mnie w nos, przez co na niego spojrzałem, tym samym robiąc zeza.

- Jestem doro... - spróbowałem go upomnieć, kiedy lekko potrząsnąłem głową i zwróciłem wzrok na niego. Znowu jednak zostałem powstrzymany przez ciastko.

- Ale przy mnie wciąż jesteś dzieckiem. - białowłosy wystawił do mnie język, opierając się przy tym o ramę łóżka. Tak naprawdę nie wiedziałem, ile ma lat i chyba nawet wolałem o to nie pytać skoro ja podobno byłem przy nim ''dzieckiem''.

- Jak chcesz. - powiedziałem, bardziej otulając się kocem.

- A lubisz bajki? - zapytał niespodziewanie, przez co spojrzałem na niego jak na idiotę, ale i z lekkim zaciekawieniem. Chyba serio musiał mnie brać za dzieciaka.

- No... W sumie nie wiem. Dawno żadnej nie słyszałem. - przyznałem, nie wliczając tego, co działo się w mojej małej ''wizji'', czy czymś podobnym, czego doświadczyłem podczas pobytu w szpitalu.

Co ciekawe, nie pamiętałem tego aż tak dokładnie. Wspomnienia z wtedy jakby wyblakły. Prawdopodobnie szok i zamieszanie wokół wykasowały mi z pamięci okres, w którym życie było naprawdę nieznośne.

- A patrz co mam. - mężczyzną wyjął z torby książkę z bajkami i uśmiechnął się, niezwykle z siebie zadowolony. - Poczytać?

Przekrzywiłem głowę na bok, parząc na zbiór zmyślonych historii. Po chwili kiwnąłem głową, zgadzając się, aby mężczyzna mi jakąś przeczytał. Wtedy właśnie Adrian przysiadł się bliżej i zaczął mi czytać jedną z opowieści. Wsłuchiwałem się więc w jego spokojny głos, zerkając przy tym na ilustracje w książce. Nim się obejrzałem stałem się na tyle senny, że udało mi się całkowicie odpłynąć.

Chłopiec siedział na ziemi i bawił się ze średnich rozmiarów psem. Zwierzę dało się głaskać po swoim pięknym, czarnym futrze i lizało małego opiekuna po twarzy, co powodowało u malca zadowolony chichot. Przytulił do siebie zwierzaka i spojrzał na ojca, który siedział niedaleko i wpatrywał się w tę scenę z uśmiechem na ustach.

- Zwierzęta idą do nieba? - zapytał, zwracając w ten sposób uwagę swojego rodzica.

- Tego akurat nikt nie wie. Ale ja myślę, że nie. - klęknął przy nich i pogłaskał psa za uszami, przez co ten spojrzał na swojego pana oczami przypominającymi dwa czarne, błyszczące koraliki.

- Och... Więc co się z nimi dzieje? - zapytał malec, wyciągając ręce do rodzica.

- Sądzę, że one nas pilnują. Nie odchodzą tak po prostu, tylko wracają jako nasi stróże. - powiedział, zgarniając na ręce swoją pociechę.

- Ale jak? - dociekał dziewięciolatek, wtulając się w mężczyznę.

- Myślę, że zwierzęta po śmierci stają się duszami, które potem wstępują w naszych bliskich. Tak, aby móc dalej nas chronić, ale pod inną postacią. Stają się częścią tych, których kochamy i którzy kochają nas.


- To dobrze. Nie chciałbym się rozstawać z Sebastianem. - powiedział, patrząc z rozczuleniem na kręcącego się przy nich psa.


- Nie martw się teraz takimi rzeczami. Ty, Sebastian, ja i mama mamy jeszcze dużo czasu na tym świecie. - ojciec odgarnął z oczu syna grzywkę o doprawdy nietypowym kolorze. - W końcu jutro twoje dziesiąte urodziny. Masz jeszcze dużo czasu, aby nacieszyć się wszystkim i każdym, kogo masz.

- Racja. - malec na myśl o urodzinach od razu się ożywił.

Po chwili znalazł się na ziemi, wtedy też znów przytulił zwierzaka. Pies nie protestował, usiadł spokojnie i oparł głowę na ramieniu chłopca. Trwali tak przez jakiś czas, przytuleni do siebie w niemej obietnicy bycia przy sobie już zawsze.

Otworzyłem powoli, od razu dostrzegając, że zrobiło się ciemno. Czyli przespałem cały dzień, tak? Znowu. Wspaniale.

Spojrzałem na Sebastiana, w którego przez sen musiałem się wtulić. Najwyraźniej wrócił, kiedy spałem i położył się obok. Patrząc tak na niego przypomniałem sobie charta z mojego snu. Zupełnie wypadło mi z głowy, że kiedyś miałem psa o tym samym imieniu co mój ukochany.

Uśmiechnąłem się lekko i bardziej w niego wtuliłem, dochodząc do wniosku, że musiał wrócić naprawdę zmęczony skoro się nie obudził. Obserwowałem go więc i myślałem o tym, że jeśli było nieco prawda w opowieści mojego ojca, część duszy mojego psa wstąpiła właśnie w mojego męża. Był dla mnie najważniejszy na świecie.

Pov.Sebastian

Do Bostonu wróciłem po dwudziestej trzeciej. W przedpokoju zdjąłem buty i przecierając twarz dłońmi, udałem się do kuchni, w której zastałem Adriana. Mężczyzna siedział przy stole i wypełniał jakieś papiery z pracy, zajadając się przy tym swoimi ulubiony ciastkami.

- Cześć. - uśmiechnąłem się zmęczony, siadając obok niego. Mimo późnej pory siwus wydawał się mieć sporo energii.

- Cześć. - przywitał się, zbierając kartki w mały stosik. - Ciel śpi już.

- To dobrze. Bardzo dziękuję, że zdecydowałeś się przyjechać. - powiedziałem, odprowadzając go do przedpokoju.

- To żaden problem. Dla mnie wręcz dobry pretekst, aby odwiedzić starego przyjaciela mieszkającego w tych stronach. - powiedział, wkładając buty.

- Mimo wszystko jeszcze raz przepraszam za problem.

Mężczyzna wyprostował się, zmierzył mnie spojrzeniem swoich wściekle zielonych tęczówek, po czym uśmiechnął się i mnie objął. Odwzajemniłem lekko gest, w sumie niezbyt zaskoczony taką śmiałością z jego strony.

- Ani ty, ani Ciel nigdy nie będziecie problemem. Zapamiętaj. - puścił mnie i poczochrał mi włosy tak jak przed moim wyjazdem. 

Potem wyszedł z domu i pomachał mi, po czym wsiadł do samochodu, odjeżdżając zapewne w stronę domu wspomnianego przyjaciela. Ja jeszcze przez jakiś czas stałem w progu i patrzyłem za nim, myśląc tylko jedno - dziwny człowiek.


Witam moje jelonki. Nie wiem na jakim haju pisałam ten rozdział, musicie mi wybaczyć tą część z psem, miałam na myśli... W sumie to nie wiem, ale mam nadzieję, że w miarę rozumiecie koncept tego wszystkiego. Dla mnie przynajmniej dość uroczy koncept.

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now