8.Wspomnienia z dzieciństwa

1.1K 90 12
                                    


Szedłem przed siebie, kopiąc przy tym małego, szarego kamyczka. Znowu pokłóciłem się z Sebastianem, do tego znów o to samo.

Spojrzałem w pogodne niebo i bezsilnie westchnąłem. Świeciło słońce, a białe obłoczki układały się w różne kształty. Ciężko było oderwać od nich wzrok, zrobiłem to dopiero w trakcie szukania ławki, na której mógłbym spocząć. W końcu znalazłem taką, którą zająłem, po tym znów wlepiając wzrok w chmury. Pomyślałem też wtedy o Sebastianie i sytuacji, która miała miejsce dość dawno.

- Ładne dziś niebo. - ukochany uśmiechnął się do mnie w tak typowy dla siebie sposób, przygarniając mnie jednocześnie bliżej siebie.

- To prawda. Jest naprawdę piękne. - przyznałem, opierając głowę na jego ramieniu.

- Ciel to po francusku niebo. - powiedział, wydawało mi się, że niezwykle z siebie zadowolony.

- Teraz to odkryłeś? - parsknąłem, nie kryjąc rozbawienia.

- Oczywiście, że nie. - pokręcił lekko głową, równie ubawiony co ja. - Ale tak teraz pomyślałem, że to imię bardzo ci pasuje.

- Dlaczego tak sądzisz? - zapytałem zaciekawiony.

- Masz oczy jak skrawek nieba. Przypominają niebo w Bostonie, kiedy nadchodzi letnia pora. Do miasta przybywa wtedy dużo muzyków, by móc swoją grą umilać czas przechodniów. Na ulicach można wtedy spotkać dużo iluzjonistów, malarzy czy grajków. Wszędzie słychać śmiechy dzieci, które odpoczywają od szkoły. Czuć magię w powietrzu. - powiedział, głaszcząc lekko moje włosy. Wydawało mi się, że był rozmarzony, opowiadając o tym.


- Cudownie musiało się dorastać w takim miejscu. Nawet jeśli tak naprawdę wychowywałeś się w wiosce niedaleko Bostonu. - teraz i ja dałem ponieść się fantazji. Jak cudowne mogło być lato w takim miejscu?

- Nadal mam domek letniskowy leżący kawałek dalej od mojego miasta. Kiedyś cię zabiorę, skarbie.

- Obiecujesz? - zapytałem z pełną powagą.

- Obiecuję. - kiwnął lekko głową, ciaśniej przytulając mnie do swego boku. Lubiłem, gdy to robił, czułem się wyjątkowo i zaskakująco bezpiecznie.


- Widzisz tamtą chmurę? - zapytałem, wskazując na jeden z obłoczków widocznych na niebie. - Co ci przypomina?

- Kotka? - zapytał, przekręcając lekko głowę na bok. Temu to tylko jedno w głowie...

- Ty wszędzie widzisz koty. - przewróciłem oczami. - Mi ta chmura przypomina białą różę.

- Ty za to jesteś fanatykiem białych róż. - parsknął, czochrając mi włosy.


- Są ładne. - burknąłem, przymykając oczy.

- Są takie jak ty. - powiedział mój ukochany, odgarniając mi z czoła grzywkę.


-Czemu tak myślisz? -zapytałem po raz drugi tego popołudnia.

- Wydają się takie delikatne i bezbronne, jednak kiedy ktoś próbuje im zaszkodzić, potrafią się obronić. Kuszą swoim pięknem, jednak pozostają przy tym skromne i niewinne. Pną się ku górze, nie zważając na przeciwności losu. - powiedział, wracając do przeczesywania palcami moich włosów.

- Wiesz co? - zapytałem, kiedy skończył swój wywód.


- Hm?

- Kocham cię. - uśmiechnąłem się ciepło, mówiąc to z największą szczerością i pasją, na jakie umiałem się zdobyć.

Sebastian nie skomentował mojego wyznania, jednego z wielu których słuchał każdego dnia. Zamiast tego przypieczętował je krótkim pocałunkiem.

Otworzyłem oczy i nieprzytomnie rozejrzałem się po okolicy, ocierając po chwili kąciki oczu, w których zebrały się łzy. Zignorowałem jednak ten prosty symbol rozpaczy i wstrzymując go w sobie, udałem się na pobliski plac zabaw. Już z daleka słychać było dziecięcy śmiech i rodziców, którzy plotkowali między sobą, od czasu do czasu upominając pociechy.

Wszedłem na teren placu i usiadłem na huśtawce, na którą nie wdrapywało mi się tak ciężko jak wtedy, kiedy miałem dziesięć lat i kilkadziesiąt centymetrów mniej. Zazdrościłem tym dzieciakom, kiedy na nie patrzyłem, więc spuściłem wzrok. Oparłem głowę o jeden z dwóch sznurków, na których wisiała chuśtawka i zacząłem wgapiać się w ziemię, szczególnie swoje buty. Czarne trampki były już nieźle podniszczone, a śnieżnobiałe sznurówki straciły swój jasny odcień, obecnie zbliżając się do ciemnej szarości. Nie wiedziałem, czemu je jeszcze trzymam. Najprawdopodobniej był to swego rodzaju sentyment, pamiątka po tych wszystkich chwilach, kiedy miałem je na stopach.

Poczułem, jak zawiał zimny wiatr, przez który po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Skuliłem się wtedy i odwiązałem czarną kurtkę, która była dotąd obwinięta wokół pasa. Kiedy ją założyłem, zrobiło mi się cieplej, nie tylko na ciele, ale i duszy. To była bomberka, którą dostałem na naszą rocznicę rok temu. Z powodu częstego noszenia była lekko pobrudzona, a suwak nie działał tak wyśmienicie, jak na początku, jednak ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, aby się jej pozbyć. To też był sentyment.

Uniosłem głowę i zobaczyłem rodziców, którzy chowali rzeczy, przygotowując się do szybkiego powrotu do domu. Spojrzałem wtedy na niebo, dostrzegając, że białe obłoczki zamieniły się w szare chmurzyska. Nie wiedziałem, ile tak siedziałem, jednak trochę czasu musiało minąć, aby nastał taki stan rzeczy. Przez dłuższą chwilę obserwowałem to przedburzowe zjawisko, a kiedy wróciłem wzrokiem na ziemię, doszło do mnie, że jestem już prawie sam. Ostatnimi osobami w okolicy była kobieta i jej, jak podejrzewałem, mały jeszcze syn.

- Chodź, zaraz będzie padać. Przyjdziemy jeszcze jutro, dobrze? - zapytała chłopca.

- Ale jeszcze tylko chwilę. - malec uśmiechnął się słodko do swojej rodzicielki.

- Nie ma jeszcze chwilkę. Jak wrócimy do domu, to zrobię ci mleko z miodem. I razem się pobawimy, dobrze? Tylko chodźmy, zaraz zacznie się okropna ulewa. - kiedy to mówiła, uśmiechała się ciepło i przyjaźnie.

Chłopiec potrzebował chwili, aby podjąć decyzję, ale kiedy już to zrobił, tęsknie wyciągnął ręce w stronę brunetki. Kobieta nie czekając ani chwili zgarnęła go na ręce i czule przytulając, udała się w drogę powrotną.

- Kocham cię, mamo. - wyznał, głaskany przez matkę po głowie.

- Ja ciebie też kocham. - powiedziała, po chwili znikając w rozwidleniu parkowych ścieżek.

Kiedy zniknęła mi z oczu, spojrzałem na swoje ręce, które oparłem o uda. Dlaczego ja nie mogłem mieć takiego dzieciństwa? Czemu nie mogłem widzieć rodziców na każdym zakończeniu roku szkolnego? Czemu nie mogłem pochwalić się papierkiem po ukończeniu studiów? Czemu nie mogłem przyjść się wypłakać, kiedy było mi źle?

Poczułem, jak na moją dłoń skapuje pierwsza kropla. Kolejna spoczęła na moim nosie, a potem spadały kolejne, cały chmara wodnych kropel. Czując, jak wraz z nimi przemakam coraz bardziej, zakryłem twarz dłońmi i zapłakałem. Gdzieś w oddali usłyszałem grzmot, a wiatr wiał i wiał, okrywając przejmującym zimnem każdy skrawek mojej ciała. Potem uniosłem twarz ku górze i prawdopodobnie krzyczałem, płakałem i wyrzucałem z siebie wszystkie żale i przekleństwa, jakimi tylko mogłem określić swój los. Ale deszcz nic nie robił sobie z mojej rozpaczy, zagłuszając lament, którego w drodze powrotnej już sam nie pamiętałem. Chyba za dużo było rzeczy, na które wtedy poskarżyłem się światu.

***

Wszedłem do domu, pozostawiając za sobą mokry ślad. Byłem doszczętnie przemoczony, woda skapywała z moich włosów i ubrań. Drżałem, patrząc przed siebie wzrokiem lekko nieobecnym z powodu płaczu, zmęczenia i zziębnięcia. Usłyszałem kroki, wtedy też uniosłem głowę, choć przyszło mi to z trudem.

- Martwiłem się. - usłyszałem głos Sebastiana, który wydał mi się teraz najpiękniejszym i najmilszym głosem, jaki kiedykolwiek słyszałem.

Brunet klęknął przy mnie i delikatnie odgarnął mi z czoła mokrą grzywkę. Spojrzałem mu wtedy w oczy, przez co mój stan fizyczny i psychiczny przez chwilę stracił dla mnie znaczenie. Mężczyzna tymczasem przytulił mnie mocniej niż w moim dzisiejszym wspomnieniu, nie zwracając uwagi na to, że zapewne wchłonął przy okazji części mojej wilgoci. I ja nie zwróciłem na to uwagi, tylko wtuliłem się, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Czy teraz nasze szczęście mogło znowu rozkwitnąć?


Witam moje jelonki. Miał być maraton, jednak zamiast tego mam inne rozwiązanie. Od dziś w poniedziałek będą... Dwa rozdziały. Mam nadzieje, że się cieszycie :)

PSYCHOLOG || SEBACIELजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें