17.Pamiętna noc

3K 216 31
                                    


Pov.Ciel

Mały, granatowowłosy chłopiec zalegał na łóżku. Już dawno było po czasie zasypiania, kiedy otworzył swoje błękitne oczy, omiatając nimi pokój. W powietrzu unosił się gryzący dym, który ograniczał widoczność, utrudniał oddychanie. Spojrzał na szparę pod drzwiami, gdzie widoczne było światło, podobne do tego pochodzącego z kominka. Chłopcu nie zajęło wiele czasu, aby zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje. Najchętniej schowałby się pod kołdrę i nie wychodził z pomieszczenia, jednak zamiast tego podniósł się, zakrywając usta dłonią.

Jego pokój znajdował się na drugim piętrze, więc nie mógł ulotnić się oknem. Podszedł więc do drzwi, otwierając je jednym, szybkim ruchem. Momentalnie buchnęło w niego gorące powietrze, nowa porcja dymu zapiekła w oczy i znów na chwilę odcięła dopływ tlenu. Posiadłość płonęła.

Instynktownie pochylił się, udając w stronę wyjścia z rezydencji. Starał się nie oglądać na płomienie, które trawiły ściany, meble i obrazy. Robiło mu się coraz słabiej, jednak wiedział, że nie może się poddać. W końcu doszedł do schodów, które trzeszczały, bliskie rozpadnięcia się. Chłopiec zacisnął zęby i złapał się poręczy, stawiając ostrożne kroki na zapadających się stopniach. Kiedy w końcu znalazł się na dole, był ledwie żywy. Objął ramiona poparzonymi dłońmi, po chwili upadając na kolana.

- Mamo, tato...

Chciał krzyczeć, jednak zamiast tego z jego ust wyszedł jedynie cichy, niemalże niesłyszalny szept. Zakaszlał ciężko, nie mogąc złapać oddechu. Drewniane meble, płócienne obrazy, łatwopalne tapety. Wszystko to sprawiało, że ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Dziesięciolatek zamknął na chwilę oczy, nie mogąc znieść wysokiej temperatury i dymu, którego nawdychał się niebezpiecznie dużo.

,,Jeszcze tylko trochę'', powtarzał, czołgając się w stronę wyjścia. Widział już drzwi, które były dla niego niczym brama z piekła do niebios. Po chwili, która wydawała się trwać wieczność, dopadł do wrót. Nacisnął na klamkę i ku jego uciesze zapadka ustąpiła, pozwalając mu opuścić to miejsce. Co za tym idzie, nie czekał długo. Wypadł na zewnątrz i przeszedł od razu kilka metrów przed siebie, aby w pełni wstąpić w nocny chłód. Po tym jednak upadł na kolana, czując, jakby jego nogi były z waty. Położył się na ziemi i skulił, dopiero teraz czując, jak strasznie jest zmęczony. Zanim jednak całkiem stracił przytomność, usłyszał jeszcze odgłos syren ze strażackich wozów.

Ocknąłem się nagle, stwierdzając, że znajduję się w łóżku. Sebastian spał obok, utwierdzając mnie w przekonaniu, że moja wizja była jedynie złym snem. Ostatnio moje myśli zaczęły częściej wracać do dawnych wspomnień. Zacisnąłem lekko dłonie na kołdrze i spojrzałem na zegar, którego wskazówki dawno minęły drugą. Gdy to do mnie doszło, wstałem i udałem się do kuchni, ówcześnie ostrożnie zamykając drzwi sypialni. Najpierw korytarz, potem schodami w dół i już byłem gdzie chciałem. Zacząłem wtedy szykować herbatę, wyciągając kubek i torebki z naparem, wstawiając w czajniku wodę, która po chwili zaczęła cicho bulgotać.

Oparłem ręce o blat i podciągnąłem rękawy koszuli należącej do mojego opiekuna, która stała się dla mnie w ostatnim czasie piżamą. Patrzyłem przy tym tępym wzrokiem na miejsce, w którym stał czajnik, gdzie woda po niedługiej chwili zaczęła wrzeć, gotowa do zalania herbaty. Tak też zresztą zrobiłem. Chciałem sięgnąć jeszcze po cukier, jednak przez moją nieuwagę strąciłem kubek, który rozbił się na posadzce na wiele drobnych części. Patrzyłem się na kawałki ceramiki, czując, jak w moich oczach zbierają się łzy. Po chwili słone kropelki rozpoczęły wędrówkę po moich policzkach, ukazując prawdziwe emocje. Otarłem słone krople rękawem i wziąłem kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Nie pomogło, bardziej wzmogło panikę niewiadomego pochodzenia, przez którą ciężko było mi złapać oddech. Poczułem wtedy, jak ktoś przytula mnie od tyłu, jednocześnie odciągając od szczątków kubka i wrzątku, w którym spoczywały.

- Shhh, już dobrze. Spokojnie. - usłyszałem łagodny głos zaraz przy moim uchu. - Idź do sypialni, zaraz do ciebie dołączę.

Poczułem, jak Sebastian delikatnie wypuszcza mnie ze swoich objęć. Zrobiłem tak, jak mówił i ocierając policzki, udałem się do sypialni.

Pov.Sebastian

Spojrzałem na zbity kubek wraz z jego zawartością, w myślach dziękując, że Ciel się nie poparzył. Potem pozbierałem większe kawałki porcelany, napar wycierając ścierką. Wiedziałem, że trzeba będzie jeszcze odkurzyć, jednak odłożyłem to na jutro. Teraz najważniejszy był mój podopieczny, który, jak się okazało, czekał na mnie grzecznie na łóżku. Zwinął się w kłębek i szczelnie otulił kołdrą. Kiedy usiadłem obok, oparł głowę o moje uda, przez co na spokojnie mogłem zacząć go głaskać, mówiąc przy tym cicho i spokojnie różne wspierające słowa.

Nie musiałem się nawet pytać, co wprowadziło go w taki stan. Koszmary. To dość częsta przypadłość u ludzi z trudną przeszłością. Większość osób miała choć jedną noc, w której chciwe, nieprzyjemne sny budziły i trzymały w lęku aż do rana. U jednostek takich jak Ciel było jednak inaczej. Nocne zrywanie się z łóżka stało się przykrą codziennością. Grzechem było przyzwyczajać się do czegoś takiego, ale chyba taka była recepta na przetrwanie.

Po chwili nastolatek przerwał moje rozmyślanie, jak i głaskanie go po włosach. Podniósł się niemrawo do siadu i zajął miejsce na moich kolanach, rękami oplatając moją szyję.

- Sebastian? - zapytał, jakby sprawdzając, czy jestem tu nie tylko ciałem, ale i duchem.

- Hm? -dałem mu znak, aby kontynuował.

- Jak myślisz... To źle, że akurat mi udało się przeżyć? - na chwilę zastygłem w bezruchu. Niestety nie mogłem zobaczyć jego twarzy, ponieważ nastolatek ukrył ją w zagłębieniu mojej szyi.

- Co masz na myśli? - zapytałem, myśląc nad tym, jak wyrzucić z jego głowy takie głupoty. Jakby nie patrzeć, to w końcu moja praca.

- Czy wtedy, w pożarze, to nie ja powinienem zginąć? Albo czy nie powinienem chociaż dołączyć do rodziców? - zapytał, niestety bez większych, słyszalnych w głosie emocji. Ciężko było odkryć czy go to smuci, wprowadza w poczucie winy, czy może złości.

- Skąd ty bierzesz takie pomysły? - zapytałem, głaszcząc go po plecach.

- Nie wiem. Jakoś tak same z siebie. - wzruszył ramionami, zaciskając dłonie na materiale mojej koszulki.

Po chwili poczułem, jak ciałem nastolatka wstrząsa szloch. Odgłos nieporównywalny do niczego innego. Dźwięk wyrażający niezrozumienie i zagubienie. Większość osób w jego wieku pije, pali, chodzi na imprezy, zdobywa nowych przyjaciół i rozstaje się ze starymi. To coś, czego Ciel już nigdy nie doświadczy. W wieku dziesięciu lat musiał dorosnąć, zrezygnować ze wszystkiego, co było mu znane. Dorastał w przeświadczeniu, że musi poradzić sobie sam w tym niewdzięcznym świecie. Jako ten jedyny, co przeżył. Jako ten, od którego oczekują życia, bo miał w nim tyle szczęścia, że może ono trwać.

Pocałowałem Ciela w czubek głowy, następnie kładąc się ostrożnie, okrywając szczelnie kołdrą nas obu. Tym razem już mu nie mówiłem, że wszystko będzie dobrze. Płacz w tej sytuacji był spowodowany czymś więcej niż sennym koszmarem. Czymś gorszym, bo poczuciem, że jest się na tym świecie z przypadku, który nie powinien się wydarzyć. Nad czymś takim można płakać. To chyba jeden z podstawowych elementów radzenia sobie z niesprawiedliwością, jaką odczuwamy.

W końcu usnął, wycieńczony płaczem i żałobą nad swoim życiem, które potoczyło się inaczej, niż każdy mu przepowiadał. Ja jednak nie spałem, przypominając sobie nasze pierwotne spotkanie. Pierwsza moja myśl po zobaczeniu go wśród szpitalnej bieli brzmiała: ,,on ma w sobie to coś''. W jego oczach tliła się skrywana głęboko w sercu nadzieja. To różniło go od moich poprzednich podopiecznych. Nadzieja była jego siłą, dzięki której wciąż był na tym świecie. Mimo wszystko, mimo woli niebios i ludzi wokół.

Spojrzałem na zegarek elektroniczny stojący na szafce nocnej, który oprócz godziny pokazywał również datę. Potem mój wzrok znów przeniósł się na Ciela, który przez sen trzymał mnie za rękę. To było już jutro. Jego siedemnaste urodziny, a zarazem rocznica rozpoczęcia się tego piekła.


Witam moje jelonki. Ogólnie zachowanie Ciela w tym rozdziale to sto procent ja. Rzadko płaczę, jednak raz na parę miesięcy zbity kubek doprowadza mnie do rozpaczy. Jak jest ładny czy z moimi ulubionymi bohaterami z anime, popadam w małą żałobę. Być może przez takie drobnostki od czasu do czasu łatwiej potem stawić czoła gorszym wypadkom. Człowiek nie ma już w sobie tyle żalu.

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz