14.Spóźnieni

601 46 19
                                    


Pov.Ciel

Miasto wydawało się lśnić bardziej niż w inne noce. Miałem wrażenie, że nie było tak jasne przez cały nasz pobyt, mimo że dziś nic się nie zmieniło. Co prawda to nasza ostatnia noc w tym miejscu, ale Tokio nie będzie płakać po naszym wyjeździe. W naszych sercach zakiełkuje żal i pewna tęsknota, ale miasto pozostanie niezmienne.

- Dlaczego to już musi być koniec. - rzekłem, nie kryjąc żalu, po czym opadłem na miękkie, hotelowe łóżko.

- Nie marudź. Ważne, że miło spędziliśmy czas. - mruknął Sebastian, pakując nasze rzeczy do walizek. To on się tym zawsze zajmował, umiał to rozplanować tak, aby starczyło miejsca.

Wylecieć z Japonii mieliśmy jutro z samego rana. Co prawda nie o świcie, ale wcześnie, jak na pory, w których ostatnio wstawaliśmy. Wybiła właśnie dwudziesta, wypadałoby się już chyba położyć, ale nie wydaje mi się, abym prędko zasnął. Znając życie, będę jutro funkcjonował jak trup, tak jak wtedy, kiedy wylatywaliśmy z Nowego Jorku.

- Z chęcią przyjechałbym tutaj na następne wakacje. - zatopiłem twarz w poduszce.

- Tak? - mężczyzna oderwał się od pakowania. Po chwili poczułem, jak materac lekko się ugiął, kiedy usiadł obok.

- Mhm. - zmieniłem pozycję i położyłem się na plecach, aby mieć na niego dobry widok.

Kąciki jego ust stale były uniesione ku górze w tak typowym dla niego uśmiechu. Miał na sobie jedynie koszulkę i bokserki, a kosmyki jego kruczoczarnych włosów nie wyschły jeszcze po kąpieli. I ja byłem już po szybkim prysznicu, leżałem ubrany w bokserki i jego koszulę. Został ze mną ten nawyk z przeszłości.

- Jeśli chcesz, możemy się tu wybrać w następne wakacje. - zawisnął nade mną, utrzymując kontakt wzrokowy.

W pokoju nie mieliśmy zapalonego żadnego światła. Tak jak w pierwszy dzień pobytu wystarczył blask wpadający przez przeszkloną ścianę. Było na tyle jasno, że widziałem wzrok pochylonego nade mną ukochanego. Miał w oczach te psotne iskierki, które bardzo lubiłem. Nim się obejrzałem, jak zbliżył się na tyle, aby owiać ciepłym oddechem moje usta, które potem pocałował. Rzecz jasna oplotłem rękami jego szyję i przyciągnąłem go bliżej, spragniony jego bliskości, nawet jeśli w ostatnim czasie dostałem jej całkiem sporo.

Uśmiechnąłem mu się w usta i wplotłem dłoń w jego włosy, ciągnąc lekko za przydługie kosmyki. Po chwili mój partner zszedł pocałunkami na moją szyję. Jego chłodne usta w tym miejscu działały naprawdę pobudzająco. Z radością przyjąłem też to, że odpiął kilka guzików mojej koszuli, odsłaniając obojczyki.

Pov.Sebastian

Nieśpiesznie odpinałem guziki jego koszuli, odsłaniając coraz więcej jego ciała. Obserwowałem przy tym jego twarz, po której błąkał się zadowolony uśmiech. Był to wyraz, który naprawdę u niego lubiłem, sprawiał, że jeszcze bardziej chciałem go mieć dla siebie. Co za tym idzie, znaczyłem jego szyję i obojczyki malinkami, jakby w celu zaznaczenia jego przynależności do mojej osoby.

Kiedy lekko się podniósł, zsunąłem z jego ramion koszulę, która wylądowała następnie na ziemi. Z jednej strony byłem dość niecierpliwy, a z drugiej czułem, jakbym mógł przedłużać tę chwilę w nieskończoność. Lubiłem słuchać jego cichych jęków i sapnięć, nic mnie tak chyba nie satysfakcjonowało, jak świadomość, że jemu też jest miło.

- S... Sebastian. - wydusił, drapiąc mnie po karku, co przyjąłem z mruknięciem aprobaty.

Położyłem dłonie na jego biodrach i obserwowałem jego zamglone spojrzenie, które utkwił w mojej osobie. Tyle mu wystarczyło, aby się zgrzać, na jego bladych zazwyczaj policzkach wykwitł dość mocny rumieniec. Jego zmierzwione włosy kontrastowały z jasną poduszką. Poświęciłem chwilę na głaskanie go po udach i przyglądanie mu się, aby zapamiętać ten obrazek jak najlepiej, mimo że widziałem go już dużo razy.

Patrzył na mnie z ufnością i miłością tak dużą, że ciężko mi był uwierzyć w drogę, jaką przeszliśmy do takiej swobody. To była ciężka i nieraz nierówna walka, ale w takich chwilach jak ta wiedziałem, że było warto.

***

Na dzień dobry powitał mnie sufit hotelowego pokoju. Leżałem tak przez chwilę w bezruchu, potrzebowałem chwili, aby zorientować się, jaki mamy dzisiaj dzień. Potem podniosłem się do siadu i spojrzałem na przeszkloną ścianę. Słońce było już dość wysoko.

Wróciłem wzrokiem do pokoju i rozejrzałem się po jego wnętrzu. Wciąż chciało mi się spać, ale stłumiłem w sobie to pragnienie. Chłopak leżący obok wciąż drzemał, przeczesałem delikatnie jego włosy. Z początkiem się uśmiechnąłem, ten wyraz twarzy szybko jednak zniknął, kiedy zobaczyłem godzinę.

- O cholera.... - wydusiłem, patrząc na walizki, jeszcze nawet nie do końca zapakowane, bo wczoraj... Cóż... Mieliśmy ważniejsze rzeczy do roboty.

Wstałem i zacząłem się w pośpiechu ubierać w rzeczy z wczoraj, nie myśląc nawet o tym, aby się umyć. Ciel zapewne poczuł, jak zerwałem się z łóżka, więc podniósł się i niemrawo na mnie spojrzał. Był jeszcze w półśnie.

- Mamy godzinę do odlotu. - powiedziałem spanikowany, zbierając całą resztę naszych rzeczy, które wrzucałem niedbale do walizek.

Mój mąż przez chwilę analizował moje słowa, najwyraźniej tak jak i ja na początku nie wiedząc, jaki mamy dzień, czy nawet rok. Kiedy w końcu pojął wagę moich słów, zerwał się i zaczął ubierać w byle jakie ciuchy wygrzebane z walizki. Planowaliśmy pobudkę na trzy godziny przed odlotem, obecnie byliśmy mocno w plecy. Dobrze, że się na swój ślub nie spóźniliśmy, chociaż wtedy było blisko.

- Cholera, budzik nie zadzwonił? - zapytał, o mało nie wywalając się przy ubieraniu spodni.

- Chyba tak. - rzuciłem mściwe spojrzenie w stronę zostawionego na szafce nocnej telefonu.

Zapewne z boku nasze pośpieszne pakowanie wyglądało zabawnie, ale dla nas był to istny dramat. Chociaż prawdziwy dramat zaczął się dopiero po wyjechaniu z hotelu. Jak się okazało, korki były zmorą chyba wszystkich dużych miast.

Pov.Ciel

- Co robimy? - zapytałem, patrząc, jak samolot do Nowego Jorku odlatuje, rzecz jasna bez nas na pokładzie.

- Chyba musimy poczekać. - mruknął mój mąż, patrząc załamany na fragment nieba, w którym chwilę po starcie zniknęła maszyna. 

- A kiedy mamy następny? - opadłem na jedno z niewygodnych, plastikowych krzesełek. Sebastian poszedł moim śladem, siadając obok.

- Jutro po piętnastej. - odrzekł, na co obaj cierpiętniczo jęknęliśmy.


Witam was moje jelonki. Miał być tutaj osiemnaście plus, ale po prostu... Nie umiem. Nie mam pojęcia czemu, ale chyba stworzę osobą książkę z hentaiem, żeby się wyżywać i żebyście wy byli usatysfakcjonowani xD Ponadto brakuje tylko tysiąca wyświetleń do 40 tysięcy, kocham was po prostu. Do następnego moi kochani <3

PS z czasu sprawdzania: Nie będzie takiej książki, wieki minęły, a ja dalej nie umiem samodzielnie skrobnąć pełnoprawnego 18+.

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now