25.Wyblakłe fotografie

604 33 19
                                    


Pov.Ciel

Siedziałem w swoim starym pokoju i przetrzepywałem szafki. W szufladach znalazłem dużo zdjęć i przedmiotów, na których odnalezienie już od dawna nie liczyłem. Najbardziej jednak ciekawiły mnie zdjęcia, które z radością oglądałem. Czułem, jakby czas się zatrzymał na tych postarzałych kartkach papieru. Szczególnie dużo wspomnień czekało na mnie w zakurzonym albumie, który otworzyłem na pierwszej stronie.

Do niedawna nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo się zmieniłem przez te dziesięć lat. Wydoroślałem, miałem inne podejście do różnych spraw i wiele z nich odkryłem na nowo. Kiedy w wieku szesnastu lat trafiłem do Sebastiana, myślałem, że jestem dorosły i rozumiem już wszystko, co człowiek musi w życiu zrozumieć. Prawda była jednak taka, że nie wiedziałem i nie rozumiałem nic, a to, co wtedy uznawałem za dorosłość, było jedynie dziecięcym wyobrażeniem życia.

Po dziś dzień nie mogłem rozgryźć, co Sebastian we mnie zobaczył. W tym chorym nastolatku, który potrafił zachowywać się na o wiele młodszego, niż faktycznie był. Z masą lęków i obaw, które musieliśmy pomału zwalczać. Być może zobaczył we mnie potencjał i silną wolę walki, której nie byłem nawet świadomy?

- Co tam robisz? - mój ukochany usiadł obok mnie, wokół porozrzucanych przedmiotów.

- Skończyłeś już pracę? - odpowiedziałem na pytanie pytaniem, zerkając na niego kątem oka. W odpowiedzi dostałem skinienie głową i piękny uśmiech. - Porządkuję rzeczy.

- Jeszcze nie ma wiosny. - mruknął, biorąc do ręki stosik ze zdjęciami.

Zazwyczaj w porze roku, kiedy wszystko budziło się do życia, przeprowadzaliśmy tego typu porządki. Choć bardziej ja je organizowałem, Sebastian był w tych kwestiach potwornie leniwy.

- Zima też jest dobrą porą, aby posprzątać. - powiedziałem, chwilowo bardziej niż na wykonywanej dotychczas czynności koncentrując się na moim mężu, który przeglądał zdjęcia.

- Tego w ogóle nie pamiętam. - pokazał mi kilka uwiecznionych na papierze wspomnień.

Były to zdjęcia z parku, galerii czy imprezy. Na tych ostatnich stałem z Sebastianem uchachany wśród grupy wspólnych znajomych. Trzymaliśmy w dłoniach charakterystyczne, czerwone kubeczki, tak typowe dla amerykańskich domówek. Z iloma ludźmi z tych zdjęć utraciliśmy już kontakt? Ilu nowych pojawiło się po tym w naszym życiu? Kiedy tak patrzyłem na te osoby, których już przy nas nie było, doszło do mnie, jak z biegiem czasu zmienia się życie.

Z każdym dniem jest inaczej, a po latach oglądamy się i uświadamiany sobie, ile przeżyliśmy. Czasem nasze serce ściśnie żal w tęsknocie za czymś kochanym, co już nigdy nie wróci. Innym razem odetchniemy z ulgą, kiedy pomyślimy o złym czasie, który minął. Życie przeplata złe i dobre momenty, warto uświadomić sobie, że wszystko jest etapem. Nawet chwila, która w danym momencie wydaje nam się końcem świata.

- Bo masz słabą pamięć, alzheimerze. - mruknąłem zaczepnie, biorąc od niego zdjęcia.

Tyle wspomnień. I mi zdarzyło się nie pamiętać części z nich. Sięgały początków naszej znajomości. Były nawet zdjęcia z mojego dzieciństwa, które z biegiem lat udało mi się odzyskać. Uśmiechałem się na nich tym dziecięcym uśmiechem pełnym radości i beztroski. Najlepiej pamiętałem tą część dzieciństwa, w której żyłem takimi właśnie emocjami. Chciałem zachować w pamięci te szczęśliwe momenty. Twarz ojca i matki, przyozdobione łagodnym uśmiechem. Coś bezcennego.

- Może pojedziemy gdzieś po Nowym Roku? Z okazji rocznikowego dziesięciolecia znajomości. - zaproponował, kiedy wsuwałem zdjęcia do wolnych przegródek w albumie.

- Nie widzę przeciwwskazań. Chociaż wątpię, że szef da nam wolne. Wydaje mi się, że będziemy sobie mogli co najwyżej zrobić wycieczkę do dobrej restauracji. - zaśmiałem się, podnosząc z klęczek.

- Też brzmi dobrze. Mimo wszystko zapytam szefa, może po latach zyskał trochę serca. - mruknął, bardziej zainteresowany resztą rzeczy na podłodze niż mną.

- Zapytaj, zapytaj. Może faktycznie coś go tknęło. - oplotłem rękami jego szyję, całując w policzek. - Idę sobie zrobić kawę. Też chcesz?

- Poproszę. Tylko z cukrem nie przesadź. - pocałował mnie krótko. Chętnie przeciągnąłbym ten gest, ale wtedy pewnie z kawy byłyby nici, więc niechętnie udałem się do kuchni.

Pov.Sebastian

Kiedy poszedł, przyjrzałem się rzeczom na podłodze. Był wśród nich na przykład kolejny zaginiony zegarek. Lubiłem kolekcjonować zegarki, więc miałem ich dużo, a co za tym idzie, często mi się zapodziewały.

Zapiąłem błyskotkę na nadgarstku, zgarniając album ze zdjęciami, inny niż ten, który chwilę temu trzymał Ciel. Kiedy starłem kurz, moim oczom ukazała się okładka oprawione w bordową, sztuczną skórę. Materiał miał przyjemną strukturę, ale w obecnych czasach robił dość kiczowate wrażenie. Idealny na moje zdjęcia z nastoletnich czasów, które zobaczyłem po otworzeniu go na pierwszej stronie.

Z Bostonu przyjechaliśmy ze sporą ilością zdjęć. Znaleźliśmy ich nieco w domku na drzewie i stojącej w sypialni komodzie. Były to zdjęcia z różnych okresów. Teraz na przykład patrzyłem na moją pięcioletnią wersję. Wesoły chłopiec ubrany w kolorowe ciuchy siedział przy zdecydowanie zbyt wysokim dla niego stole, jedząc arbuza. Dzieciak, który wydawał mi się już kimś obcym, patrzył w obiektyw, bardziej lub mniej celowo robiąc komiczną minę.

Z jednej strony kochałem zdjęcia z dzieciństwa, z drugiej czułem do nich poważną niechęć. Przywracały miłe wspomnienia, ale też budziły nieprzyjemne uczucie tęsknoty za tamtymi beztroskimi czasami. Zabawami bez końca, nieskończoną wyobraźnią i nieraz głupimi pomysłami. Jakby świat mnie nie dotyczył, problemy nie istniały, a wszystko miało barwy lata smakującego zabawami nad jeziorem i lodami jedzonymi bez ograniczeń. Podziwiało się wtedy ''starszych'', którzy mieli już dużo znajomych i mogli wychodzić sami. Tęskno było do dorosłości.

Dzieci są tak słodko nieświadome. Nie wiedzą, że wymarzona dorosłość, zamiast dać wolność, próbuje podciąć skrzydła.

Po chwili przeglądania zdjęć, na których z biegiem czasu byłem coraz starszy, w końcu trafiłem na to jedno, które od razu przypomniało mi dzisiejszą noc. Byłem na nim ja i Clementine. Dziewczyna w moich spodniach i ja, z dołem jej sukienki obwiniętym wokół pasa. Oboje wciąż mokrzy, ale z szerokimi uśmiechami na ustach. Zgaduję, że już po opieprzu od rodziców, który nie zdołał zepsuć nam humoru.

Przypomniałem sobie mój sen i skrzydła, które mnie otulały. Biały puch, który wydawał się delikatnie błyszczeć i ramiona otulające mnie, aby pociągnąć za sobą.

- Proszę. - chłopak podał mi kubek z parującą kawą. Nie zauważyłem nawet, kiedy wrócił do pokoju.

- Dziękuję. - posłałem mu wdzięczny uśmiech i upiłem łyk aromatycznego naparu, który rozwiał wspomnienie dzisiejszej nocy.

Jak się okazało, tego wieczora znów mi się przyśniła. Była ubrana na biało i uśmiechała się w typowy dla siebie sposób. Milczała, prowadząc mnie za rękę przez ten sam las, w którym byliśmy wczoraj. W pewnym momencie jednak wszystko przestało istnieć. Było bardzo jasno, światło stało się wręcz oślepiające. Stanąłem przed ''przejściem'' na tę jasną stronę, nie robiąc kroku w przód. ,,Nie mogę pójść z tobą'', powiedziałem, czując, że jakbym tam poszedł, nie mógłbym wrócić. Przyjęła to bez protestów. Uśmiechnęła się specjalnie do mnie, pocałowała wierzch mojej dłoni i ruszyła przed siebie, rozpływając się w świetlistej poświacie.


Witam moje jelonki. Zgodnie z obietnicą powracam, a wraz ze mną ''PSYCHOLOG''. W tym miejscu chciałabym powiedzieć, że nie ważne co się stanie, czytajcie do końca. Obiecuję wam, że będzie warto.

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now