3.Nowe wyzwania

679 49 31
                                    


- Czemu jesteś taki załamany? - zapytałem, kiedy wróciłem ze spotkania kolegą i w kuchni zastałem mojego ukochanego. Sebastian siedział przy stole, chowając twarz w dłoniach. Na moje pytanie mruknął jedynie coś niewyraźnego. - Jeszcze raz.

Poprosiłem, siadając obok. Mężczyzna, zamiast odpowiedzieć, podał mi kartkę spoczywającą dotychczas na blacie. Kiedy dowiedziałem się już, co na niej było, cudem powstrzymałem parsknięcie. To tym się tak przejął?

- To nie takie złe. - pocieszyłem go, przysuwając sobie krzesło tak, aby siedzieć naprzeciwko ukochanego.

- Jak to ''nie takie złe''? Będę musiał nosić okulary! - zaskomlał załamany, na co w duchu się uśmiechnąłem, być może nawet lekko zaśmiałem.

On tak serio? Na co dzień ruszało go mało rzeczy, nie sądziłem, że przez pogarszający się wzrok wpadnie w taką rozpacz. Zresztą nie był dzieckiem, na pewno miał gdzieś tam z tyłu głowy, że po nocnych sesjach przy laptopie jego oczy nie będą w najlepszym stanie.

- Spokojnie, okulary naprawdę nie są złe. - mruknąłem łagodnie, głaszcząc go po włosach.

- Są. Będę wyglądał tak staro... - oparł czoło o blat stołu, załamany bardziej niż wcześniej. Najwyraźniej to był główny powód jego rozpaczy.

Ten moment okazał się momentem, w którym nie potrafiłem już być poważny. Zacząłem się chichrać, nie myśląc o tym, że może to być nieco... Niegrzeczne? Być może w ogóle niepodbudowujące? Sebastian był pogrążony w smutku, więc na pewno nie było to na miejscu.

- Wszystko dobrze? - zapytał, nie wiedząc, co mnie tak rozbawiło.

Ale jak mogłem się nie śmiać, kiedy powiedział mi, że będzie wyglądał staro? Może i miał tę trzydziestkę na karku, ale nigdy nie powiedziałbym, że w czymkolwiek mógłby wyglądać na sędziwy wiek. Jasne, zmienił się przez te wszystkie lata naszego związku, ale ''starzał się'' w naprawdę przyjemny sposób. Obecnie pomyślałem, że w dobrze dobranych okularach mógłby nawet wyglądać jeszcze lepiej niż obecnie.

- O jejku... Nawet nie wiesz, jak cię kocham. - powiedziałem, kiedy zdołałem się już nieco uspokoić.

Potem spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się, co odwzajemnił, będąc chyba w trochę lepszym humorze. Możliwe, że nie taki zły ze mnie pocieszyciel.

***

- Je remue le ciel le jour, la nuit...* - w drodze do domu nuciłem swoją ulubioną piosenkę. Byłem z Sebastianem na wytwornej kolacji w restauracji niedaleko naszego mieszania. W końcu tacy emeryci jak mu to już mogą sobie razem co najwyżej na obiad wyjść.

- Czy ty zawsze musisz coś sobie podśpiewywać, czy mówić tak, abym nie rozumiał? - cicho się zaśmiał, mimo to od dobrych kilku minut wsłuchując w to, co nuciłem.

- Mhm. To tak specjalnie, żebyś się pytał i irytował. - oznajmiłem z zaczepnym uśmieszkiem.

- Ach tak? - zbliżył się do mnie, a że już wcześniej byliśmy blisko, teraz mogliśmy już poczuć wzajemnie na twarzy swoje oddechy.

- Tak. - zarzuciłem mu ręce na szyję i zmusiłem, aby lekko się schylił. - Poza tym francuski to naprawdę ładny i prosty język. Może po tylu latach zechciałbyś się nauczyć.

Co prawda wtedy dowiedziałby się, że często wyklinam pod nosem jego i pracę, ale fajnie by było, jakby jednak umiał.

- Chyba mogę na to przystać, jeśli ty nauczysz się japońskiego. - powiedział niczym sam diabeł, którym po znajomości ze mną się stał.

Mogłem wszem i wobec chwalić się moim francuskim i irytować mojego ukochanego gadaniem, z którego nic nie rozumiał, ale jednak to on umiał japoński. Jeden z najtrudniejszych języków, przy którym mój francuski się chował. Co prawda jego wymowa jeszcze trochę kulała, poza tym Sebastian nie był płynny przy posługiwaniu się nim, ale umiał naprawdę wiele. Dogadałby się, gdybyśmy mieli kiedyś pojechać na wakacje do kraju kwitnącej wiśni.

- Dobra, wygrałeś. - parsknąłem, po czym odsunąłem się i złapałem go za dłoń. Cóż, może na naukę francuskiego namówię go innym razem. - Ale teraz chodź. Mam wrażenie, że jeszcze chwila i zamarznę.

Pov.Sebastian


- Co to za niespodziewana wizyta? - oparłem się o framugę drzwi i z niemałym zadowoleniem spojrzałem najpierw na dwójkę mężczyzn, a potem na młodą damę stojącą przed nimi.

Parka z koncertu w Bostonie starała wpadać się regularnie, ale w dorosłym życiu tak to już jest, że czas przypomina bardziej sztywny plastik niż gumę. Szczególnie że chwilę po zawarciu znajomości z nami przeprowadzili się na stałe do Bostonu.

- Zawsze wpadamy niespodziewanie. - odezwał się Cyryl, kładąc dłoń na głowie córki.

Młoda wyglądała na wesołą, żywiołową dziewięciolatkę. Z opowieści jej rodziców wiedziałem, że lubi jednorożce, księżniczki i bieganie po drzewach, przynajmniej w zależności od okresu jej życia. Dzieci zazwyczaj zmieniają swój styl bycia i upodobania niezwykle często, dopiero torują sobie drogę, którą potem powędrują w świat. Ale kiedy ją znajdą, zazwyczaj nikt ich już nie zdoła zatrzymać.

- Wolne w pracy? - zapytałem, kiedy dziewczynka wpadła mi w ramiona. Podniosłem ją i pozwoliłem jej się wtulić, mimo że nieco urosła od ostatniego razu.

- Tak! W sumie... To głównie dlatego przyjechaliśmy. Mieliśmy małą prośbę. - szatyn z lekkim zakłopotaniem podrapał się po tyle głowy, po czym spojrzał na męża, który się do niego uśmiechnął. Odwzajemnił ten drobny gest wsparcia.

- Może najpierw wejdźmy, co? - odstawiłem młodą na ziemię i wpuściłem gości do mieszkania.

Potem przyszedł do nas Ciel, który dotychczas zalegał w łóżku z dobrą książką, jednak ożywił się na wizytę tej trójki. Wszyscy przywitaliśmy się, wyściskaliśmy, a kiedy uprzejmości stało się zadość, przeszliśmy do kuchni. Wszyscy dostali swoją kawę, jedynie dziewczynka siedząca na kolanach Ciela leniwie sączyła sok jabłkowy.

- No to wracając do tej prośby... - zaczął białowłosy, odzywając się znacznie śmielej niż jego towarzysz.

W takich chwilach jak ta wyraźnie było widać różnice między nimi, zarówno te dotyczące wyglądu, jak i sposobu bycia. Cały czas byli diametralnie różni, ale przy tym tak zgrani, że niejedna bardziej jednolita para mogła im pozazdrościć.

- Wujku, mogę coś obejrzeć? - zapytała, patrząc na Ciela ze słodkim, przejmującym uśmiechem.

Całkiem dawno zyskaliśmy przywilej nazywania nas przez nią wujkami. Przyznam, że było to miłe, człowiek mógł poczuć się wyróżniony. Poza tym z Cyrylem i Charlim byliśmy trochę jak rodzina niezłączona więzami krwi, więc gdy mówiła do nas ''wujku'' wszystko wydawało się na swoim miejscu.

- Jasne. Pilot jest na stoliku przy kanapie. - wypuścił ją z objęć i pomógł zejść na ziemię, tyle ją widzieliśmy. Potem szybko czmychnęła do salonu.

Wiedziała, że gdzie jak gdzie, ale u nas może mieć swój mały dzień dziecka ze sporą ilością bajek i słodyczy. Charlie i Cyryl uznali, że skoro u nich w domu ściśle przestrzega się pewnych zasad, tutaj może się trochę wyszaleć.

- Więc... Jaka to prośba? - zapytałem, chcąc w końcu przejść do sedna sprawy.

- Cóż... - Cyryl spojrzał na ukochanego, po czym westchnął, wypowiadając to, co najwyraźniej z trudem przeszło mu przez gardło. - Moglibyście się przez ten tydzień zając Charlotte?

Słysząc tę prośbę, wymieniłem z Cielem zdziwione, ale i nieco zlęknione spojrzenia. Mieliśmy na tydzień dostać pod opiekę dziecko. Nie dotarło to do mnie chyba nawet wtedy, kiedy zgodziliśmy się, a Cyryl z Charlim (kilkanaście razy nam dziękując) zniknęli za drzwiami. Ciel stał obok i wyglądał na równie wstrząśniętego. Otrzeźwiający nie był nawet odgłos bajek płynący z telewizora.

- No cóż, może być ciekawie. - stwierdziłem ze swobodnym uśmiechem. Co ma być, to będzie, coś w końcu musi. Chyba nie ma sensu się jak na razie zamartwiać się na zapas. - Sprawdzisz się w roli matki.

Powiedziałem, aby go podburzyć i udałem się od salonu, uznając, że nie możemy wieki sterczeć w przedpokoju skoro mamy Charlotte pod opieką.

- Bardzo śmieszne, dupku. - powiedział głosem, który przypominał śmiech przez łzy.

Oparłem się o framugę drzwi i patrzyłem na to małe, nieświadome jeszcze niczego stworzenie. Dziewczynka nie wiedziała, że została oddana pod opiekę dwójce wybitnie nieogarniętych, nieodpowiedzialnych ludzi. To będzie cud, jeśli przez ten tydzień nie spalimy mieszkania, nie zalejemy go, oddamy ją rodzicom w jednym kawałku i sami zachowamy zdrowe nerwy. A może to będzie jedna z tych przygód, których się nie zapomina?

Spojrzałem na Ciela, który stanął obok, po czym objąłem go ramieniem i przytuliłem do swego boku, całując w tył głowy. Bez względu na wszystko musimy dać radę. Charlotte ma obecnie tylko nas. 


*Je remue le ciel le jour, la nuit -poruszam niebo w dzień, w nocy. (fragment piosenki ,,Derniere Danse'')

*Znowu nie odpowiadam w pełni za poprawność tłumaczenia*


Witam moje jelonki. Drugi obiecany tego dnia rozdział, jak widzicie, będzie naprawdę ciekawie. Tak ogólnie trzecia część będzie bardziej wesoła, nawet lekko komediowa powiedziałabym, odpoczynek od pasma problemów i smutków. Do następnego :3

PSYCHOLOG || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz