18.Dzienniki

904 79 55
                                    


Przez chwilę jedynie w zdziwieniu obserwowałem ścianę, po chwili dostrzegając jeden istotny szczegół. Nie był to typowy sejf z korbką, tylko sejf na kod. Kod czterocyfrowy.

Domyślając się, że chodzi o kod, który znalazłem wcześniej w pudełku z komiksami, wziąłem kartkę i znów spojrzałem na drzwi skrytki. Zamknięcie przypominało nieco to w zapięciu do roweru, działało przy odpowiednim ustawieniu czterech korbek z liczbami od zera do dziewięciu.

Odetchnąłem i z szybko bijącym sercem zacząłem wykręcać odpowiednie numery. Było to ciężkie i stary mechanizm wydawał z siebie przy każdym ruchu nieprzyjemne strzyknięcia, jednak po wpisaniu kodu zardzewiałe wieko ustąpiło, pokazując mi, co jest w środku. O dziwo zawartością nie okazało się złoto, diamenty, ani poufne dokumenty wprost z tajnych akt FBI. Odnalazłem za to dziesięć notatników oprawionych w sztuczną, czarną skórę. Czemu ktoś tak pieczołowicie przetrzymywał kilka notesów? Czy naprawdę strzegły one tak tkliwych sekretów, że musiały zostać zapieczętowane przed światem?

Zgarnąłem przedmioty i usiadłem na pufie, tym samym wzniecając tuman kurzu. Znowu. Wraz z tym zakaszlałem ciężko i poczekałem, aż opadnie, dopiero wtedy biorąc się za zapoznanie ze zdobyczą. Swoje oględziny postanowiłem zacząć od najbardziej obdrapanego zeszytu, czyli, jak wnioskowałem, najstarszego z kolekcji. Byłem ciekaw co w nim znajdę, szczególnie gdy ujrzałem pierwszą stronę z jedynie dwoma nieznaczącymi, ale jakże wymownymi wyrazami. 

Sebastian Michaelis.

Zamrugałem, czytając kilkukrotnie imię i nazwisko człowieka, z którym mieszkałem przez kilka ostatnich lat. Więc to jego dziennik? I jego domek?

Myślałem o tym, rozglądając się po wnętrzu. Jeśli faktycznie sprawował pieczę nad tym miejscem, notatniki też są jego. Co w nich zapisywał? A jeśli były to jego pamiętniki, to czy na pewno mogę je przeczytać? W końcu co innego on, a co innego jakiś dzieciak, który zapewne już od wieków nie mieszkał w tej okolicy.

Jeszcze przez chwilę biłem się z myślami i sumieniem czy to na pewno dozwolone, po czym przewróciłem kartkę, czując, jak wraz z tym prostym gestem znów narasta we mnie podekscytowanie.

Dziś był pierwszy dzień szkoły. Nie lubię szkoły. Czuję, że moja klasa też mnie nie lubi. Pani od religii patrzyła się na mnie jak na pomiot szatana. Pewnie przez mój rzadko spotykany kolor oczu. Nienawidzę go. Tak samo, jak nienawidzę pani od matematyki, która okrzyczała mnie za nie słuchanie. Mam wrażenie, że wszyscy są przeciwko mnie. Koledzy i koleżanki z klasy, nawet nauczycielki. Nie chcę tam jutro iść, ale wiem, że mama nie pozwoli mi zostać w domu. Może tak magicznie zachoruję...

Uśmiechnąłem się lekko przez końcówkę, nawet jeśli całość nie malowała się dobrze. Mały kombinator.
   Pokręciłem lekko głową i jeszcze raz przejrzałem zdania zapisane koślawym, dziecięcym pismem. Sebastian nigdy nie mówił mi, że ma tak złe wspomnienia z pierwszego dnia w szkole. Ale to może dlatego, że nigdy go to nie pytałem? Jest na pewno wiele tematów, które dopiero czekają na poruszenie.

Dzisiejszy dzień nie był dobry. Dzieci w szkole wciąż zachowują się tak samo, nauczyciele i nauczycielki też. Jedna z nich nawet wysłała mnie do psychologa, bo podejrzewała, że mam zaburzenia uwagi i koncentracji. Nie wiem do końca czemu, ja po prostu nie lubię jej słuchać, ma taki nieprzyjemny głos. Pani psycholog powiedziała za to, że może nie mam zaburzeń uwagi i kocentracji (a może to to samo?), ale nie mogę usiedzieć na miejscu, jakbym miał ADHD. Wolne żarty. Teraz oprócz wszystkich nauczycielek nie lubię również pani psycholog.

Wraz z notką gdzieś ze środka pamiętnika znów na mojej twarzy wykwitł uśmiech. Na pewno o ile okoliczności pozwolą, przejrzę te notatniki dokładnie, kartka po kartce, słowo po słowie, ale nie teraz. Teraz byłem zbyt ciekawy, chciałem szybko wniknąć w umysł Sebastiana z różnych okresów jego dzieciństwa, poznać go tak jak jeszcze nie poznałem. Doświadczyć tego, jak ewoluowało jego życie i myśli w odstępach kilku miesięcy.

Dziś było lepiej niż w ostatnim czasie. Mamy w klasie taką dziewczynę, nazywa się Clementine, jednak wszyscy mówią na nią Clem. Nigdy nie zwracaliśmy na siebie uwagi, jednak dzisiaj, kiedy robiliśmy rysunki na plastyce, usiadła obok mnie. Pożyczaliśmy sobie kredki, a później zapytała mnie, czy lubię motyle, bo to właśnie rysowałem. Odpowiedziałem, że tak. I okazało się, że ona też je lubi. Rozmawialiśmy ze sobą do końca zajęć, nie tylko o motylach. Przez to lekcja minęła mi aż za szybko, ale kiedy Clem odchodziła, pomachała mi i się uśmiechnęła. Odwzajemniłem machanie i też się uśmiechnąłem. Chyba pierwszy raz czułem, że lekcja mogłaby trwać wiecznie.


Kiedy przejrzałem całą notkę, odłożyłem zeszyt i wziąłem inne, te dalej zniszczone, ale mniej niż pierwszy. Jak się okazało późniejsze miały w środku zapisane daty, akurat trafiłem na notes, w którym Sebastian był już o dwa lata starszy. Potrzebowałem szybko dowiedzieć się co z tą Clementine, czy ich drogi jakimś cudem zetknęły się na dłużej, czy może była to przelotna znajomość na tych jednych zajęciach. 

Idzie grudzień. Czuję to za każdym razem, kiedy tylko wyjdę z domu. Ale nie jest tak źle, bo w końcu chodzę do szkoły z Clem. Dzięki niej zawsze się śmieję. Kiedy wychodzimy o siódmej rano, żeby udać się do szkoły, od razu robi mi się cieplej na sam jej widok. Będzie u mnie nocowała w pierwszy dzień świąt, już nie mogę się doczekać! Mama nawet żartuje, że dziewięć lat to za mało na romanse. Zawsze przewracam na to oczami i lekko się uśmiecham, chociaż czasami wyobrażam sobie, co by było, gdybyśmy faktycznie byli kiedyś z Clem parą.

Skończyłem czytać i lekko się uśmiechnąłem. Jaki to los był nieprzewidywalny. A jakim ja byłem wróżbitą! Od pierwszej chwili wiedziałem, że to musi być coś na dłużej. Ale na jak długo?
Znów przewróciłem kilka kartek.

Dzisiaj zakończenie roku. W końcu pójdę do trzeciej klasy. Chcę jak najszybciej opuścić podstawówkę, mam dość ludzi w szkole. Jedyne co mnie ratuje od zwariowania to Clem. Swoją drogą miała dzisiaj na sobie tą śliczną, białą sukienkę w żółte i różowe kwiaty oraz srebrne sandały. Powiedziałem jej, że ładnie wygląda, a ta z lekkim rumieńcem odpowiedziała, że ja też. Pierwszy raz ktoś mnie skomplementował. Ja też lekko się zarumieniłem.

To również skwitowałem uśmiechem, jednak po chwili lekko spochmurniałem, popadając w zadumę. To wygląda na coś poważniejszego, dlaczego nigdy nie obiło mi się o uszy istnienie jakiejkolwiek Clem?
Nieco zaniepokojony tym faktem wziąłem notes, który Sebastian prowadził, mając trzynaście lat.

Właśnie zaczęły się ferie zimowe. To już ostatnie moje ferie w tej szkole, tak bardzo się cieszę. Ale martwię się o Clem, ona nie lubi przenoszenia się z miejsca na miejsce, a teraz będzie musiała zmienić szkołę. Poza tym nocowała u mnie wczoraj, wróciła do domu z samego rana. Z jednej strony cieszę się, że wyjechała wcześnie, z drugiej chciałbym, żeby jeszcze została, bo poczułem się naprawdę lekko, kiedy powiedziałem jej, co czuję. Wyznałem, że chyba jestem gejem, bo nie potrafię ''obejrzeć się'' za dziewczynami tak, jak robię to za chłopakami. Bałem się powiedzieć o tym komukolwiek. Strasznie się bałem. I poczułem się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie, kiedy mnie zaakceptowała. Ale muszę znaleźć męża, bo chciała mnie zaprosić na ślub, kiedy będę już kogoś miał. Na pewno będzie na takowym świadkową! Ona tak często mi pomaga... Chcę zostać kiedyś psychologiem, abym ja też mógł jej pomóc.

Skończyłem czytać i zamrugałem szybko. Pomóc? Ale w czym? I dlaczego ja nic nie wiem o żadnej Clementime? Nie było nikogo takiego na naszym ślubie, jestem pewien. W życiu też nie, a przecież w mniejszym lub większym stopniu poznałem wszystkich ludzi bliskich mojemu mężowi.
   Nieco zawiedziony tym, że o niej nie wiedziałem, zacząłem przeglądać resztę zeszytów, mając nadzieję na znalezienie odpowiedzi na dręczące mnie wątpliwości. Przede wszystkim chciałem dowiedzieć się, czy los ich rozłączył, a jeśli tak, co mogło być na tyle silne, aby ich od siebie odsunąć. 


Witam moje jelonki. Następny rozdział. Dzisiaj krótko. Chciałam powiedzieć, że mam 13 lat i nie wiem, czemu oceniacie mnie tak staro. Ach, ciało młode, ale psychika stara.

PS z czasu korekty: Nie wiem, skąd mi się wzięło imię Clementine. Co najgorsze wiem, że gdzieś miało swój sens i początek istnienia w mojej głowie, ale naprawdę nie wiem gdzie. Psychika serio stara, bo pamięć z każdym rokiem coraz słabsza, a szesnaście lat to jednak nie wiek na alzheimera.

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now