22.Akt bezradności

2.4K 185 113
                                    


Bal, jak zresztą co roku, organizowany był w sali konferencyjnej, odpowiednio udekorowanej do tej okazji. Nie przywiązywałem większej uwagi do ludzi, którzy mnie otaczali. Mimo że tutaj relacja moja i Ciela pozostawała relacją psycholog-pacjent, wciąż trzymałem chłopaka za rękę. Wolałem wiedzieć, że jest blisko i mieć go przy okazji na oku. Nim jednak zdążyłem na dobre skojarzyć wszystkie znajome twarze, do mnie i nastolatka podbiegł blondyn wyglądający na niewiele starszego od Ciela.

Pov.Ciel

Nie czułem się wielce zaskoczony tym, że miejsce nie przypadło mi do gustu. Trzymałem się więc blisko mojego opiekuna, na którego w razie czego mogłem liczyć. Gdyby jednak wrażeń było mało, niespodziewanie podbiegł do nas człowiek dobrze mi znany ze szpitala. 

Alois nie przypominał już jednak osoby, z którą widziałem się stosunkowo niedawno. Wydawało mi się, że jest wyczerpany zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Mimo to uśmiech nie znikał z jego twarzy o słodko dziecięcych rysach. Po chwili dołączył do niego mężczyzna z pozoru podobny do Sebastiana. Na pierwszy rzut oka można było jednak dostrzec, że aura, jaką roztacza, nie jest tak przyjazna jak ta mojego ukochanego. Obojętność goszcząca na twarzy nieznajomego powodowała nieprzyjemny dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Mężczyzna poprawił okulary, wzdychając ciężko.

- Alois, miałeś się sam nie oddalać. - pouczył go naprawdę zmęczonym głosem.

Alois miał jednak jego słowa w głębokim poważaniu, patrząc na mnie z wylewającym się z jego oczu i gestów entuzjazmem. Wydawało mi się, że ten entuzjazm ma w sobie iskierkę czegoś niepokojącego.

- Ciel, jak ja cię długo nie widziałem. - powiedział, niemalże podskakując ze szczęścia.

Spojrzałem na Sebastiana, który wymienił z mężczyzną krótkie, suche powitanie. Potem wdali się w krótką rozmowę o pogodzie, bo innych tematów raczej nie dzielili.

- Fakt, minęło trochę czasu. - udało mi się lekko uśmiechnąć, jednak blondyn w tym samym momencie zaczął ciągnąć towarzysza za materiał garnituru. Obaj przyszli w strojach w podobnym stylu do tego mojego i Sebastiana.

- Claude, ja na chwilę pójdę z Cielem. Chciałbym z nim pogadać w cztery oczy. - oznajmił, ciągnąc następnie mnie, jak najdalej od naszych psychologów.

Widziałem kątem oka, że Sebastian chciał pójść za mną, jednak z uśmiechem pokazałem mu, że ma zostać. Nie martwiłem się, dając pociągnąć do przestronnej, męskiej łazienki wyłożonej czarnymi kafelkami. Moje obawy zaczęły się w momencie, w którym Alois wyjął z kieszeni klucz, zamykając drzwi. Po tym odłożył lśniący kawałek metalu na blat obok umywalek, pilnując, abym nie miał do niego dostępu.

- Musisz zamykać drzwi? - zacząłem się cofać wraz z tym, jak nieśpiesznie się do mnie zbliżał.

Nie doczekałem się odpowiedzi. W końcu musiał nadejść moment, w którym moje plecy zderzyły się ze ścianą. Z uwagi na pot spływający mi po plecach wydała się niesamowicie zimna. Osunąłem się po niej, siadając na idealnie czystych kafelkach. Alois uklęknął wtedy przede mną, łapiąc mnie za nadgarstki, które umieścił nad głową. Potem bez chwili namysłu złączył nasze usta, przez co poczułem dreszcz gorszy niż wtedy, kiedy przeszyło mnie zimne spojrzenie jego opiekuna. Uczucie było tak okropne, że kiedy blondyn się odsunął, z trudem łapałem oddech. Moja klatka piersiowa unosiła się i nierównomiernie opadała. Wydawało mi się, że moje płuca toczyły bitwę o jak największą ilość wdychanego i wydychanego powietrza w jak najkrótszym czasie. Nie spodziewałem się, że teraz, po tym wszystkim, co okazało się początkiem, ten rzeknie do mnie spokojnie:

- Będziesz grzeczny, dobrze? Jeśli będziesz się za bardzo rzucał, obiecują, że użyję więcej siły.

Chciałem zacząć krzyczeć o pomoc, jednak Alois w porę to zauważył. Wyciągnął z kieszeni kawałek jakiegoś materiału, zakrywając mi nim usta. Drugim kawałkiem spętał mi nadgarstki skrzyżowane za plecami. Kiedy zaczął nieśpiesznie odpinać guziki mojej koszuli, miałem jeszcze większą ochotę krzyczeć, jednak z wiadomych powodów nie mogłem. A jego dotyk niezmiennie, z każdą chwilą coraz bardziej, brzydził mnie. Przypominał ten, którego doświadczałem podczas bicia i poniżania u poprzednich opiekunów. Nie był tak bolesny dla ciała, ale miałem wrażenie, że moja dusza krwawiła, raniona raz po raz coraz głębiej.

Przez cały ten czas próbowałem skupić swoje myśli na Sebastianie. On tam był, zaledwie kilka metrów od toalety, w której przeżywałem piekło. Tak blisko, a zarazem niezwykle daleko. Gdzieś w głębi umysłu miałem świadomość, do czego zmierza mój oprawca. Starałem się trzymać tę myśl w sekrecie przed samym sobą jak najdłużej, ale to było ciężkie, gdy mnie dotykał. Robił to ciągle, więc moje myśli chcąc nie chcąc zmierzały do końca tych zagrywek.

Próbowałem się wiercić, znaleźć jakiś słaby punkt w więzach za moimi plecami, jednak moje ręce za bardzo drżały. Aloisowi najwyraźniej skończyła się cierpliwość, przez co postanowił spełnić swoją obietnicę. Dostałem kolanem w brzuch, przez co skuliłem się, dławiąc własną śliną. ,,To i tak nastąpi, Ciel. On jest starszy, silniejszy od ciebie. Nie rób tak, aby bardziej bolało''. Parę powtórzeń tej frazy popchnęło mnie do prostego wniosku. Byłem bez szans, więc postanowiłem się po prostu poddać. Teraz już nie walczyłem, nie stawiałem żadnego oporu. Zaakceptowałem swój los, stając się niczym bezwładna lalka, z którą można zrobić, co się tylko chce. W sumie czy nie tak było od zawsze?

Blondyn uśmiechnął się na to, najwyraźniej zadowolony z mojej uległości. W końcu nadeszła ta chwila. Alois zsunął ze mnie spodnie, przechodząc do rzeczy. Łzy bólu, wstydu i beznadziejności spłynęły bezsilnie policzkach, gdy poczułem go bardziej, niż powinienem kiedykolwiek. Chciałem teraz już tylko znaleźć się w innym miejscu, daleko od łazienki, w której nagle zrobiło się niewyobrażalnie gorąco. Było mi niedobrze. Zacisnąłem zęby na swego rodzaju kneblu, znosząc dzielnie tortury.

Kiedy było już po wszystkim, Alois najzwyczajniej w świecie ubrał się, następnie z nienagannym spokojem rozwiązując mi ręce. Nadgarstki zdążyły już lekko posinieć, więc kiedy tylko zostały uwolnione, zacząłem masować obolałą skórę. Chłopak tymczasem wziął się za materiał, który miał utrudniać mi mówienie i ewentualne wołanie o pomoc. Odetchnąłem głęboko, kiedy znów mogłem nabrać do płuc powietrza, choć to wciąż szło mi opornie. Cały się trząsłem, tak, jakbym znajdował się w pokoju z temperaturą na minusie. Czułem się brudny, obdarty z całej prywatności i honoru, jak zwykły śmieć, z którym można zrobić wszystko. Mój oprawca nic jednak nie robił sobie z mojego cierpienia. Klęknął i przybliżył się, kładąc dłoń na jednym z moich wilgotnych od łez policzków.

- Nie było tak najgorzej, Ciel. - szepnął mi do ucha.

Uśmiechnął się następnie, wstając. Po kilku sekundach usłyszałem charakterystyczny dźwięk przekręcanego w zamku klucza, po czym nastąpiło zamykanie się i otwieranie drzwi. Wyszedł. Stanąłem wtedy na chwiejnych nogach i nieporadnie wziąłem za zapinanie guzików koszuli. Ubrałem się niechlujnie, nie przywiązując uwagi do szczegółów. Chciałem po prostu zostać sam. Konfrontacja z innymi ludźmi była w tym momencie ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę. W akcie desperacji wybiegłem z łazienki, udając się na dach budynku.


Witam moje jelonki. Jak bardzo nienawidzicie mnie za ten rozdział? Mnie też było ciężko, ponieważ uwielbiam Aloiska, ale planowałam ten rozwój zdarzeń niemalże od początku i będzie to miało swoje odbicie w późniejszej fazie, o której powiem wam w swoim czasie. W każdym razie jestem trochę przerażona sobą, ponieważ ten rozdział napisałam najszybciej i najlżej ze wszystkich, które się ukazały. Z tego też jestem najbardziej zadowolona. Mam nadzieję, że mimo wszystko się podobało i do następnego.

PSYCHOLOG || SEBACIELWhere stories live. Discover now