Rozdział 18.2: Rok później [Alex]

85 14 90
                                    

"Dziś nie jest tym, kim kiedyś był, lecz mimo to, czekam na niego" - taki motyw muzyczny sponsoruje dzisiejszy odcinek. Myślę, że Alex może podpisać się pod tym stwierdzeniem obiema rękami.

Zmieniałam ten rozdział z 10 razy. Im bliżej do końca, tym mi trudniej. Rozdział 19 będzie ostatnim. Chyba zdecyduję się na mały maraton, bo końcówka wykańcza mnie mniej wiecej tak samo, jak porywacz w Syndromie...

♠♠♠

— No chyba sobie kpisz!

To był mój pierwszy komentarz, gdy dowiedziałem się w zaciszu gabinetu, że miałbym nagrać duecik z gwiazdką Disneya, właśnie wchodzącą w wiek, w którym było po co ubrać stanik. To samo powtórzyłem właśnie teraz na środku studia nagraniowego, gdy okazało się, że śpiewająca gwiazdka, śpiewać nie potrafiła. Od jej fałszowania więdły mi uszy, zwijał się talent i spadała potencja. Wszystko więdło, gdy to dziewczę otwierało paszczę, wszystko jedno by śpiewać, czy choćby się odezwać. Była naiwnie głupiutka, zupełnie nic sobą nie reprezentowała, a parcie na szkło miała tak wielkie, że budziła niesmak, współczucie i lęk za jednym zamachem.

Trzasnąłem drzwiami studia. Moje słuchawki dalej dyndały obok mikrofonu w takt fali uderzeniowej. Urocza blondyneczka z dołeczkami w policzkach i przyciasnej koszulce na ramiączkach zrobiła się cała czerwona. Miała płacz na końcu nosa. Baz podniósł się ze swojego wysokiego fotela, niemal go przewracając. Nie słyszał rozmiaru porażki, słuchawki oplatały mu kark.

— Alex, wracaj tam! — Usiłował mnie zatrzymać.

— Skończyłem na dziś!

Byłem stanowczy. Ominąłem Baza i wybiegłem na korytarz. Rozejrzałem się niepewnie po logach z Myszką Miki. Poczułem się, jakbym trafił do osobliwego labiryntu. W którą stronę mogło być wyjście?

— Alex, do diabła ciężkiego! — zaklął Baz. — Ja cię proszę, nie rób scen... — Z ucha wystawała mu słuchawka z mikrofonem, jakby był na jakiejś telekonferencji. To dlatego słuchawki studyjne traktował jako podporę karku. Nacisnął coś przy uchu. — Jasne, właśnie jesteśmy w studiu, Gerhard. Tak, tak, Alex będzie zachwycony — zaśmiał się sztucznie. — Zaraz mu to przekażę. Teraz nie mogę. Nagrywa? — Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem, nakazując ciszę. Strzepnąłem jego dłoń, zaciśniętą na moim mankiecie, ale skubany miał refleks i złapał mnie ponownie, tym razem za łokieć. — No oczywiście, że nagrywa! Wybornie wręcz! A kiedy wracasz z Kalifornii? Co?! Jak to, już jesteś w Nowym Jorku?

— Wróciłem wieczorem.

Doszedł do mnie głos z silnym niemieckim akcentem, ciche plaśnięcie drzwi, duszące za sobą odgłos spłuczki. Odwróciłem się. Z męskiej toalety wychodził zwalisty, potężny facet, odziany w szarą marynarkę, a z ucha starczała mu taka sama słuchawka, którą miał Baz. Najwyraźniej był na tym samym spotkaniu. Panowie spojrzeli sobie w oczy. Baz zbladł. Tamten nawet się nie zmieszał.

— Nie powinieneś być teraz na callu? — Mężczyzna uniósł brew.

Baz jakby się w sobie skurczył. Jego nowy szef z ramienia Milesh Records budził grozę. Spotkałem go może ze dwa razy, ale nigdy nie odważyłem się spojrzeć mu w oczy. Nie wiem, co w nim takiego było, ale budził moją żywą niechęć.

— Jestem przecież... — wyjąkał skonsternowany Baz, czerwieniejąc się przy tym jak burak.

Niechętnie ujął wyciągniętą dłoń szefa, który potrząsnął nią jakby nic nie ważyła. Zastanawiałem się, czy umył ręce po wyjściu z kibla, ale zanim udzieliłem sobie przeczącej odpowiedzi na to pytanie, łapa wylądowała przed moim nosem.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Where stories live. Discover now