Rozdział 6.4: Europa [Laura]

119 34 43
                                    

850 wejść do BBD! Dzięęęękuję! Coś czuję, że to nie była zasługa Ricka ;) Zbliżamy się powoli do 1k, dobijemy jeszcze w tym roku? Jeśli tak, to będzie jakiś prezent specjalny. Na co macie ochotę?

♠♠♠

Zaraz po wizycie w szpitalu luksusowy samolot linii Milesh Air zabrał mnie i Ricka do Wielkiej Brytanii. Prawie się do niego nie odzywałam w czasie podróży, co umożliwiły mi dwie śliczne mulatki w mundurkach personelu pokładowego. One zajęły się Rickiem, uzupełniając mu szklanki i śmiejąc się z jego niewybrednych żartów, a ja miałam czas na pracę. Śledziłam wzrokiem opracowania finansowe, o które prosiłam, robiąc mnóstwo notatek i przygotowując punkty, do omówienia z radą nadzorczą. Planowałam wrócić do pracy, natychmiast po wylądowaniu w Londynie. Nie potrzebowałam urlopu, wystarczyłby mi święty spokój. Nie mogłam się skupić, przeszkadzał mi chichot tych panienek.

Rick oglądał jakiś durny sitcom w drugim saloniku. Byłam na niego wściekła, że zmusił mnie do wizyty w szpitalu u Alexa. Całą drogę przekonywał mnie, że to było konieczne, że musieliśmy sobie pomagać, że on stał za mną murem i tego samego oczekiwał ode mnie, bo przecież wszystko, co robił, było tylko dla mnie. Jesteśmy rodziną, powtarzał do znudzenia. Zgodziłam się odwiedzić Alexa, zgodziłam się na oficjalne wycofanie mojego udziału w jego teledysku, ale na żadne inne ustępstwa nie poszłam. Rick był wściekły. Kiedy kładł swoją dłoń na moim boku, miałam wrażenie, że zmiażdżył mi żebra. Zaraz po wyjściu ze szpitalnego pokoju Alexa, odsunęłam się od niego i ruszyłam przed siebie. Czułabym się pewniej, gdybym miała przy boku Simona, ale jego nie było. Rick nie pozwalał mi się z nim zobaczyć od afery z Mią Travis. A teraz siedziałam w samolocie, słuchając piskliwych głosików stewardess, które żałowały, że byłam na pokładzie i nie mogły zaproponować Rickowi pełnego serwisu.

Z lotniska pojechałam prosto do głównej siedziby Konsorcjum SDD. Nie miałam ochoty oglądać nowego domu. Spodziewałam się, że będzie to kolejne miejsce, w którym nie będę umiała poczuć się jak u siebie. Byłam miliarderką, a czułam się bezdomna. Żadnego miejsca na świecie nie mogłam traktować jak swojego domu. Spuściłam głowę, myśląc o nowojorskiej posiadłości, którą ze wszystkich sił próbowałam oswoić, ale i ona stała się dla mnie zimna, obca i nijaka. Podobno Rick wynajął dla mnie pałacyk, żebym mogła się poczuć, jak na arystokratkę przystało. Irytował mnie nawet jego sposób myślenia. Nie widziałam szans na uratowanie tego związku.

— Madame, parking podziemny jest już zamknięty. Czy mogę zaparkować na chodniku? — spytał uprzejmie kierowca. Skinęłam głową.

Było mi to obojętne. Nie anonsowałam swojego przyjazdu, było już późno i liczyłam na to, że moi pracownicy będą już dawno w domu. Przechodząc przez pustawe biuro, pozdrawiałam towarzyszy niedoli, którzy już dawno ściągnęli krawaty, a marynarki odwiesili na oparciu foteli. Między nimi krążyły sprzątaczki, bzycząc odkurzaczami i szeleszcząc workami na śmieci. A ja usiadłam w sali konferencyjnej i wreszcie mogłam się cieszyć ciszą i spokojem. Pracowałam niemal do północy. Zadowolona z jej efektów pozwoliłam się odwieźć do domu przez Jamesa, wiernie czekającego pod firmą w opancerzonym samochodzie.

Siąpił deszcz, a mnie bolała głowa. Miałam dość ciągłych podróży, zwłaszcza tych transoceanicznych, a przede wszystkim byłam bardzo sceptycznie nastawiona do przeprowadzki. Rick sprawdzał, na ile sobie mógł pozwolić. On już dawno przekroczył wszelkie granice. Spojrzałam przez szybę, bo James zaanonsował, że dotarliśmy do domu. Przemoczony ogród tonął w ciemnościach. Z chłodnej wilgoci wyłaniał się zimny, szary kamienny obelisk. Niewiele światła przebijało się przez okna. James rozłożył mi parasol, ale to i tak niewiele dało. Zanim pokonałam kilka kroków między samochodem a zadaszonymi schodami, moje włosy były przesączone lepką, zimną wilgocią. Weszłam do środka, otrzepując się. Wnętrze sprawiało równie przygnębiająco-mroczne wrażenie. Wszędzie biegali mężczyźni w garniturach, niosący kartony, torby i świece lub latarki.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz