Rozdział 5.1: Dzień po ciężkiej nocy [Laura]

162 33 151
                                    

Wszystko jest na sprzedaż. Kiedyś myślałam, że tak właśnie wygląda miłość. Teraz bałabym się takiej miłości. Czy właśnie w ten sposób Rick kocha Laurę? Czy można kogoś zmusić do odwzajemnienia uczucia? I jaką cenę ma miłość do Milesha?

♠♠♠

Obudziło mnie przerażające uczucie, że byłam obserwowana. Podniesienie powiek wydało mi się nadludzkim wysiłkiem. Bolało mnie całe ciało. Chciałam znowu zasnąć i obudzić się, jak będzie po wszystkim, jak skończy się łupanie w skroniach, suchość w ustach i sensacje w żołądku. Zapadłam w męczącą drzemkę, czując się oblepiana chciwym wzrokiem.

— Jaka ty jesteś piękna! — Usłyszałam zachwycony szept Ricka. — I tylko moja. Oni wszyscy pożerali cię wzrokiem, a ty należysz tylko do mnie. Schowałem cię przed całym światem i nikt cię tu nie znajdzie. Nikt mi cię nie odbierze.

Jego słowa rozbijały się o brzeg mojej świadomości. Zasnęłam, wędrując po bajkowej krainie przyjemności, zbierając kwiatki na szerokiej łące, delikatnie falującej z podmuchem delikatnego zefirku. Poczułam coś mokrego na swoich spierzchniętych wargach. Otworzyłam oczy, przebudzając się gwałtownie.

— Uśmiechałaś się przez sen — wyszeptał uszczęśliwiony Rick.

Jego pocałunek był cierpki, na ustach pozostał mi posmak alkoholu. Nudności przybrały na sile. Poderwałam się z łóżka, czując rozdzierający ból głowy i rzuciłam się biegiem do łazienki.

— Umieram! — jęknęłam żałośnie, pochylając się nad muszlą.

— Nie, nie umierasz — zapewnił spokojnie Rick, kolejny raz przytrzymując mi włosy.

— Co ty możesz wiedzieć? — jęknęłam.

Spojrzałam na niego, wycierając usta wierzchem dłoni. Uśmiechnął się rozbrajająco. No dobrze, może coś tam wiedział. Chlał od lat, miał w tym bogate doświadczenie. Oparłam się plecami o zimne płytki i spojrzałam na Ricka spod załzawionych oczu. Czarne bokserki i jasna koszulka. Rozczochrane włosy. Śmiejące się oczy. Ich radość mnie zirytowała. Zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem obudziłam się przy tym chłopaku? Dlaczego wczoraj się z nim kochałam? Czy to, co słyszałam we śnie, to był jego głos? On naprawdę powiedział, że nie pozwoli mi odejść?

Przyjechałam tutaj tylko po swoje rzeczy. Krzyczało mi w głowie głośniej niż ból rozrywający mi czaszkę. Skoczyłam na równe nogi, popchnęłam Ricka za drzwi łazienki i zatrzasnęłam je. Zamknęłam się na klucz, wybuchłam płaczem, zatykając usta dłonią, żeby mnie nie usłyszał, żeby nie dowiedział się, jak bardzo się go bałam. Spojrzałam na swoje blade odbicie w lustrze. On musiał mi coś podać. To nie było możliwe, że zostałam tutaj z własnej woli! Coś było nie tak. Znowu wstrząsnęły mną torsje. Nie wypiłam wczoraj wcale tak dużo, łkałam nad muszlą.

Sięgnęłam po leki przeciwbólowe, które Rick zawsze trzymał przy lustrze. On zaczynał od nich dzień, może i mnie uratują głowę? Połknęłam tabletkę, kiedy byłam pewna, że w moim żołądku nie zostało już nic. Weszłam pod zimny prysznic, bo wolałam drżeć z zimna niż ze strachu. Owinęłam się szerokim ręcznikiem i wyszłam do pokoju. Ricka nie było. Odetchnęłam z ulgą, kompletując ubranie. Chwiejnym krokiem zeszłam do salonu. Ze zdziwieniem odkryłam, że musiało dochodzić południe. W sypialni były zasunięte rolety, a światło zostało przymglone. Przywitałam się z Amelią i poprosiłam o lekkie śniadanie, odpalając swojego służbowego laptopa i próbując skoncentrować się na mailach.

— Powinnaś zjeść coś konkretnego. — Rick oparł się o framugę drzwi.

— Muszę popracować. — Nie podniosłam nawet wzroku znad monitora.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Where stories live. Discover now