Rozdział 13.1: Kara [Alex]

104 16 97
                                    

Starzy dobrzy Stonesi na osłodę "epilogu po akcji w Moskwie". Zaczynamy nowy rozdział, ale z ciężarem wydarzeń z poprzedniego będziemy się musieli jeszcze przez jakiś czas mierzyć.

♠♠♠

To wszystko działo się tak szybko, że bolał mnie kark od obracania głowy. Rick wydał ze sto tysięcy poleceń, a Javier porozdzielał to na poszczególne zespoły. Jechaliśmy pustymi ulicami kolumną kilkudziesięciu aut. Co chwilę po dwa samochody odłączały się od kolumny, by po kilkunastu minutach złożyć raport, że wyeliminowali tego czy owego. Rick słuchał komunikatów ze spokojem i z umiarkowaną uwagą. Był skupiony na Monice, która usiłowała namierzyć lokalizację telefonu Siergieja, skoro mieliśmy pewność, że miał go przy sobie.

Moja kobieta jak zwykle nie zawiodła i po kilkudziesięciu minutach ciężkiej pracy podała przybliżony adres. Podjechaliśmy opancerzonymi wozami, parkując kawałek dalej. Gdy tylko Rick wyskoczył z samochodu, przeładowując karabin, usłyszałem strzały. 

— Zostań. — Monika położyła mi rękę na ramieniu. — Tu jesteś bezpieczny. ­— Zrobiło mi się ciepło na sercu. Jednak jej na mnie zależało. — Rick by mi głowę urwał, gdyby cię drasnęli — dodała, zatrzaskując drzwi i rozpierając się wygodniej na tylnym siedzeniu. — Ależ on ją kocha.

Spojrzałem na nią z wyrzutem.

— A ja to cię nie kocham? — wściekłem się. — Po co niby pcham się na drugi koniec świata? Po co paraduję w tym przyciasnym sprzęcie?

Monika przyłożyła rękę do ucha. Kazała mi być cicho, wyprostowała się na siedzeniu. Strzały ucichły. Monika wzywała helikopter.

— Romeo-17 do Alfa-4, wylądujcie w kwadracie Golf-9. Powtarzam – Alfa-4 natychmiast lądować! — Monika postukała w klawisze laptopa i zaczęła przyglądać się mapom. — Alfa-4, macie boisko dwie mile na zachód. Tak, przesyłam plan. Nie wyłączajcie silników, Larry. Romeo-17 bez odbioru. Ray! — krzyknęła do kierowcy. Nasz samochód ruszył z piskiem opon na pokrytym cienką warstwą lodu asfalcie. — Jedź do sektora zero. Szybko! Tango-49! — Znowu zaczęła trajkotać przez radio. — Potrzebujemy szpitala, natychmiast. Koordynaty przesłać do Alfa-4, bez odbioru.

— Co się dzieje? — zapytałem, ale Monika nie odpowiedziała.

Zabrała swój komputer, rozłożyła siedzenie przed nami i kazała mi się posunąć. Przejechaliśmy przecznicę, docierając pod podziurawioną kulami ruderę. Monika otworzyła szeroko drzwi, nie czekając na zatrzymanie się auta. Z budynku wybiegło kilku komandosów. Jeden z nich ruszył w naszym kierunku. Poznałem, że to Rick dopiero kiedy władował się do środka. Trzymał kogoś na rękach. Wbiegł prosto w otwarte drzwi samochodu, który ruszył od razu. Spojrzałem na nagie, zakrwawione ciało, które przyciskał do piersi.

— Boże, to Laura — szepnąłem przerażony.

Ciężko było ją poznać. Zakrwawiona, niewątpliwie ranna, wręcz zmasakrowana. Była nieprzytomna, zupełnie wiotka. Przejechaliśmy ledwie kilkaset metrów. Ludzie Milesha właśnie wyłamywali kłódkę w potężnej bramie, zapewniając nam wjazd na szkolne boisko, gdzie czekał gotowy do lotu helikopter. Monika otworzyła drzwi, nie czekając na zatrzymanie się samochodu. Rick wyskoczył z Laurą na rękach, oddał ją Timowi. Spojrzałem na plamę krwi na siedzeniu. Zrobiło mi się słabo. Tim z Laurą na rękach zniknął we wnętrzu helikoptera, który natychmiast wzniósł się w powietrze. Rick wyglądał na wzburzonego. Krzyczał coś do swoich ludzi, ale hałas startującego helikoptera porwał jego słowa.

— Zlikwidować wszystkich! Wszystkich!!!! — wył jak zranione zwierzę, przekrzykując hałas helikoptera.

Monika dobiegła do Ricka, pokazując mu na migi, żeby wrócił do środka. Rick zionął nienawiścią. Jego twarz była zimna i zła. Przypominał swojego ojca. Kiedy trzymał Laurę na rękach, był zupełnie inny, był troskliwy, delikatny i przerażony. Teraz zostały w nim tylko pierwotne instynkty i pragnienie zemsty. Wrócił razem z Moniką do samochodu. Spojrzał na plamę krwi na siedzeniu, a potem na swoje dłonie, również całe zakrwawione.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Where stories live. Discover now