Rozdział 6.2: Europa [Laura]

119 33 75
                                    

Ja wiem, że sobota była wczoraj i wczoraj powinnam to wrzucić, ale wczoraj była walka o mistrzostwo świata wagi ciężkiej, więc nie chcielibyście, żebym pisała ten tekst w tym nurcie ;) A może on trochę w tym nurcie został napisany? Ocenę zostawiam Wam.

Niezmiennie dziękuję za prawie 750 odwiedzin! Jesteście wielcy. Jaki życzycie sobie bonus z okazji 1000 odwiedzin?

Zapraszam na pozytywny rozdział. Nie wiem dlaczego, ale bardzo pasuje mi do tego koncertowa wersja "Motherfucker". Panownie mają parę i potrafią rozruszać nie tylko geriatryk, bo ja znakomicie się na ich koncercie bawiłam :)

♠♠♠

Patrzyłam na Ricka z przerażeniem. On naprawdę zamierzał zamknąć mnie w celi i zafundować pranie mózgu. Nie wyglądał na kogoś, kto żartował. Musiałam coś zrobić. Odzyskać kontrolę nad sytuacją. Musiałam dotrzeć do Ricka, wyprowadzić go z równowagi, zburzyć jego wystudiowany spokój. Ta maska musiała opaść, inaczej nie miałam szans wyjść z tego cało. Rozejrzałam się po gabinecie, myśląc intensywnie. Poprawiłam krótką sukienkę, nasuwając ją mocniej na uda.

— Boże, Rick, epatujesz takim patosem: rodzina, honor, nie wspominając o interesach! —Starłam nieistniejącą łzę. — Mówisz o zaufaniu, a sam nie masz go za grosz, nawet do kobiety, z którą chcesz spędzić życie. — Głos mi się łamał. — Nie masz żadnych oporów przed krzywdzeniem, zwłaszcza najbliższych. Nie przemawia do mnie czcza gadanina o twojej ochronie, o dbaniu o mnie. Zamknąłeś mnie! Zgwałciłeś! — wycedziłam. — Stosujesz wobec mnie przemoc i...

Rick poderwał się zza biurka. Doskoczył do mnie w dwóch krokach. Szarpnął mnie za ramiona, postawił na równe nogi. Złapał za gardło i pozbawił mnie tchu. Otworzyłam szeroko usta, próbując nabrać powietrza, ale jego uścisk był piekielnie silny.

— Nie masz pojęcia, ile dla ciebie robię! Nie zdajesz sobie sprawy z zagrożeń, które od ciebie odsunąłem. Nie wiesz, ile razy musiałem tłumaczyć się z twoich idiotyzmów!

Szarpnął mną, a mnie pociemniało w oczach. Puścił mnie, widząc, że mdleję. Upadłabym na podłogę, ale musiał mnie złapać. Szumiało mi w uszach. Ledwo słyszałam jego krzyki o moim indywidualizmie, braku szacunku i nieposłuszeństwie. Sięgnęłam ręką do bolącego gardła. Zaczęłam kaszleć. Zburzyłam jego spokój, sprowokowałam agresję. Teraz powinno pójść łatwo.

— Pić — wyszeptałam.

Rick spojrzał na mnie spode łba, wsparty na biurku. Ciężko dyszał. Jego oddech był prawie tak szybki jak mój. Mierzył mnie trudnym do odgadnięcia spojrzeniem. W końcu chwycił swoją szklankę, z resztkami roztopionego lodu i śladowymi ilościami whisky, i wyciągnął ją w moją stronę. Drżącymi rękami przechyliłam szklankę, opróżniając ją do dna.

— Dziękuję.

Chciałam oddać mu pustą szklankę. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Celowo przytrzymałam ją dłużej. Chciałam, żeby dotknął mojej lodowatej dłoni, żeby mógł poczuć mój strach namacalnie, żeby myślał, że wygrał. Nie oczekiwał ode mnie sygnowania dokumentów, niczego wiążącego. Mogłam dać mu ułudę pewności, że mnie złamał, że będę posłuszna. Przecież tylko na tym zależało mistrzowi gry pozorów. Podniosłam się na fotelu, siadając prosto. Spojrzałam na Ricka, żeby przekonać się, że jego wzrok utkwiony był we mnie. Nie patrzyłam na niego z lękiem. Szukałam potwierdzenia czy był gotów zakończyć ten koszmar. To musiało wyjść od niego.

— Musisz wziąć prysznic. Pachniesz jego perfumami — rzekł ze wstrętem. Odwrócił się do mnie plecami.

— Marzę o prysznicu — przyznałam.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Where stories live. Discover now