Rozdział 12.2: Rosyjska ruletka [Laura]

95 24 86
                                    

W życiu nie napisałam tak pełnego przemocy tekstu. Zdecydowanie 18+.

Dziękuję za niemal 3k odwiedzin w BBD. Jesteście cudowni, ale jeśli Wam spokojny sen miły, pomińcie ten rozdział. Zastanawiam się nad małym maratonem, żeby szybciej mieć to za sobą.

Na pocieszenie jest Jared. End of all days. Znamienne.

♠♠♠

Odkąd wrzucili mnie do vana, czas się zatrzymał. Wydawało mi się, że jechaliśmy kilkadziesiąt minut, ale równie dobrze podróż mogła trwać godzinami. Po drodze zaliczaliśmy wszystkie dziury i krawężniki, ścinając zakręty. Rzucili mnie na podłogę, a ja nie mogłam utrzymać równowagi na ostrych zakrętach w czasie brawurowej jazdy. Kręciło mi się w głowie, gdy turlałam się od jednej ściany auta do drugiej. Było ciemno, a ja byłam zdezorientowana i poobijana, a nade wszystko przerażona.

Nagle auto się zatrzymało. W jego wnętrzu było zupełnie ciemno, nie było okien. Kiedy otworzyli drzwi, oślepiło mnie dzienne światło. Dosłownie nic nie widziałam. Coś mówili, śmiali się, ale nie rozumiałam. Nie znałam rosyjskiego. Moim językiem ojczystym był polski, więc przy odrobinie skupienia mogłam się domyślić sensu ich słów, ale skupić się nie mogłam. Oddychałam ciężko, jakby nagle zabrakło mi powietrza. Szerokie jak łopaty łapska sięgnęły po mnie, złapały za ramiona i siłą wyciągnęły, stawiając na ziemi. Nogi trzęsły mi się tak bardzo, że nie byłam w stanie ustać. Trzymali mnie mocno pod ramiona i tylko dlatego się nie przewróciłam. Poczułam skurcz żołądka. Zgięłam się wpół, wymiotując. Puścili mnie z obrzydzeniem, padłam na kolana. Ktoś mnie kopnął. Zszarpali ze mnie kamizelkę kuloodporną. Skuliłam się, spodziewając się najgorszego, ale najgorsze nie nadeszło.

Podniosłam wzrok, powoli zaczynając rozróżniać kształty. Nie zasłonili mi oczu. Doszło do mnie niczym bolesny cios. Byli tak pewni siebie, czy mieli rozkaz mnie zabić? Zamrugałam oczami, próbując policzyć buty i choćby w ten sposób zorientować się w sytuacji. Było ich kilkunastu, a przynajmniej tylu koło mnie szurało. Dostrzegłam sznur samochodów zaparkowanych na szerokim podjeździe. Rozglądałam się przerażona, uspokajając oddech. Próbowałam nabrać w płuca tyle powietrza, żeby się nie dusić. Dusić z panicznego strachu.

Podnieśli mnie. Opuściłam głowę, żeby móc dalej obserwować, ale nie zostać na tym przyłapaną. Byli pewni siebie i tak zrelaksowani, że nie było im w głowie przejmowanie się mną. Albo byli tacy dobrzy, albo tak głupi. Niestety tego nie wiedziałam, a nie byłam w pozycji, która pozwalała na ryzyko. Prowadzili mnie, trzymając mocno za ramiona w kierunku wielkiego domiska wyglądającego jak główna siedziba króla cyganów. Ogromna budowla przedstawiała przekrój ostatnich dwustu lat architektonicznych zdobyczy, do której każde pokolenie dostawiało piętro, dobudówkę czy zadaszenie. Czterolatek zaprojektowałby to lepiej. Zaprowadzili mnie do gabinetu pełnego kiczowatych dodatków, takich jak: naturalnej wielości portret przodka w złotej ramie, jaja Faberge, czy wielka diamentowa karafka, z której Jemiołowicz degustował koniak.

— Co tak długo, Lipska? Poznaliście już moich ochroniarzy? — Spojrzał gdzieś nade mną, pewnie na śmierdzącego potem mięśniaka. — Wasyl, puśćcie ją. Okazali się lepsi niż wasi, co? — Wyciągnął w moim kierunku kieliszek. — Nie trzęście się tak. Na rozgrzewkę. Najlepszy armeński koniak.

— Nie piję — wycedziłam, wyszarpując ramię ze stalowego uścisku domniemanego Wasyla. Jemiołowicz cofnął kieliszek. — Gdzie moi ludzie? — spytałam, rozglądając się po gabinecie. Podeszłam do ciężkiego, rzeźbionego biurka, przy którym rozsiadł się Jemiołowicz. — Co się stało? — Mięśniak wyszedł. Zostaliśmy sami, a mnie przeszedł dreszcz. Nie mogłam dać tego po sobie poznać. Odchrząknęłam. — Co się stało z moimi ludźmi?

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz