Rozdział 3.1: Paryż. Londyn. Nowy Jork. Wyspa. [Alex]

181 42 74
                                    

O tajemniczych spotkaniach i podglądaniu, czyli kwintesencja Alexa i jego hulaszczego trybu życia. Zapraszam na weekendowy odcinek, z przymrużeniem oka.

♠♠♠

Kawior, wódka i dwie modelki – takie oto atrakcje czekały na człowieka-gwiazdę na pokładzie luksusowego samolotu linii Milesh Air. Jak to się stało, że dotąd nie znałem tych linii? Na lotnisku przywitano mnie równie gorąco. Brunch zjadłem w barze tapas na plaży, podziwiając marmurową willę wyłaniającą się z morskiej bryzy i zwrotnikowej dżungli, utrzymanej w germańskim porządku. Widzieliście kiedyś dżunglę w stylu ogrodów Wersalu z czasów Ludwika XVI? Ja też nie. Do dziś. Milesh miał fantazję. Pogratulować.

Z Marcosem Mileshem miałem się spotkać dopiero wczesnym popołudniem, więc postanowiłem korzystać ze słońca i swobody. Moimi walizkami zajęła się ochrona, dzięki czemu ja mogłem się zająć krążeniem na skraju zwrotnikowej puszczy i podglądaniu gorących lasek opalających się topless. To iście szczeniackie zachowanie dawało mi prawdziwą frajdę. Słońce przygrzewało. Czułem się jak na wakacjach!

Oddaliłem się już nieco od willi i nagle usłyszałem wesoły śmiech. Tylko jedna kobieta na świecie potrafiła się tak cieszyć! Przyczaiłem się. Laura właśnie wychodziła z wody, a jej bikini w łososiowym kolorze błyszczało w blasku słońca. Towarzyszył jej ten sam ochroniarz, z którym przyszła do kawiarni. Dla odmiany tym razem był w dżinsach, a swoją nieskazitelnie białą koszulę rozpiął pod szyją. Podał Laurze ręcznik, który chętnie od niego przyjęła, okrywając swoje ciało. Ułożyła się na leżaku pod palmą. Ochroniarz powiedział coś do niej, nie usłyszałem co. Ona uśmiechnęła się do niego promiennie.

— Masz rację, Simon, tak jest idealnie. — Założyła okulary słoneczne i zaśmiała się z czegoś, co do niej mówił.

Czuła się przy nim swobodnie. Dużo swobodniej niż powinna, gdyby łączyły ich tylko służbowe relacje. Bodyguard ciągle w modzie. Westchnąłem. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie mogłem dojrzeć Ricka Milesha. Cudownie. Może i do mnie szczęście się dziś uśmiechnie.

— Laura! — zawołałem, wychodząc zza jakiegoś zielonego pnącza.

Jej ochroniarz się spiął. Wiele dałbym, żeby poznać jej myśli. Milczała, patrząc na mnie zza ciemnych szkieł. Mocniej osłoniła się ręcznikiem.

— Hej Alex — przemówiła wreszcie. — Jak podróż?

— Świetnie! Nie przyniesiesz mi leżaka? — Chciałem się pozbyć jej faceta.

— Simon nie jest kelnerem. — Laura usiadła na leżaku. — Właśnie wychodziłam.

Poczułem się jak intruz. Modelowo to rozwaliłem. Byłem na siebie wściekły. Simon podał jej zwiewną chustę, którą się owinęła, tworząc z niej cos w rodzaju sukienki. Pomachała mi na do widzenia i udała się w stronę willi. Zrzedła mi mina. Poszedłem za nimi, ale nie próbowałem ich śledzić. Na pewno chcieli spędzić czas razem. Nie dziwiło mnie to. Wiele bym oddał za sam na sam z tą panienką! Zastanawiałem się tylko, dlaczego ten choleryczny chłoptaś, jej oficjalny narzeczony, toleruje goryla, który mu puka panienkę? Musiałem się im lepiej przyjrzeć. Wszystkim.

Kiedy dwie godziny później schodziłem do przestronnego salonu w lekkiej, lnianej marynarce, błogosławiłem klimatyzację. Upał stawał się nieznośny. Przy szklanym stole siedziało kilka osób.

— Alex! — Pierwszy zauważył mnie Marcos Milesh. — Chciałbym ci przedstawić mojego syna, Ricka. — Wskazał na chłopaka siedzącego obok Laury, właśnie podnoszącego się ze skórzanego fotela. Wprawnym gestem zapiął guzik marynarki.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Where stories live. Discover now