Rozdział 6.1: Europa [Laura]

138 35 112
                                    

Nienawidzę słuchać Jareda Leto na wycacanych, studyjnych wersjach. Jest nudny. Ale jak on śpiewa na żywo, a jeszcze lepiej akustycznie - mam ciary. Tym przydługim wstępem próbuję odwrócić uwagę od rozdziału. Jest bardzo ciężki emocjonalnie. Pisałam go przeszło tydzień, gwałcąc replay i zastanawiając się, czy Rick jest takim zwyrodnialcem i psycholem, czy on naprawdę zwariował z miłości do Laury i będzie jej wył "I want you to staaaay"? Jestem bardzi ciekawa Waszych komentarzy po tym rozdziale.

Dziękuję za niemal 700 wejść i zapraszam na kolejną część :)

♠♠♠

Rick prowadził jak wariat. Ściskał kierownicę dłońmi, na których schła krew Alexa. Jechał z nieprzyzwoitą szybkością. Ścinał zakręty. Wyprzedzał na trzeciego. Zjeżdżał z drogi na chodniki i klomby. Czerwone światło traktował czysto informacyjnie. Zachowywał się jak samobójca. Nie chciałam, żeby stał się przy okazji mordercą. Nie chciałam umierać. Nie w ten sposób. Drżałam na fotelu pasażera. Bałam się nawet na niego spojrzeć. Był milczącym bogiem zemsty.

— Dwa razy dziś sobie przez ciebie obiłem rękę. Jest jeszcze ktoś, komu powinienem przywalić? — Odezwał się po raz pierwszy, odkąd wepchnął mnie do auta. Był wściekły, lecz starał się kontrolować ton swojego głosu. — Nie masz mi nic do powiedzenia?

Na usta cisnęło mi się tylko:

— Bydlak — wyszeptałam.

Zatrzymał samochód gwałtownie, stając na środku ulicy.

— Nigdy więcej nie mów do mnie w taki sposób. — Patrzył na mnie ciężkim, lodowatym wzrokiem. — Mogę potem nie zapomnieć, co mi powiesz. Spójrz na mnie! — krzyknął. Popatrzyłam na niego zaciętym wzrokiem. — Uznam, że byłaś pijana — wycedził lodowato. — Nie wytrzeźwiałaś jeszcze po swoich urodzinach. Czy to jest jasne? — Nie odzywałam się. Rick ruszył z piskiem opon, znowu przejeżdżając na czerwonym świetle. — Cieszę się, że to mamy już ustalone. Wyjeżdżamy do Europy, na kilka miesięcy — poinformował mnie. — Przejmuję europejskie agendy, muszę być na miejscu. Po tym, co dziś zobaczyłem, ty jedziesz ze mną.

— Nie jestem twoją własnością — powiedziałam chłodno, ale spojrzał na mnie tak naiwnie, że zrobiło mi się słabo. — Nie możesz za mnie podejmować takich decyzji. Do cholery, Rick! — Uderzyłam go w ramię, żeby zwrócić jego uwagę i dać ujście emocjom, kotłującym się w mojej głowie. — Nie traktuj mnie jak dziecko!

Sięgnął do kieszeni i podał mi swoją komórkę.

— Załatw sobie urlop do końca tygodnia — rzekł rozkazującym tonem — albo ja to zrobię. Udowodnij, że można cię traktować jak dorosłą.

Wzięłam niechętnie jego telefon i wybrałam numer Anthony'ego. Zdziwiłam się, że Rick miał go dodanego do kontaktów.

— Tak panie Milesh? — Usłyszałam w telefonie poważny głos mojego sekretarza.

— To ja, Anthony. — Wyprowadziłam go z błędu.

Przeprosiłam za późną porę, zapytałam, co ustalono na posiedzeniu rady i poprosiłam o przekazanie, że przez kilka dni nie będzie mnie w pracy. Zapewniłam, że to nic poważnego. Skłamałam, że przeziębienie i przemęczenie. Nie uwierzył mi, ale nie dręczył pytaniami. Gdy tylko zakończyłam rozmowę, Rick wyszarpał mi telefon z ręki.

— Grzeczna dziewczynka — skomentował zadowolony, sięgając, żeby mnie pogłaskać.

— Nie dotykaj mnie. — Odsunęłam się i przylgnęłam do zimnej szyby samochodu.

— Chyba czegoś nie zrozumiałaś, Laura — mówił powoli, cedząc słowa i mieszając je z odpowiednią porcją drwiny. — Wracasz ze mną do domu. Idziesz ze mną do mojego łóżka. I starasz się udowodnić mi, że to, czego dziś byłem świadkiem to tylko kac.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz