Rozdział 2.1: Nowojorskie ploteczki [Laura]

235 44 149
                                    

Kto się stęsknił za Moniką? A kto za mrocznymi historiami i więcej niż odrobiną przemocy? Wczoraj nie byłam w stanie tego napisać. Potrzebowałam słonecznego dnia, żeby się nie bać. Żeby nie było tak mroczno i tajemniczo, to chcę Wam też uchylić rąbka tajemnicy, jak wygląda wspólne życie zakochanych gołąbeczków, stąd ta piosenka. Doceńcie, bo wygrzebałam z samego dna internetów ;) specjalnie z okazji 100+ wyświetleń BBD! Dziękuję!

♠♠♠

— Rick, kochanie. — Poczochrałam go po włosach, a kiedy odwrócił się w moją stronę, mamrocząc niezrozumiale, dałam mu buziaka w policzek. — Pora wstawać, jeśli nie chcesz przywitać swojego ojca w bokserkach — szepnęłam mu na ucho.

Otworzył jedno oko.

— W bokserkach? Musiałbym je najpierw założyć. Która godzina? — Ziewnął przeciągle, prezentując zęby.

— Po dziesiątej.

— Boże, jak ty ślicznie wyglądasz! — Przetarł zaspane oczy. — Jet lag — dodał dla usprawiedliwienia.

— Nie latałeś od trzech tygodni.

— Widzisz, co ty ze mną robisz? — Podniósł się na łóżku. — Ja! Człowiek wiecznie w podróży, właściciel linii lotniczych nie latałem od trzech tygodni! Ej, oddaj mi tę poduszkę.

— Nie będzie ci już potrzebna — Puściłam mu oczko. Zrobił żałosną minę.

Rzuciłam mu poduszkę, nie potrafiłam mu niczego odmówić. Wyszłam do salonu, a potem na taras. Chłonęłam ciepło poranka, skąpanego w intensywnym słońcu. Rick dołączył do mnie niebawem. Upił łyk porannej kawy, przysiadając się na tarasie. W dżinsach i jedwabnej koszuli rozpiętej pod szyją prezentował się wyśmienicie, a dwudniowy zarost dodawał mu charakteru. Wciąż miał wilgotne włosy po porannym prysznicu.

— Uwielbiam zaczynać z tobą dzień. — Pocałował mnie, smakował mocną kawą i delikatną nutą mięty z pasty do zębów.

Przejechałam językiem po jego górnej wardze, a potem lekko przygryzłam dolną. Zamruczał zadowolony. Złapał moją dłoń, bo chciał mnie pocałować w rękę, ale w połowie drogi do jego ust zatrzymał się gwałtownie.

— Gdzie masz pierścionek? — spytał cichym głosem, który przerażał mnie bardziej, niż jego krzyk.

— W sejfie — odpowiedziałam zbyt szybko. — Rick...

— Nie powinnaś go ściągać.

— Dzień dobry, sir! — Z wnętrza domu wyłonił się szef ochrony, Simon. Jak zwykle nienagannie ubrany w znakomicie skrojonym garniturze. — Pański ojciec przyjechał. Madame — zwrócił się do mnie — ślicznie pani dziś wygląda. — Skinął głową, wychodząc i przepuszczając mister Milesha.

— A tu jesteście! — Mister Milesh wszedł na taras. Odetchnął świeżym powietrzem. — Może te róże na tarasie to nie taki zły pomysł.

Rick wstał, przywitał się z ojcem. Podeszłam do nich. Rick ujął moją dłoń, pocałował ją i przekazał ojcu.

— Dbaj o nią — poprosił. — Załóż pierścionek, Laura.

— Nie martw się Rick, wróci do ciebie szybciej, niż się spodziewasz — rzekł sucho mister Milesh, czekając, aż wrócę do domu, do którego wróciłam po rzeczony brylant. — Siadaj, Lipska — polecił mi, podchodząc do dużego, czarnego samochodu. — Nie musisz się nawet za bardzo odzywać, po prostu bądź i prezentuj się jak właścicielka Konsorcjum. Dobrze ci idzie! — Zaśmiał się ohydnie. — I ściągnij ten pierścionek. Jest zbyt ostentacyjny.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Where stories live. Discover now