Rozdział 19.3: Kiedy się miało szczęście... [Alex]

162 15 41
                                    

"Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:czyjeś ciało i ziemię całą,a zostanie tylko fotografia,to — to jest bardzo mało... "

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Fotografia

Myślę, że to idealna ilustracja tego rozdziału. Serce mi się kraje. Znienawidzicie mnie za ten rozdział, bo ja sama się nienawidzę za to, że musiałam to napisać.

Dziękuję wszystkim, którzy towarzyszyli mi i moim bohaterom przez ponad półtora roku (od 17 września 2019 do Sylwestra 2020), którzy przetrwali ze mną kryzys twórczy, półroczne milczenie i wrócili, gdy byłam gotowa znów publikować. Dziękuję z całego kreaturzego serca, że jesteście. Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki. Dajecie mi siłę i motywację. 

Dziękuję!

♠♠♠

Była idealna. Taka moja i oddana. Przesuwałem dłoń powoli po jej gładkich plecach, docierając aż do małego, zgrabnego tyłeczka. Słońce świeciło tak jasno, że jej opalona skóra zdawała się być blada. Emanowała blaskiem. Kochaliśmy się tak namiętnie. Błagała o więcej. Była słodko wulgarna. Jej perfumy były tak intensywne, a może to zapach jej ciała? Nigdy wcześniej nie zauważyłem, żeby tak intensywnie pachniała magnoliami i bzem. Ten zapach, zapach jej ciała były tak oszałamiający, że działały jak najmocniejszy narkotyk. Monika śmiała się i płakała. Patrzyłem w jej cudną, młodą twarzyczkę zalaną łzami. Wyciągnąłem rękę, żeby zetrzeć z jej policzków te zastygłe łzy. Wykrzywiłem twarz w grymasie, bo z wnętrza piekieł wydobył się ostry, natrętny sygnał mojej komórki. Dlaczego to obraz łez zastygłych na jej twarzy został mi w pamięci?

— Halo — wybełkotałem mocno zachrypniętym głosem. Moje gardło po dniu w studio miało dość.

— Czy pan Alessandro D'Giannessi? — spytał w pełni obudzony, oficjalny głos.

— Taa — mruknąłem coś niezrozumiałego, nie otwierając oczu. — Wie pani, która jest godzina?

— Panie D'Giannessi dzwonię ze szpitala Mount Sinai, pańska żona Monika Worthon miała wypadek. Jest właśnie operowana.

Momentalnie otworzyłem oczy. Poderwałem się na łóżku.

— Monika?! — jęknąłem. — Jaki wypadek? Co się stało?

— Wypadek samochodowy. — Usłyszałem, że ta kobieta rozmawiała jeszcze z kimś innym.

— Halo! Co się stało? — Uczepiłem się telefonu. — Jest tam pani?

— Trwa operacja. Proszę przyjechać.

Połączenie zostało przerwane. Boże. Monika. Zerwałem się na równe nogi. Dopiero zasnąłem! Było krótko po północy w nocy. Złapałem dżinsy, które rzuciłem koło łóżka. Zakładałem je wychodząc z sypialni. Prawie się zabiłem zbiegając po schodach. Kluczyki! Gdzie były kluczyki? Przetrzepywałem kieszenie. Salon przypominał chlew. Dopadłem do stolika. Popielniczka pełna petów. Moje magazyny samochodowe. Zrzuciłem to wszystko na podłogę. Może na kanapie? Gdzie te kluczyki? Serce waliło, jakby chciało wyskoczyć. Chyba szybciej bym dobiegł stąd na Manhattan. Stolik! Tam przy drzwiach! Skoczyłem w jego kierunku. Kokaina. Wazon. Gdzie one są?! Są! Drżącymi rękami złapałem je w garść i wybiegłem z domu, nie trudząc się zamykaniem go. Dopadłem do auta. Ręce mi się tak trzęsły, że ledwo byłem w stanie wsadzić kluczyk do stacyjki. Ruszyłem ostro, wyrzucając w powietrze tonę żwiru z podjazdu. Zahamowałem gwałtownie przed bramą.

— Szybciej! Szybciej! — powtarzałem, czekając aż się otworzy.

Wyjechałem na ulicę, nie rozglądając się. Żółta taksówka na mnie zatrąbiła zjeżdżając w ostatniej chwili na sąsiedni pas. Wszystko się tak dziś wlekło! Uderzyłem w kierownicę, zwalniając przed skrzyżowaniem, na którym właśnie zapaliło się czerwone światło. Zakląłem. Puściłem hamulec i dodałem gazu. Zdążę! Docisnąłem pedał do samej deski, o włos unikając staranowania przez ciężarówkę. Jechałem jak wariat. To cud, że nic mi się nie stało. Zaparkowałem przed głównym wejściem i wbiegłem do szpitala. Mdłe światło. Budyniowe ściany. Portier spał przy małym, przenośnym telewizorze. Musiał zasnąć na poprzednim programie, bo teraz leciało już pasmo nocne, dwie liżące się modelki, gwiazdki kina dla dorosłych klasy B. Murzyn w szarym uniformie ze zniechęconą miną ścierał podłogę popychając nogą wiadro z wodą.

Bad Boy's Dreams [Rodzina Milesh 2.1] ✔Where stories live. Discover now