Rozdział 53 (zakończenie)

758 40 47
                                    

Harry's pov.

Wyjechałem z domu około ósmej rano, Sara jeszcze spała. Mam nadzieję, że nie obudzi się zanim wrócę. Nie powinienem tam jechać, a już na pewno nie w dzień ślubu, ale boję się, że jeśli nie pojadę będzie gorzej. Zatrzymałem się przy drodze, przy wyznaczonym adresie i wybrałem numer.

- Gdzie mam iść?

- Wejdź do środka, drugie piętro – usłyszałem tylko, poczym usłyszałem dźwięk skończonego połączenia.

Nie jestem wierzącą osobą, ale w tym momencie Bóg wysłuchał więcej próśb niż kiedykolwiek. Znalazłem wyznaczone mieszkanie i ze sztuczną pewnością siebie wszedłem do środka.

- No, Thompson, wyglądasz dużo lepiej niż ostatnio – Jake poklepał mnie po plecach.

- A gdzie Alex? – rozejrzałem się po pokoju, było ich pięciu, nie sześciu.

- Alex... Alex nie dał rady przyjść.

- Chyba już nigdy nie przyjdzie – zaśmiał się jeden z nich, którego imienia nie znałem.

- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o przysłudze, którą ci wyświadczyliśmy jakiś czas temu, prawda? Mam nadzieję, że pieniądze się przydały.

- Pamiętam – starałem się odpowiadać krótko.

- Na co je przeznaczyłeś?

- Nie ważne, przydały się i tyle.

- Oj, Thompson, nic się nie nauczyłeś. Myślisz, że nie wiemy na co to poszło? Jak się ma Sara? – spytał Jake, a reszta się zaczęła śmiać.

- On naprawdę myślał, że nie wiemy.

- Gdzie nasze zaproszenia?

- Nie wiem o czym mówicie – oparłem się o ścianę.

- Jak to nie? Zaproszenia na ślub oczywiście! Przecież to już dzisiaj.

- Widzisz, czekaliśmy tyle czasu, ale nie zaprosiłeś nas, myśleliśmy, że jesteśmy teraz przyjaciółmi.

- Dobra, czego chcecie? Zwrócę wam wszystkie pieniądze, a nawet więcej.

- Co jeśli nie chcemy twoich pieniędzy?

- Powiem szczerze, miałem nadzieję, że oddasz na Mike'a, ale sam go zabiłeś. Nie podzieliłeś się.

- Mógłbyś mieć już to z głowy, ale okazałeś się egoistą.

- Skąd miałem wiedzieć, że...

- Trzeba było się domyślić – podszedł do mnie Daniel. – Możemy zrobić inną wymianę, a raczej spłacenie długu. Cena jest jedna. Twoja piękna narzeczona, Sara Baker.

- Chłopaki, doceniam waszą przysługę i odpłacę się jakkolwiek, ale nie Sarą. Ją zostawcie w spokoju, ona nie może być w to zamieszana.

- Od pierwszego telefonu, który dostaliśmy od ciebie, wszyscy twoi bliscy są „zamieszani" – zrobił cudzysłów palcami.

- Dobra, zróbmy tak. Dzisiaj przeleję wam pieniądze z nadwyżką, a jutro dogadamy się co mogę jeszcze zrobić.

- Czemu jutro?

- Dzisiaj ma ślub, Jake, będzie zbyt zajęty, by znaleźć czas dla nas, tak?

- Obiecuję, że jutro zrobię co chcecie, jeśli nie będzie to związane z Sarą.

Jeden z nich podszedł do Jake'a i szepnął mu coś na ucho.

- Stoi. Ale pamiętaj, że złożyłeś obietnicę.

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now