Rozdział 3

1.7K 67 9
                                    

- Sara – usłyszałam cichy głos przy uchu.

Uchyliłam powoli oczy, które od tygodniowego pobytu w szpitalu już przywykły do białego, zimnego światła. Spojrzałam w bok i zobaczyłam Dylana.

- Hej – kolejny szept mojego brata – jak się czujesz?

- Dobrze – uśmiechnęłam się lekko.

- Dzisiaj wychodzisz, twoje rzeczy już są spakowane.

- A co z...

- Musi zostać – przerwał Dylan, który dobrze wiedział o kogo chodzi.

- Ile?

- Lekarz mówił, że dwa, góra trzy dni – powiedział – to krótko – dodał.

- Krótko, jeżeli w końcu będę mogła z nim porozmawiać... albo chociaż zobaczyć.

- Sara, ja wiem, rozumiem...

- Nie, właśnie nie. Nic nie rozumiesz – podniosłam głos – ja muszę wiedzieć czy... czy jest opcja, że... że mnie nie pamięta – te słowa ledwo przeszły mi przez gardło.

Między nami zapadła okropna cisza, która po chwili zaczęła mi dzwonić w uszach. Przerwał ją doktor wchodząc do pomieszczenia i karząc mi sprawdzić, czy wszystko spakowane. Powoli wstałam, a raczej zwlokłam się z łóżka. Brat od razu podszedł by mi pomóc.

- Zostaw – powiedziałam od razu – dam sobie radę.

Nie jestem kaleką, mam tylko złamaną rękę. Nie chcę, żeby się nade mną litowali, skoro ja nie jestem poszkodowana prawie w ogóle. Sprawdziłam wszystkie torby i już mieliśmy wychodzić, ale wpadłam na pewien pomysł.

- Muszę iść do toalety.

- Sara – westchnął brat – nie wytrzymasz do domu?

- Nie – powiedziałam szybko.

- Idź, ale pospiesz się.

- To zapakuj torby do auta i idź do recepcji. Ja zaraz dołączę.

Dylan pokiwał głową, a ja zadowolona z tego, że się zgodził, wybiegłam z pomieszczenia. Udałam, że wchodzę do toalety i patrzyłam, aż mój brat wyjdzie z tego korytarza. Gdy już to zrobił szybkim krokiem przeszłam odległość, która dzieliła mnie od Harrego. Weszłam powoli do sali i spojrzałam na niego. Nie spał, czytał coś. Stałam chwilę przy drzwiach i nie wiedziałam jak się zachować. Nie wyglądał jak ten sam Harry Thompson. Cienie pod oczami były większe niż zwykle, kości policzkowe odrobinę bardziej zaczęły wystawać, a włosy straciły głębie koloru. Ale mimo to wszystko, to nadal jest mój Harry. Zastukałam dwa razy w ramę drzwi, a chłopak natychmiastowo podniósł wzrok. Weszłam powoli do środka i podeszłam do jego łóżka. Cały czas obserwował mnie i mierzył wzrokiem od góry do dołu. Sprawiał wrażenie zagubionego. Usiadłam delikatnie na krześle i popatrzyłam mu w oczy. Nic nie powiedziałam, chłopak tak samo. Siedzieliśmy kilka sekund w milczeniu. Harry miał poważną i cały czas taką samą minę, o sobie nie mogłam tego powiedzieć. W tym momencie milion emocji krążyło w moim ciele, szukając sposobu na wydostanie się. Jednak nie pozwoliłam im, nie mogłam. W którymś momencie, straciłam kontrolę i dotknęłam policzka chłopaka. Nie powiedział nic. Nadal wpatrywał się w moje oczy, które stały się szklane. Warga lekko zaczęła mi drgać, ale nie mogłam pozwolić na jakąkolwiek słabość. Nie mogę mu tego pokazać, jednak cała moja nadzieja przestała istnieć. Mrugnęłam, a po moim policzku spłynęła jedna łza. I wtedy usłyszałam jego głos. Słaby, blady i załamujący się głos.

- Nie płacz – popatrzyłam na niego – Sara...

Wtedy rozpłakałam się na dobre, a uśmiech pojawił się na mojej twarzy równie szybko jak łzy. Pamięta. Rzuciłam mu się na szyję, ale od razu się odsunęłam, bo usłyszałam ciche syknięcie z bólu.

- Przepraszam... Myślałam, że... że – nie umiałam wydusić z siebie ani jednego słowa – mogłeś już nigdy... - ciężko mi było oddychać.

- Sara – złapał mnie za twarz na tyle, ile mógł – Sara, popatrz na mnie – zrobiłam o co poprosił – jestem tutaj. Jestem.

Wzięłam głęboki oddech i pokiwałam głową, ale nie mogłam przestać płakać. Już parę razy mi się to zdarzało.

- Sara, jestem. Zobacz – wziął moją rękę i przejechał nią po swojej twarzy – przybliż się.

Gdy to zrobiłam lekko, prawie nie wyczuwalnie, dotknął moich ust swoimi. Popatrzyłam w jego oczy. Jest. Jest i pamięta.

- Przepraszam, że nie przychodziłam wcześniej, nie pozwalali mi...

- Wiem – przerwał – lekarz wszystko opowiadał. Bał się, że następnym razem mu coś zrobisz, jak jeszcze raz powie, że nie możesz mnie zobaczyć – słabo się uśmiechnął, ja zrobiłam to samo.

- Teraz też nie mogę tu być.

- Ile musisz zostać w szpitalu?

- Dzisiaj wychodzę, Dylan już czeka przy recepcji. Powiedziałam mu, że idę do toalety.

- Wracaj już.

- Nie chcę...

- Sara idź do niego – powiedział spokojnie – Ja też niedługo wychodzę. Przyjdziesz jutro.

- To jest pewne. Jeśli będę mogła, przyjdę jeszcze dzisiaj – wstałam z krzesła i zwróciłam się w stronę drzwi.

- Będę na ciebie czekał.

- Kocham cię – powiedziałam jeszcze w drzwiach.

- Kocham cię – odpowiedział cicho i uśmiechnął się.

Po tym dołączyłam do brata, który był bardzo ciekawy co robiłam tyle w "toalecie". Jakoś się wytłumaczyłam. Nie wiem, czy uwierzył, czy nie, ale przestał zadawać pytania. Dylan zapakował wszystkie moje rzeczy do samochodu i usiadł za kierownicą. Oczywiście nakrzyczałam na niego, że sama potrafię sobie otworzyć drzwi. Zrobiłam to i usiadłam na przednim siedzeniu. Od razu ruszyliśmy. Popatrzyłam jeszcze przez okno na szpital, kiedy staliśmy czekając, aż jakieś auto przed nami wyjedzie. I w tym momencie zauważyłam po drugiej stronie parkingu, blisko wejścia stało czarny samochód, a przed nim dwie osoby. Jednej nie znałam, jakiś wysoki mężczyzna, a druga... Nie, to nie może być prawda. Niemożliwe. Zmrużyłam oczy, żeby wyostrzyć wzrok, jednak bez zmian. Nagle twarz drugiej osoby skierowała się w moją stronę, a ja jak sparaliżowana nie mogłam się ruszyć. To nie sen na jawie, nic mi się nie przywidziało. Wszędzie poznałabym ten okropny uśmiech. Mike.

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now