Rozdział 30

957 40 12
                                    

- Nie widziałeś jego miny – nie mogłam wytrzymać ze śmiechu – on mówi z powagą, a ty nagle... nagle się potknąłeś – moją wypowiedź przerywał śmiech.

- Nie było tak źle, jakbym się złapał szafy to spadłaby na niego – powiedział Ryan z uśmiechem na ustach, przez co jeszcze bardziej mnie rozśmieszył.

- Bolą mnie policzki ze śmiechu.

- Spokojnie, bo jeszcze się udusisz.

- Dobrze, dobrze – wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby przestać się śmiać – już, koniec.

- To gdzie chcesz iść? – spytał, gdy już się uspokoiłam – Jakieś specjalnie życzenia?

- Szczerze mówiąc, nie. Możesz wybierać.

- Ja wybierałem lunch.

- Eh – westchnęłam – możemy cos zjeść, a potem... Nie! Wiem! Weźmiemy jedzenie na wynos i usiądziemy w jakimś ładnym miejscu. Jest piękna pogoda.

- Co tylko chcesz.

- Znam nawet takie fajne miejsce, gdzie możemy usiąść.

- Daleko?

- Trochę... ale myślę, że dojdziemy tam w pół godziny.

- Ja myślę, że dojedziemy tam w piętnaście minut.

- Co? Czym? – nie wiedziałam o co mu chodzi.

- Tym – wskazał palcem na motor zaparkowany na rogu ulicy.

- Nie.

- Dokładnie tak – uśmiechnął się – no chodź, nie mów, że się boisz? – znów zrobił tą wyzywającą minę.

- Ja? Pff – prychnęłam.

- No to zapraszam – wskazał ręką drogę.

Poszłam przodem. Kiedy byliśmy już przy motorze okazał się być jeszcze większy, niż wydawał się z daleka. Świetnie. Ryan wyciągnął dwa kaski i podał mi jeden z nich. Drugi założył i usiadł na motorze.

- Czekasz na zaproszenie? – zaśmiał się.

Wystawiłam mu język i włożyłam kask, po czym usiadłam za nim. Chłopak nie ostrzegając mnie ruszył gwałtownie, a ja odruchowo złapałam się go z całej siły.

- Mogłeś powiedzieć!

- Tak było o wiele zabawniej.

- Może dla ciebie – uderzyłam go lekko dłonią w klatkę piersiową.

- Ty się lepiej skup na trzymaniu mnie, bić będziesz później.

- A ty się lepiej skup na jeździe, nie chcę umrzeć – odpyskowałam.

Dobra, jechałam już kiedyś motorem i nie umarłam. Było bardzo fajnie. W prawdzie tamten był mniejszy, ale to przecież to samo, prawda? Ryan przyspieszył, a ja automatycznie przycisnęłam go jeszcze mocniej. Usłyszałam jak zaśmiał się cicho pod kaskiem.

- Robisz to specjalnie!

- Ja? Nie, no co ty. Nie mógłbym.

- Zaraz każę ci się zatrzymać i pójdę – zagroziłam.

- Teraz, to sobie możesz kazać. Ja się zatrzymuję dopiero po jedzenie.

- Jak z tego zejdę, to zobaczysz.

- Dobrze, dobrze. Kupię ci jedzenie jako wynagrodzenie, za te niedogodności.

- Hmm, brzmi przekonująco.

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz