Rozdział 6

1.5K 62 5
                                    

Naciskając dzwonek do drzwi domu Sary, wiedziałam, że to głupi pomysł, a przekonałam się o tym jeszcze bardziej, gdy ujrzałam Dylana.

- Holly? Sary nie ma, jest u Harrego.

- Pożyczysz mi auto? – wypaliłam.

- Co?

- No... czy mi dasz auto?

- Po co ci mój samochód, przecież ty nawet nie masz prawa jazdy.

- Chcę poćwiczyć przed egzaminem – powiedziałam to, co kazał mi Harry.

- Nie ma opcji.

- Proszę, Dylan – musi mi dać – Sara będzie mnie pilnować. Będzie jechać ze mną. Proszę, jesteś jedynym ratunkiem, błagam – przeciągnęłam.

Chłopak wszedł na chwilę do domu i zaraz wrócił z kluczykami.

- Masz jeździć ostrożnie, nie na skrzyżowania i auto ma do mnie wrócić bez jeden rysy.

- Tak! Dziękuję – krzyknęłam i wyrwałam mu kluczyki – odwdzięczę się, obiecuję.

- Uważaj! – zdążył jeszcze krzyknąć zanim wsiadłam do samochodu.

Dziwne, że tak łatwo poszło. Jak dla mnie lepiej. Okej, teraz najgorsze, czyli droga do szpitala. Włożyłam kluczyki do stacyjki i przekręciłam. Robiłam wszystko tak jak mnie uczyli inni kiedyś i ruszyłam. Przy wyjechaniu na drogę prawie urwałam lusterko, ale tylko prawie. Więcej przygód nie miałam. Przez całą drogę modliłam się, żebym dojechała w jednym kawałku. Auto tak samo. Na szczęście się udało. Wjechałam na parking przy szpitalu i podjechałam pod same drzwi. Teraz muszę dać sygnał chłopakowi, że jestem.

- Jestem – powiedziałam do telefonu, gdy Harry odebrał.

- Ja też – rozłączył się.

W tym samym momencie wybiegł, a raczej próbował biec, przez główne drzwi i wpadł na przednie siedzenie zamykając za sobą drzwi. Przetarł obitą i rozciętą w paru miejscach twarz, ręką, na której miał, zawinięty wokół nadgarstka, bandaż. Jego włosy były roztrzepane, a na twarzy miał wyrysowany ból, który próbował ukryć.

- Co tak patrzysz, jedź! – krzyknął, a ja przestałam mu się przyglądać i ruszyłam dodając gazu.

Szybko wyjechałam z parkingu powtarzając w myślach „Tylko nas nie zabij, Holly, tylko nas nie zabij". Ze stresu zaczęłam szybko oddychać i zacisnęłam ręce na kierownicy.

- Dobra, spokojnie – powiedział Harry – już wyjechaliśmy z parkingu.

Nerwowo pokiwałam głową, na znak, że rozumiem.

- Skręć w prawo i zatrzymaj się przy tym sklepie. Zmienimy się.

Zrobiłam to, co mi kazał i już po chwili siedziałam na miejscu pasażera, a Harry spokojnie prowadził. Mam na myśli, że jechał spokojnie, bo w środku gotowały się w nim wszystkie możliwe emocje. Chłopak bardzo dobrze umie ukrywać wszystko co czuje, ale gdy poznasz go lepiej, spędzasz z nim dużo czasu, od razu wszystko wychodzi na wierzch. Złość, która przejawiała się żyłami, które widać było na mocno zaciśniętych na kierownicy dłoniach. Strach, który ukazywał się przez stukające o materiał palce. I smutek, który widać było w jego oczach. Bał się. Widziałam to. Ale wiem, że nie bał się konfrontacji z Mike'iem, czy którymś z jego kolegów. Bał się, że się spóźni. Bał się myśli, że czas go pokona. Bał się o Sarę.

- Harry, ja nie wiem, czy ty powinieneś prowadzić w takim stanie.

- To znaczy?

- Dopiero wyszedłeś ze szpitala... dodajmy, że nielegalnie – chodziło mi też o jego stan mentalny, ale tego nie musiał wiedzieć.

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang