Rozdział 9

1.2K 58 8
                                    

Harry pov.

Otworzyłem oczy, ale zrobiłem to za szybko i od razu je zamknąłem. Ostre, białe światło uderzyło w moje źrenice, a przed oczami pojawiły się czarne plamki. Odczekałem chwilę i ponownie podniosłem powieki. Znajdowałem się w innym pomieszczeniu. Jednak tak samo surowym, przez jasny kolor na ścianach i brak prawie żadnych mebli. W rogu zobaczyłem chłopaka, który bawił się pistoletem i robił coś na telefonie. Patrzyłem na niego przez chwilę, dopóki ten nie podniósł wzroku.

- Już się obudziłeś? – powiedział wyraźnie zaskoczony.

- Jak widać – odpowiedziałem.

Chciałem poruszyć rękami, ale poczułem opór. Miałem je związane, a jedna noga, jak zauważyłem, była przywiązana do krzesła, na którym siedziałem. Chłopak, gdy zobaczył mój daremny ruch rękami zaczął się śmiać.

- Teraz już nie jesteś taki odważny. Mike dużo o tobie mówił. Znaczy więcej o tej dziewczynie, co jest w innym pokoju, ale o tobie też nie szczędził słów.

Zastanawia mnie jedno. Mike – niby taki mądry, porwał Sarę i teraz mnie, a jednak wybrał sobie na pomocnika takiego idiotę. W drugim zdaniu jakie do mnie powiedział już wygadał się, że Sara jest w tym samym domu. Jeśli jakoś go podejdę, powie mi wszystko. Cały ich plan. Wszystko. Muszę to tylko dobrze rozegrać.

- Masz na myśli Sarę?

- O, właśnie tak.

- Myślałem, że on jej nie lubi – udawałem.

- Proszę cię – powiedział z politowaniem – cały czas słyszałem, jak to on ją kocha i gdzie ją zabierze.

I o to mi właśnie chodziło.

- Naprawdę? – udałem zdziwionego – Pewnie zabierze ją tam, gdzie ja nigdy nie zabrałem.

- Raczej tak, nie sądzę, żebyś zabrał ją do Paryża.

Do Paryża?! To jest chyba jakiś żart.

- Masz rację – przynajmniej próbowałem udawać spokój.

Dlaczego Paryż, przecież to jest daleko. Za daleko, żeby wyjechać od razu. Za daleko, żeby nie robić planów. Za daleko, żeby ją uratować. Niemożliwe, że już wylecieli. Mam jeszcze czas, mogę się wydostać. Szybko zlustrowałem ciało chłopaka. Ma pistolet, którym cały czas się bawi i nóż, który, jak idiota, zostawił obok krzesła na ziemi. Naprawdę nie spodziewałem się po Mike'u takiej nieostrożności.

- Muszę iść do toalety – poinformowałem.

- Po co mi to mówisz?

- Nie mam jak wstać.

Chłopak westchnął, schował broń za pasek i podniósł nóż z podłogi. Podszedł do mnie i rozciął sznur, który łączył moje ręce z krzesłem. Nie czekając aż się wyprostuje, uderzyłem go pięścią w twarz. Myślałem, że już nie wstanie, ale on tylko odsunął się lekko i popatrzył na mnie. W jego wyrazie twarzy widać było agresję. Tego nie przewidziałem. Chłopak zamachnął się i oddał mi dwa razy mocniej. Wytarłem ręką wargę i spojrzałem na palce, na których pojawiła się krew. Rana na policzku, która została mi jeszcze po wypadku, również zaczęła krwawić. Może i był głupi, ale jego siła nie szła w parze z intelektem.

- Widzę, że lubisz gry, w których nie mas szans wygrać – powiedział, a ja wytarłem jeszcze raz krew z policzka – mało masz siniaków po wypadku? – zaśmiał się.

W tej chwili rzuciłem się na niego, nie patrząc na nic i uderzyłem parę razy. Nie wiem kiedy, ani jak to się stało, ale nagle to on zaczął okładać mnie pięściami. Próbowałem go odepchnąć, ale to na nic. Odchyliłem lekko głowę w lewo i zobaczyłem, że niedaleko mnie leży pistolet, który chłopak musiał upuścić. Wyciągnąłem rękę najbardziej jak to było możliwe i złapałem broń. Przeładowałem i przystawiłem mu do czoła. Chłopak natychmiast wyprostował się.

- Wstań – powiedziałem.

Powoli zrobił to, co mu kazałem. Również się podniosłem i wyplułem trochę krwi z ust.

- Gdzie jest Sara – spytałem cały czas mierząc w niego.

- Z Mike'em.

- Nie rób ze mnie idioty. Gdzie jest Sara – krzyknąłem.

- Prawdopodobnie już lecą do Francji, spóźniłeś się – uśmiechnął się pod nosem.

Podszedłem do niego i przycisnąłem mu broń do boku głowy.

- Uśmiechniesz się jeszcze raz, a na jednej kulce się nie skończy – powiedziałem przez zęby i jeszcze mocniej wcisnąłem koniec pistoletu – z którego lotniska mają lecieć?

- Najbliższego.

- Jak wyjdziesz z tego pokoju, nie żyjesz.

Odwróciłem się i wyszedłem z pomieszczenia. Na szczęście w zamku był klucz, więc zamknąłem je i pobiegłem taki szybko, jak mogłem do Holly, która mam nadzieję, nadal czeka w aucie. Wybiegłem przed dom, ale nikogo nie było. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem jej numer.

- Gdzie jesteś? – zapytałem od razu.

- A ty?

- Czekam przed tym domem.

- Stój jeszcze chwilę, podjadę tam.

- Wszystko okej?

- Tak, musiałam gdzieś odjechać, bo bałam się, że ktoś wyjdzie.

- Czyli nie wiesz, czy ktokolwiek wychodził?

- Nie.

- Jesteś daleko?

- Jakiś kilometr. Zaraz będę.

Po jej słowach rozłączyłem się i czekałem. Nie mogłem znieść myśli, że moja Sara jest w tym momencie z tym psychopatą. Ona nic nie zrobiła, nie jest niczemu winna. Czemu nie mogli wziąć mnie? Jedyna nadzieja jaką mogę w tej chwili mieć, to, to, że jeszcze nie wylecieli. Wiem, że Sara zawsze powtarzała, że „nadzieja" to tylko osiem liter, ale te osiem liter daje mi chociaż cień szansy na to, że jeszcze dziś spojrzę jej w oczy, dotknę jej policzka i powiem, jak bardzo się bałem. Chłopak jaka ja, nie boi się niczego, prawda? Przed chwilą wygrałem bójkę, już dawno temu zabiłem kogoś, uciekłem ze szpitala. Zero strachu. A jednak w takiej chwili, jak ta. Każda część mojego ciała i każda myśl przepełniona jest strachem. Nie boję się, że będę musiał pobić Mike'a, a nawet zabić, nie boję się, że znowu trafię do szpitala. Boję się, że stracę jedyną osobę, na której naprawdę mi zależy. Że stracę Sarę.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Niestety, na wybór Sary będziecie musieli jeszcze trochę poczekać. Tym razem cała sytuacja ze strony Harrego. Mam nadzieję, że będziecie czekać na ostateczną decyzję dziewczyny...

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now