Rozdział 41

716 36 4
                                    

Sara's pov.

Moją kłótnię z Dylanem przerwał huk, który usłyszeliśmy z zewnątrz.

- Co to było?

Wyszliśmy szybko przed dom. Moim oczom ukazał się Ryan stojący nad czyimś ciałem, a za nim stojący samochód chłopaka. Szybko podbiegłam do miejsca wypadku i zobaczyłam Harrego, który leżał nieprzytomny na ulicy. Zakryłam dłonią usta i zaczęłam się powoli odsuwać.

- Sara... To nie było specjalnie, przysięgam – zaczął Ryan, ale jego głos przytłumił szum, który zaczął dźwięczeć w moich uszach.

- Był wypadek – usłyszałam, jak Dylan rozmawia przez telefon – Dylan Baker...

- Sara, ja naprawdę...

- Kurwa, zajmij się nim – krzyknął mój brat.

Czułam się skamieniała, wyprana ze wszystkich uczuć, nie potrafiłam się odezwać. Chciałam krzyknąć, podbiec do Harrego, zrobić cokolwiek, żeby pomóc, ale po prostu nie umiałam. Usiadłam na kilku schodach, które znajdowały się przed drzwiami domu i patrzyłam pustym wzrokiem na zdarzenie. Do moich uszu dochodziły różne dźwięki, czasem głos Dylana, dzwoniącego po pomoc, czasem Ryana, polecenia mężczyzny, który wyszedł z sąsiedniego domu. W pewnym momencie dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało. Krzyknęłam na cały głos i rozpłakałam się, jak małe dziecko.

***

Siedziałam na szpitalnych krzesłach w poczekalni, nerwowo bawiąc się palcami. Miejsce obok mnie zajmuje Ryan, który na początku próbował coś do mnie powiedzieć, jednak po dwóch godzinach milczenia zrezygnował z tego pomysłu. W drodze do szpitala Dylan próbował mnie uspokoić, można powiedzieć, że po części mu się to udało. Przez te dwie godziny przemyślałam bardzo dużych rzeczy, o których bałam się myśleć. Bałam się przyznać, że Harry miał rację. Bałam się przyznać, że nie kochałam Ryana, w sposób, jaki kocham Harrego. Bałam się przyznać, że to wszystko jest moją winą. Oczekiwałam, że ucieszy się z mojego wyboru, że weźmie mnie w ramiona i będziemy żyć, jak dawniej. Byłam głupia. Miałam wszystko, miałam jego...Teraz przestałam już wycierać łzy, które swobodnie spływały po moich policzkach, zostawiając czarne ślady tuszu. Mój brat podał się za jego kuzyna, więc wszedł do sali. W końcu wrócił do nas, by przekazać informacje. Od razu zerwałam się i podeszłam do Dylana.

- Ma złamaną rękę w kilku miejscach i miał wstrząs, ale nie bardzo poważny. Nie ma większych urażeń, tylko kilka siniaków.

Ta wiadomość znowu wywołała u mnie większy płacz. Nie panowałam w tej chwili nad emocjami. Dylan przytulił mnie mocno i zaczął pocieszać.

- Możesz do niego iść, ale na chwilę – szepnął.

Brat wskazał mi właściwe pomieszczenie, a ja od razu pobiegłam w tamtą stronę. Stanęłam w progu i zobaczyłam Harrego, który spokojnie leżał w szpitalnym łóżku, gdy mnie zobaczył, spróbował usiąść. Syknął z bólu i delikatnie podniósł poduszkę, o którą się oparł. Powoli podeszłam do niego i w milczeniu stanęłam, wpatrując się w jego twarz. Moje łzy spadały na białą pościel.

- Nie płacz – usłyszałam zachrypnięty, słaby głos.

W akcie rozpaczy, której nie potrafiłam zatrzymać, nachyliłam się i delikatnie złączyłam nasze usta. Chciałabym, żeby ten pocałunek był w innych okolicznościach, przepełniony szczęściem, a nie żalem. Odsunęłam się i usiadłam na krześle przy łóżku. Milczeliśmy przez kilka minut, aż w końcu cisza zaczęła mi dźwięczeć w uszach.

- Przepraszam – zaczęłam – gdybyśmy się wtedy nie pokłócili...

- Nie rób tego Sara, nie przepraszaj. – przerwał mi, popatrzyłam na niego pytająco. – Nie przepraszaj za coś, co nie jest twoją winą. O wypadek winię tylko i wyłącznie siebie.

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now