Rozdział 20

1K 41 0
                                    

Otworzyłam powoli oczy. Przez chwilę nie wiedziałam co się stało, ale od razu przypomniałam sobie bójkę i mój upadek. Wiem, że ktoś krzyczał, próbowali mnie uchronić przed spotkaniem z betonem. Rozglądnęłam się po pokoju. Jestem u siebie. Zdziwiło mnie to, Dylan jest przewrażliwiony na punkcie mojego zdrowia, spodziewałam się zobaczenia białych ścian szpitala. W sumie nie byłoby zaskoczeniem, gdyby lekarz po prostu mnie już nie chciał przyjąć, bywam tam tak często, że chyba powinnam się z nim zaprzyjaźnić. Nie wiem czemu ja teraz żartuję. Może to są takie rozpaczliwe żarty. Nie wiem co zrobić, więc śmieję się z siebie. Super. Przetarłam twarz rękoma i dotknęłam lewego boku głowy. Nie poczułam tam krwi, tylko ból. Czego oczekiwałam, przywaliłam z całej siły o ulicę, jakim cudem na mnie nie boleć. Spróbowałam się podnieść. Trochę zakręciło mi się w głowie, ale potem już było okej. Otworzyłam cicho drzwi i chciałam zejść na dół, ale usłyszałam głos mojego brata. Jak tu postoję i posłucham to będzie podsłuchiwanie? No cóż, trudno.

- ...tak pojawiać – nie usłyszałam początku.

- Jak miałem uprzedzić, skoro żadne z was nie odbiera ode mnie telefonów. Z resztą, co by to dało. Miałem jej powiedzieć „no hej skarbie, przyjeżdżam sobie do ciebie dzisiaj" po tym jak stwierdziła, że nie chce mnie znać? – rozpoznałam głos Harrego, wcale tak nie stwierdziłam... chyba.

W ogóle po co Dylan go tu wpuścił?

- Co mam niby zrobić? – podniósł głos.

- Skąd mam to kurwa wiedzieć? – odpowiedział mój brat – Nie wiem, Harry, spierdoliłeś wszystko.

- I serio myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy?! Nie cofnę czasu. Chciałem tylko, żeby była bezpieczna.

- Wiesz, że nie będzie, póki z tobą jest – mogłam tylko wyobrazić sobie minę Harrego – no sorry stary, taka jest prawda – czemu mój brat tak miło do niego mówi, „stary"?

- Powinienem odejść, prawda?

- Co to da? Sprawisz jej tylko jeszcze większy ból. Nie jesteś moją ulubioną osobą, ale moja siostra cię kocha, a ja chcę jej szczęścia.

- Nie wiem, czy nadal mnie kocha.

- To jesteś ślepy. Serio, jak możesz tego nie widzieć? Mam ochotę zabić cię za to, co jej zrobiłeś, a jednocześnie za to, że nie widzisz jak jej zależy.

- Może powinieneś to zrobić...

- Nie wygłupiaj się teraz, to nie jest czas na żarty – moim zdaniem to nie brzmiało jak żart – rozwiązałeś problem z długami? – jakimi długami.

- Nie miałem kiedy i jest jeszcze jeden problem - chłopak zamilkł na chwilę – Mike, jak jeszcze żył, chyba skontaktował się z tymi ludźmi...

- Kurwa, ty sobie żarty robisz? Skąd wiesz?

- Codziennie do mnie dzwonił i pisał z groźbami, jedną z nich było podpuszczanie tych ludzi, żeby zdecydowali się odebrać dług.

- Co z tobą nie tak, czemu mi tego nie powiedziałeś wcześniej?! – przerwał mu krzyk Dylana.

- Z procentami – dokończył zdanie.

- Ty naprawdę nie myślisz, mogłem powiedzieć to ojcu i byłoby po sprawie, teraz może już być za późno.

Oboje zamilkli, a ja siedziałam na schodach bez ruchu, żeby nie zdradzić swojej obecności. Jakie długi, czego ja znowu nie wiem? I jeszcze groźby? Przecież mógł do mnie za... a nie, nie mógł do mnie zadzwonić, bo zablokowałam jego numer. Brawo Sara. Ale skąd mogłam wiedzieć. To nie zmienia faktu, że zabił człowieka, to go nie usprawiedliwia, prawda? Czemu mu współczuje, powinnam być wściekła. Może jestem, ale na siebie. Przecież to nie moja wina.

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now