Rozdział 5

1.5K 60 3
                                    

- Dlaczego? – odezwałam się po chwili jazdy.

W końcu zdobyłam się na wypowiedzenie chociaż jednego słowa.

- Ale jesteś niekulturalna – powiedział ironicznie – rodzice nie uczyli, że trzeba się przedstawić?

- Bardzo dobrze wiesz jak mam na imię – skomentowałam – podejrzewam, że wiesz o wiele więcej...

- I tu masz rację – przerwał mi – za to ty nie wiesz o mnie nic. Nie chcesz znać chociażby mojego imienia?

- Nie, jakoś nie mam ochoty.

- Nie obchodzi mnie to na co masz ochotę, a na co nie – powiedział ostrzejszym tonem, a mnie przeszedł dreszcz.

Lepiej się z nim nie kłócić, nie wiem co zamierza zrobić. A co gorsza, nie wiem do czego jest zdolny.

- Jestem Sara – zaczęłam cicho z wyczuwalnym strachem.

- Eric – rzucił krótko – widzisz? Od razu milsza atmosfera – tak... nie wiem dla kogo.

Odchyliłam lekko głowę, żeby przyjrzeć się mojemu „kierowcy". Miał krótko ścięte, blond włosy, mocno zarysowaną szczękę, ubrany był w szary t-shirt i czarne spodnie. Jedną ręką trzymał kierownice, a drugą położył w otwartym oknie.

- Już skończyłaś mnie oglądać? – zapytał nagle, a ja od razu oparłam się o siedzenie – Uważaj, bo powiem twojemu chłopakowi i będzie zazdrosny. Właśnie – zaczął – jak tam Harry?

Czekał chwilę, ale ja nie zamierzałam udzielić mu odpowiedzi. Nie musi wiedzieć co z nim. Nie powinien.

- Ma się już lepiej? Ten cały wypadek to bardzo niefortunne zdarzenie, nie uważasz? – nadal nic nie odpowiadałam – Co by było, gdyby twojemu chłopakowi stało się coś poważniejszego? Albo, co gorsza, tobie. Masakra – powiedział z wyczuwalną ironią – Mike mówił, że jesteś bardziej rozmowna. W ogóle dużo o tobie opowiadał. Wiesz, ty mu się chyba na początku naprawdę podobałaś, mówił, że „masz coś w sobie" – podniósł ręce z kierownicy i zrobił nimi cudzysłów – ale wybranie Thompsona zamiast niego, oj to była zła decyzja. Twoje szczęście, o ile mogę to tak nazwać, a tak dokładniej jego szczęście, poczucie, że to on wygrał i zdobył ciebie...

- Nie jestem rzeczą – przerwałam mu, ale zignorował.

- To po prostu nie daje mu spokoju. Myśl, że jego wróg, osoba, do której nie ma szacunku, a zarazem twój chłopak, ma coś, czego on nie ma... oj – przeciągnął – nawet nie wiesz co wywołałaś.

- Słuchaj, nikt mnie nie „ma", nie jestem przedmiotem i nie obchodzi mnie co jakiś Mike ma w głowie. Czy jest smutny, wesoły, zły, czy cokolwiek, mam to gdzieś. Z resztą już raz Harry dał mu radę. Zrobi to drugi raz.

- Nie byłbym tego taki pewny Saro – powiedział śmiejąc się – nie wiesz do czego Mike jest zdolny, szczególnie teraz...

- Co masz na...

Nie dokończyłam, bo chłopak gwałtownie skręcił, tak, że musiałam się czegoś złapać.

- Niedługo będziemy i wiesz, dam ci jedną dobrą radę, z dobrej woli – nie wiem, mam mu dziękować, czy czego on oczekuje – lepiej tam nie pyskuj. Chłopcy nie są tak mili jak ja.

Postanowiłam nie komentować jego „rady". Zamilkłam i zamknęłam oczy biorąc głęboki wdech. Czułam się zagubiona, pierwszy raz od dłuższego czasu nie wiedziałam co zrobić. Nie mam żadnego wyboru. Przynajmniej tak mi się wydaje. Eric dowiezie mnie na miejsce i co dalej? Nie wiem co chcą ze mną zrobić, nie wiem czy w ogóle mają jakiś plan. Jedynym ratunkiem w tym momencie jest Holly. Na pewno zorientowała się, że coś jest nie tak, w końcu urwałam połączenie nie mówiąc nic. Mówiłam jej, że jadę taksówką, to już jakiś trop, prawda? Mam nadzieję, że zaczęła już panikować, bo tym razem ma powód.

Holly's pov.

Okej, spokojnie, na pewno nic się nie stało. Pewnie tylko rozładował jej się telefon. A co jeśli nie? Wsiadła do taksówki i jest bezpieczna. Ale powinna być u mnie już chwilę temu. Może są korki. Nie, o tej godzinie? To przerwane połączenie było dziwne, szczególnie, że przed przerwaniem słyszałam jakiś męski głos, a potem jakby coś okropnie głośno stuknęło. Dobra, po co ja sobie próbuję udowodnić coś, w co sama nie wierzę. Dzwonię do... no właśnie. Harry jest w szpitalu, więc i tak nic nie zrobi, a Dylan? Wiem, że to jemu powinnam powiedzieć, ale on na pewno od razu zadzwoni do ich ojca, a wiem, że Sara by tego nie chciała. Zrobić to, co powinnam, czy to co wolałaby przyjaciółka. Dzwonię do Harrego, Dylan i tak by do niego zadzwonił.

Wybrałam numer chłopaka i już po dwóch sygnałach usłyszałam jego zachrypnięty głos.

- Harry, to ważne.

- Co jest Holly? Jeśli znowu chcesz mnie zapytać, czy obciąć włosy to...

- Chodzi o Sarę – przerwałam mu.

- Co z nią – ożywił się.

- Właśnie nie wiem. Miała przyjechać do mnie. Wsiadła do taksówki i zniknęła. Rozmawiała ze mną przez telefon, ale połączenie się urwało, a teraz nie odbiera. Już dawno powinna u mnie być, ale może ja znowu panikuję. Może oni stoją tylko w korku? Nie wiem, po prostu pomyślałam, że zadzwonię.

- Bardzo dobrze zrobiłaś. To na pewno nie korki. Powinienem jej uwierzyć. Ale ze mnie idiota, mówiła mi, że coś jest nie tak. Mówiła, a ja nie wierzyłem – zaczął i podniósł lekko głos.

- Co mówiła?

- Że Mike wrócił – powiedział, a ja wstrzymałam na chwilę oddech – mówiła...

- Przecież to nie twoja wina, nie obwiniaj się teraz. To i tak nic nie da. Zastanów się co możemy zrobić.

- Jedziemy jej szukać.

- Ja nie mam prawa jazdy, a ty leżysz w szpitalu, więc raczej ten pomysł odpada.

- Nie będę siedzieć przykuty do łóżka, kiedy Sara mnie potrzebuje.

- Harry nie możesz wyjść, dopóki ci nie pozwolą.

- Holly, nie rozumiesz. Nie będę tu bezczynnie leżał. Nic mi się nie dzieje. Czuję się świetnie.

- Tak, właśnie słyszę – powiedziałam z ironią.

- Idę z tobą, albo bez ciebie. Wybór należy do ciebie.

- I tak zrobisz co chcesz... - westchnęłam – jak zamierzasz wyjść.

- Ty mi pomożesz.

- Harry...

- Zależy ci na Sarze?

- Oczywiście, że tak, ale ja nie wiem, czy ona ucieszy się z tego, że wyszedłeś ze szpitala przed zakończeniem leczenia.

- No ja też nie wiem, czy ucieszy się jak Mike zrobi z nią nie wiadomo co.

- Co zamierzasz zrobić?

- Po obiedzie pozwalają wyjść ze szpitala na spacer. Wtedy przyjdziesz mnie... odwiedzić.

- Wszystko super, ale przypominam, że nie mam prawa jazdy.

- A ćwiczyłaś jazdę?

- Niby tak, ale... Nie Harry, nie. Nie pojadę autem.

- Weźmiesz auto Dylana.

- Chyba sobie żartujesz. Po pierwsze, co mu mam powiedzieć, po drugie, nie umiem jeździć, powtarzam.

- Przejedziesz ze mną tylko chwilę. W pierwszym możliwym miejscu zatrzymasz się i ja siądę za kierownicą.

- Tak, ale jeszcze muszę dojechać do szpitala.

- Dasz radę, a Dylanowi powiesz, że musisz poćwiczyć przed egzaminem. Pozwoli ci. Powiedz tylko, że Sara będzie z tobą w środku i będzie cię pilnować.

- To jest bardzo głupi pomysł.

- A masz lepszy? – zapytał, ale moje milczenie oznaczało „nie" – o czternastej bądź pod szpitalem.

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now