Rozdział 26

838 36 3
                                    

Harry's pov.

Cholera, gdzie to jest. Jak mogłem zgubić coś takiego. Usiadłem na łóżku i przetarłem twarz dłońmi. Popatrzyłem na zdemolowany pokój. Wszystkie rzeczy wysypane z szafek, biurka, szafy. Nigdzie nie ma tego cholernego pudełeczka. Wiem, że zostawiłem je tutaj, jestem pewny. Kurwa, on mnie zabije. Sara! Sara o nie pytała. Raczej ich nie zabrała, przecież powiedziałem jej, że to lek nasenny, ale zadzwonię. Szybko złapałem za telefon i wybrałem jej numer. Minęło kilka sygnałów i nic. Co jest.

- Yy, Harry? – usłyszałem Holly, kiedy miałem się rozłączać.

- Nie odbieraj, choler, Holly – dobiegł mnie cichy głos, chyba Tylera, w tle.

- Gdzie jest Sara? – spytałem wszystko.

- No... - zacinała się – właśnie, Harry, ona...

- Nie mów mu.

- Holly mów, co się stało z Sarą – zacząłem chodzić nerwowo po pokoju.

- Ona... - słyszałem, że była zestresowana, a ja chyba jeszcze bardziej niż ona.

- Powiedz w końcu!

- Zażyła twoje tabletki i straciła przytomność – powiedziała jednym tchem.

- Co, kurwa?! – krzyknąłem i momentalnie stanąłem w jednym miejscu – Powiedz, że żartujesz, Holly, proszę cię.

- Nie...

- Zaraz tam będę, nie ruszajcie jej.

- Brawo, on nas zabije – usłyszałem jeszcze głos chłopaka i się rozłączyłem.

Ma rację. Zabije ich. Jak mogli pozwolić na coś takiego Sarze. Czemu ona to wzięła?! Co ją podkusiło?! Wziąłem szybko dokumenty, zamknąłem dom i wsiadłem do auta. Nie obchodziły mnie teraz żadne przepisy, przyciskałem gaz tak mocno, jak tylko mogłem i hamowałem z piskiem na zakrętach. Kiedy w końcu dotarłem pod jej dom, zaparkowałem samochód i wbiegłem przez drzwi. Zobaczyłem Sarę, która leżała pod ścianą w dziwnej pozycji, Holly kucała przy niej i próbowała obudzić, z resztą tak samo jak Tyler.

- Dzwonię na pogotowie – powiedziała dziewczyna.

- Odsuńcie się – powiedziałem i wtedy mnie zauważyli.

Podszedłem do dziewczyny i przykucnąłem. Przybliżyłem się do jej klatki piersiowej, żeby usłyszeć bicie serca. Zwolnione.

- Ile ona tego wzięła?

- Dwie.

- Ile?! Ja pierdole – przekląłem pod nosem.

Połowa. Ci co chcą to gówno biorą połowę. Połowę, a nie dwie.

- Dzwoń po to pogotowie – rzuciłem do dziewczyny – Tyler chodź tu.

Nie możemy nic zrobić, jedyne co to położyłem ją w pozycji bezpiecznej.

- Dlaczego? – spytałem chłopaka dalej patrząc na dziewczynę.

- Ona... - widziałem, że nie chciał powiedzieć.

- Mów, po prostu powiedz.

- Wiedziała, że ją okłamałeś mówiąc, że to leki nasenne. Chciała sprawdzić co to, ale ani ja, ani Dylan, ani Holly, nie wiedzieliśmy co to. Chcieliśmy to wziąć razem, ale ona powiedziała, że to dotyczy jej i ciebie, nie nas.

Wiedziałem, że to moja wina. Kurwa, wiedziałem.

- Ale czemu dwie, czemu wzięła dwie.

- Najpierw zażyła jedną, ale po godzinie, może nie całej, nic jej się nie działo, więc wzięła drugą.

- Działa po półtorej...

- Harry, co to jest – spojrzałem na niego.

- Nie ważne co, ważne, że bardzo silne. Nie powinna tego brać nigdy, nikt tego nie powinien brać.

- Więc, czemu miałeś to w domu?

- To wszystko nie jest takie proste.

- Gdybyś tego nie miał w domu i jej nie okłamał to nie doszłoby do tego.

- Myślisz, że nie wiem, że to moja wina?! – podniosłem głos.

- Nie kłóćcie się teraz, jeszcze tego brakuje – podeszła do nas Holly.

- Gdzie ta cholerna karetka?

- Zaraz będzie. Spokojnie Harry – próbowała mnie uspokoić – nie obwiniaj się.

Nie odpowiedziałem. Kogo niby mam obwiniać. Wiem, że to moja wina. Czemu nie powiedziałem jej prawdy. Myślałem, że będzie zła jak się dowie, ale wolałbym, żeby na mnie nakrzyczała, niż leżała tu ledwo oddychając. Ile bym dał, żeby tylko teraz wstała. Nie ważne, czy zaczęła by krzyczeć, uderzyła mnie, chcę tylko, żeby otworzyła oczy. Chwilę później usłyszałem dźwięk karetki.

- Proszę się odsunąć – powiedział jeden z mężczyzn, który wszedł do salonu.

Tyler i Holly odsunęli się, ale ja tylko trzymałem rękę Sary.

- Słyszy pan? Proszę się odsunąć – powtórzył.

Przyjaciele podeszli do mnie i odciągnęli mnie od dziewczyny ciągnąc za ramiona.

- Mogę jechać z nią? – spytałem jednego z ratowników, kiedy wynieśli Sarę.

- Rodzina?

- Nie, jestem jej chłopakiem.

- Może pan jechać za nami do szpitala.

Wyszedł zamykając drzwi. Karetka szybko odjechała. Stałem przez chwilę w miejscu, próbowałem zebrać wszystkie myśli, skupić się. Wybiegłem do samochodu.

- Czekaj, Harry! – zawołała Holly.

Zamknęła dom kluczami, które leżały na szufladzie i razem z Tylerem wsiedli do mojego auta, a ja ruszyłem.

- Co to było? – spytała dziewczyna, ale milczałem – Harry, kurwa, mów. Nie wiesz co się z nią działo.

- Co się działo?

- Najpierw widziała wszystko rozmazane, zamknęła oczy, Tyler chciał zapytać, czy wszystko okej, ale odepchnęła go. Myślała, że to Mike. Potem zaczęła krzyczeć, że nie jest sama i, żebyśmy przestali, ale każde z nas siedziało cicho. Potem upadła, złapała się za głowę i straciła przytomność.

Przekląłem pod nosem i uderzyłem pięściami w kierownicę.

- Czemu to brałeś? – pytała dalej.

- Nie brałem tego gówna. Nikt nie powinien – mruknąłem pod nosem.

- To czemu miałeś to w domu?

Na szczęście w tym momencie dojechaliśmy. Zaparkowałem auto i ignorując jej pytanie wysiadłem z niego biegnąc w stronę drzwi szpitala. Teraz mam już dwa problemy... ale tym ważniejszym jest Sara. Nie wiem co bym sobie zrobił, gdyby się nie obudziła. Stop, Harry, cholera, nie mów tak nawet. Obudzi się. Na pewno się obudzi. Musi... dla mnie.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Hejka! Dzisiaj troszkę krótszy rozdział, bo mam bardzo dużo na głowie:(( Mimo to mam nadzieję, że podoba wam się tak samo jak inne. Dajcie znać co sądzicie i co myślicie, że się stanie!

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now