Rozdział 54 (dodatkowy)

616 42 7
                                    

Głośny dźwięk sygnału karetki i policji zaczynał sprawiać, że zaczęło mi się kręcić w głowie. Jedyne co teraz widziałam to krew na mojej białej sukni, dłoniach, ziemi. Wszędzie był kolor czerwony. W tle słyszałam krzyk osób, ktoś szarpał mnie za ramiona, ale to wszystko było przytłumione, jakby krzyczeli do mnie ze studni. Byłam teraz skupiona na jednym – mocnym uciśnięciu rany własnymi rękami. W końcu ktoś pociągnął mnie tak mocno, że oderwałam się od czynności, którą przed chwilą wykonywałam i upadłam na ziemię. Podbiegli ratownicy, którzy tylko czekali na moment, w którym odejdę. Wszystko działo się szybko, zbyt szybko, żebym mogła zarejestrować każdy ruch. Chciałam wstać, ale nogi mi nie pozwalały, z resztą cały czas ktoś mnie trzymał i starał się uspokoić. Powoli rozpoznawałam głos Dylana. Nagle wszystkie krzyki, dźwięki i ruchy doszły do mnie ze zdwojoną siłą. Zamknęłam powieki i krzyknęłam tak głośno ile miałam siły w płucach. Otworzyłam oczy, wszystko było zamazane, nie nadążałam za ruchami innych. Skorzystałam z momentu, w którym mój brat mnie puścił i pobiegłam za ratownikami. Minęłam policję i zakutego w kajdanki mężczyznę, który posłał mi ironiczny uśmiech. Chciałam wsiąść do karetki, ale zatrzymali mnie. Mężczyźni zaczęli coś mówić, ale nie byłam w stanie nic zrozumieć. Miałam nadzieję, że wyrwę się z ich uścisku, ale nie dałam rady. Ktoś inny zamknął drzwi i samochód odjechał. Zostałam sama na drodze, przynajmniej tak mi się wydawało. Przybiegł do mnie Dylan i Holly, dziewczyna była przestraszona.

- Daj mi kluczyki do samochodu – starałam się powiedzieć, połykając łzy.

- Nie pozwolę ci jechać w takim stanie.

- Dylan... zawieź ją – odezwała się Holly.

Mój brat zastanowił się chwilę, ale w końcu złapał mnie za nadgarstek i poszedł ze mną do samochodu. Nie wiem jaką drogą jechaliśmy, nie wiem kiedy, ani jak przyjechaliśmy, wiem tylko, że pojawiłam się w szpitalu. Zaczęłam rozglądać się dookoła szukając Harrego.

- Usiądź tutaj, zaraz go znajdę i wrócę – Dylan posadził mnie na jednym z krzeseł. – Proszę, nie idź nigdzie.

Odbiegł szukać Harrego. Nadal przed oczami miałam tylko krew, a w głowie co kilka sekund powtarzał się dźwięk strzału. Popatrzyłam na swoje ubrudzone w krwi ręce. Nie pamiętam nic z przed ostatniej godziny. Staliśmy na ołtarzu, strzał, upadłam na kolana, potem już nic nie pamiętam. Nie wiem, kto wezwał policję i ratowników, nie wiem, kto krzyczał, nie wiem, kto przytrzymał strzelającego do przyjazdu policji. Nie wiem nawet kim on był, przecież wejścia cały czas pilnowała ochrona, nie miał nawet jak wejść. Zobaczyłam Dylana, który biegł w moją stronę. Wstałam z krzesła i chciałam coś powiedzieć, ale zanim to zrobiłam poczułam jak moje nogi robią się coraz słabsze, a przed oczami pojawiają się czarne plamy. Upadłam na ziemię i w tym momencie nie widziałam już nic.

Powoli otwarłam oczy, zobaczyłam biały sufit. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani czemu tu jestem. Obróciłam głowę w bok, a moim oczom ukazali się Dylan i Holly.

- Zawołaj kogoś, ja z nią porozmawiam – szepnęła Holly, a mój brat pokiwał głową i wyszedł.

- Co się stało?

- Spokojnie, zemdlałaś chyba ponad godzinę temu – mówiła powoli.

- Ale czemu... Holly muszę stąd wyjść, gdzie jest Harry? – próbowałam wyjść ze szpitalnego łóżka.

- Nie możesz teraz wstać, poczekaj na lekarza.

- Holly co się z nim stało?! – z trudnością łapałam oddech, a moje ręce zaczynały się trząść.

- Nie powinnam nic mówić, poczekaj na... Sara!

Wybiegłam z pomieszczenia i zaczęłam szukać po wszystkich salach. Kilka pielęgniarek zaczęło coś do mnie krzyczeć, żebym nie przeszkadzała, ale aktualnie mnie to nie obchodziło. Pewnie nie powinnam teraz biegać, czuję to, ale... W końcu go zobaczyłam. Leżał na szpitalnym łóżku podpięty do ogromnej ilości urządzeń. Żyje. Upadłam na kolana w progu drzwi i zaczęłam głośno płakać. Nie miałam nad tym kontroli. Poczułam, że ktoś podnosi mnie powoli. Dylan.

- Zostaw mnie! Zostaw mnie, muszę iść do niego!

- Nie możesz tam teraz wchodzić.

- Proszę Dylan, jesteś moim bratem, dlaczego to robisz?

- Właśnie dlatego, że jestem twoim bratem.

- Błagam cię. Tylko na chwilę.

Nie odpowiadał. Odniósł mnie do pomieszczenia, w którym wcześniej leżałam i położył na łóżku.

- Holly chodź na chwilę.

Para wyszła i zamknęła drzwi. Od razu do nich podeszłam i zaczęłam słuchać co się dzieje.

- Wszystko się udało, tak?

- Tak, ale... na razie wszystko... - słyszałam urywki wypowiedzi lekarza. – Tak, jak mówię, poszło zgodnie z planem, ale ta rana jest... dlatego możliwe...

- Przeżyje? – przerwała mu Holly, po czym zapadła cisza.

- Nie możemy być niczego pewni.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Ze względu na ogromną chęć trzeciej części z waszej strony postanowiłam napisać rozdziały dodatkowe. To pierwszy z nich, będzie ich około cztery. Miłego czytania i dziękuję za taki odzew!

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now