Rozdział 55 (dodatkowy)

662 36 2
                                    

Od tygodnia codziennie przychodzę do Harrego, czasem tam nocuję, więc można powiedzieć, że od tygodnia tam mieszkam. Dylanowi bardzo się to nie podoba, ale po trzech dniach zrozumiał, że nie odpuszczę. Nadal nie wiemy czy przeżyje. Przynajmniej ja nie wiem. Czasem przesiaduje ze mną Holly, czasem Isaac, czasem Tyler lub Dylan, kilka razy przyszły też dziewczyny z pracy. Każdy z nich widział jak płaczę codziennie, ale nikt nie widział jak bardzo płaczę, gdy zaczyna robić się ciemno i zostaję sama z nim. Wtedy czuję jakby moje życie skończyło się razem z dźwiękiem strzału. Nie używałam telefonu od tygodnia, nie chcę widzieć artykułów o mnie i Harrym oraz o tragicznym ślubie. Cassie raz powiedziała mi, że jedna strona dopisała sobie tyle kłamstw, że nie ciężko się doszukać choć jednej prawdy poza moim imieniem i nazwiskiem. Teraz jest siódma rano, zaraz pewnie przyjdzie Dylan, tak mi mówił wczoraj. Nie spałam całą noc. Kolejną noc. Nie mogę, bo co jeśli akurat wtedy by się obudził?

- Hej młoda – powiedział mój brat, cicho wchodząc. – Jak się czujesz?

- Bez zmian.

- Rozmawiałem przed chwilą z lekarzem – usiadł obok mnie.

- Mówisz to codziennie. Zawsze z nim rozmawiasz, ale ja nic nigdy nie wiem.

- Powiem ci jedno. W pierwszy dzień powiedział mi, że Harry miał ogromne szczęście, bo, gdyby kula trafiła kilka centymetrów wyżej, już by się nie obudził.

- To czemu nadal się nie budzi? Kiedy w końcu otworzy oczy?

- Tego nikt nie wie.

- A co z tym... tym...

- Czeka na rozprawę. Na razie go tylko przetrzymują, bo potrzebna jesteś ty, no i oczywiście Harry.

- Powinien stracić życie.

- Sara, nie mów tak. Dobrze wiesz, że...

- Nie mów tak?! Chciał zabić Harrego!

- A myślisz, że on jest bez winy?! – krzyknął i wskazał chłopaka. – Przepraszam, nie... nie powinienem.

- Masz rację, nie powinieneś – mruknęłam.

- Ale naprawdę myślisz, że on tak po prostu do niego strzelił? Musisz...

- Dylan – przerwałam mu.

- Nie Sara, musisz zrozumieć, że on na pewno...

- Dylan! Patrz!

Mój brat obrócił się w stronę Harrego, który powoli zaczął otwierać oczy. Chłopak szybko wybiegł na korytarz i zaczął wołać jakiegoś lekarza. Złapałam Harrego za rękę, która jeszcze bezwładnie opadała na łóżko, a moje łzy spadały na białą pościel. Obudził się.

- Sara, musisz wyjść – Dylan wrócił z lekarzem.

- Nie, nie wyrzucicie mnie stąd.

- Zaraz wrócisz.

- Nie. Nie zabierzecie go kolejny raz!

- Posłuchaj – podszedł do mnie mężczyzna. – Za jakiś czas będziesz mogła z nim nawet porozmawiać, ale teraz musisz wyjść.

- Proszę cię, Sara – Dylan ściszył głos.

Wyszłam z bratem na korytarz i usiedliśmy na krześle. On szybko zadzwonił do Holly, by rzucić szybkie „obudził się, przyjedź" i objął mnie ramieniem.

- Prześpij się chociaż trochę, Harry na pewno nie chciałby, żebyś doprowadzała się do takiego stanu.

- Czemu to zawsze musi spotykać mnie, Dylan – oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy, próbując zatrzymać łzy. – Czemu?

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now