Rozdział 11

1K 43 7
                                    

- Podasz mi kawę skarbie? Zostawiłem ją w kuchni – odezwał się Mike urywając kawałek croissanta.

Wstałam i zrobiłam to, o co prosił.

- Dziękuję – uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.

Miałam ochotę przetrzeć ręką to miejsce, ale uśmiechnęłam się tylko i usiadłam naprzeciwko niego.

- Czemu nic nie jesz?

- Już jadłam, wcześniej – powiedziałam cały czas sztucznie uśmiechając się.

To nie prawda. Nie jadłam nic od wczorajszego południa, a jest już wieczór. Nie mogę nic zjeść. Na samą myśl o jedzeniu boli mnie brzuch, to przez stres i strach.

- No dobrze, może zrobimy sobie dzisiaj wieczór dla siebie? – chłopak wstał od stołu.

O nie, nie, nie, nie. Muszę szybko zmienić jego plany. Cały dzień udało mi się spędzić między ludźmi, ale nie sądziłam, że on wymyśli coś takiego.

- Tak naprawdę, myślałam, że może poszlibyśmy na jakąś imprezę. Na pewno znasz super miejsca.

Okej, to był oficjalnie najgłupszy pomysł, na jaki mogłam wpaść. Brawo Sara!

- Czemu?

Co „czemu", o co mu chodzi?

- Moglibyśmy się trochę rozerwać – wiem co chce usłyszeć – napić się razem, potańczyć... wiesz.

Mike od razu się uśmiechnął, a ja miałam ochotę zwymiotować na samą myśl, o tym, co powiedziałam.

- No dobrze, skoro chcesz. To wyjdziemy za godzinę.

Wstałam szybko od stołu i chciałam pobiec na górę.

- Gdzie idziesz? – spytał ostrym tonem.

- Muszę się przecież jakoś ubrać – teraz dopiero uświadomiłam sobie, że przecież nie ma żadnych ubrań.

- O właśnie, twoje ubrania teraz leżą w jednej walizce, chyba tej czarnej. Paul przyniósł je dzisiaj.

Pokiwałam głową i szybko wybiegłam po schodach. Otworzyłam czarną, ogromną walizkę. Rzeczywiście były w niej ubrania, tyle, że nie moje. Nie wiem skąd on ma na to pieniądze. Chyba nawet nie chcę wiedzieć. Przewróciłam ją do góry nogami i wyrzuciłam wszystko na ziemię. Te ubrania są piękne... Nie, nie mogę tak nawet myśleć. Wybiorę tylko jedną sukienkę. Nie chcę chodzić w czymś, co dostałam od niego. Po chwilowym namyśle wybrałam srebrny komplet – krótka spódnica i top. Do tego czarne, wysokie buty. Podniosłam kilka sukienek, żeby je obejrzeć i zobaczyłam pod spodem kosmetyczkę. Pewnie rzeczy do makijażu. Oj, na pewno połamałam wszystkie cienie, jeśli tam jakieś były. Otworzyłam ją szybko i przyjrzałam się zawartości. Nawet nie, nie pokruszyłam tak dużo rzeczy. Zabrałam wszystko do łazienki i przebrałam się tak w wybrany strój. Zrobiłam mocny makijaż, kreska, ciemne cienie, mocna pomadka. Stanęłam przed lustrem. Szczerze mówiąc dawno tak nie wyglądałam. Nawet na niedoszłą randkę z Harrym tak się nie wystroiłam. Prawda taka, że nie miałam takich ubrań jak teraz. Ciekawe co z Harrym...

***

Harry pov.

- Powiedz mi jedno – powiedziała Holly – jedną rzecz.

- No co – odwróciłem się.

- Skąd wziąłeś pieniądze?

- Powiedzmy, że miałem kilku kolegów, którzy wisieli mi przysługę.

- Mhm i co teraz zamierzasz zrobić.

- Szukać Sarry – zacząłem iść przed siebie.

- Harry, ty chyba nie rozumiesz w jakiej sytuacji jesteśmy.

- Bardzo dobrze rozumiem.

- Thompson zatrzymaj się. Zatrzymaj się kurwa. Jesteśmy w środku Paryża bez niczego. Bez rzeczy, pieniędzy, nie mam nic.

- Nie potrzebuję niczego, chcę tylko znaleźć Sarę i wrócić z nią do domu, zrozum to – krzyknąłem – wiem, że nie mamy nic. Wiem, cholera, ale nie potrafię myśleć o niczym innym, tylko o niej. Nie wiem co ten skurwysyn jej zrobił. Mógł ją torturować, wykorzystać, a nawet zabić. Nie mogę czekać nawet sekundy dłużej. Nie mogę, nie mogę...

Dziewczyna przytuliła mnie.

- Znajdziemy ją – powiedziała cicho.

- Boję się, że ją stracę... - naprawdę się czegoś boję.

- Nie stracisz. Nie stracimy – odsunęła się i złapała moją twarz – rozumiesz?

Pokiwałem głową, na co się uśmiechnęła.

- To od czego zaczynamy?

- Nie wiem, będziemy chodzić po ulicach, może też gdzieś są. W nocy gdzieś spróbujemy odpocząć – zdecydowałem.

Tak, wiem, że ten plan jest niedorzeczny i głupi, ale nie ma lepszego. Chcę po prostu dać sobie nadzieję, że jest szansa na szybkie odnalezienie Sary, a przede wszystkim na to, że żyje.

***

- Harry powinniśmy odpocząć, szczególnie ty.

- Nie jestem zmęczony.

Nie wiem kogo chcę oszukać. Wszystko mnie boli, łącznie z poranioną twarzą. Czuję jakby moje wnętrze miało zaraz wybuchnąć. Każdy ruch oznacza ból, a każda myśl, że może jednak ją znajdziemy, niweluje cierpienie.

- Proszę – powiedziała Holly cicho.

- Dobrze – westchnąłem – możemy odpocząć. Usiądziemy w jakimś Fast foodzie i coś zjemy, okej?

Ona pokiwała tylko głową ze zmęczeniem. Zacząłem iść przed siebie patrząc w buty.

- Harry zatrzymaj się.

- Nie, Holly, zaraz gdzieś usiądziemy.

- Zatrzymaj się – powtórzyła.

- Gdzieś tu musi być jakiś...

- Stój Thompson!

Odwróciłem się i popatrzyłem zmieszany na Holly. Dziewczyna patrzyła się na wejście do jednego z klubów.

- O co ci chodzi... - wypowiadając te słowa zamarłem.

Sara....

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Nie spodziewaliście się mnie tu! Ale jestem. Wracam razem z Sarą, Harrym i resztą. Mam nadzieję, że jeszcze o nas nie zapomnieliście...

Póki Śmierć Nas Nie RozłączyWhere stories live. Discover now