36.

4K 339 779
                                    

W poprzednim dziale:

- Na litość boską, Sapnap, czy ośmieliłbym się nalać tobie wódki? - położyłem butelkę i spojrzałem na niego błagalnie, po czym wziąłem kieliszek od Karl'a - To czysty spirytus - uśmiechnąłem się, na co chłopak tylko przytaknął, informując, że mnie rozumie.

- No to co? Za George'a - powiedziałem, podnosząc kieliszek.

- Za George'a - powiedzieli równo po mnie.

---

POV. Narrator (wszechwiedzący)

Wieczór. Ten sam dzień, kiedy George wybudził się ze śpiączki.

Był po wielu męczących badaniach. Więc zmęczony, zasnął w swoim łóżku szpitalnym.

Dwa pozostałe łóżka nadal były puste, czyli po tych 4 dniach wciąż miał całą salę dla siebie.

Gdyby tylko nie szybka pomoc, leżałby pewnie tutaj jeszcze tydzień, ale lekarze dawali mu nadzieje na to, iż wyjdzie szybciej. Nie wiedział co dokładnie się stało. Nie pamiętał nic od momentu, gdy stał przed lustrem i za nim coś chował. Dalej resztę widział jak przez gęstą mgłę.

Leżał. Spał. Nic nie miało prawa go wybudzić. Był bezbronny. Idelany moment dla... wrogów.

Znowu, czarna postać nad jego łóżkiem. Podobna ze snu Dreama. Czy możliwe, że jego sen był proroczy? Mogłoby to wyjaśniać wariowanie sprzętu sprzed 4 dni. Czy to była ta sama osoba?

Jakim cudem się tutaj znalazła? Tylko trzy sooby z zewnątrz miały prawo wstępu - Sapnap, Karl i Dream. 

Spokojnie George, jeszcze nie na ciebie pora — uśmiechnął się mężczyzna, patrząc w tym samym czasie na zaśniętą twarz chłopaka. — Tak wiele ciebie jeszcze czeka. Musisz tylko wyzdrowieć i bardziej się do niego przywiązać — kontynuował. Mówił z pewnością, iż nikt go nie słyszy. — Spotkamy się nie raz — powoli wycofywał się z sali.

— Imię i nazwisko — usłyszał głos. Lekko zestresował się. Zauważył niską rudowłosą kobietę, która miała na nosie okulary, ubrana była w kitel, a jej włosy były dość mocno kręcone. W ręku trzymała podkładkę, a na niej dokumenty — Imię i nazwisko — powtórzyła groźniej.

— Bryce Wilson — powiedział mężczyzna.

— Jak się pan tu dostał? — zapytała, po przejrzeniu listy. Nie zauważąjąc jego nazwiska.

— W odwiedziny — lekko odsunął się, aby mieć szansę na jakąkolwiek ucieczkę.

Pani Zdzisia jednak była mądrą kobietą, z doświadczeniem i pod pretektem wyjęcia długopisu wezwała cichy alarm, dzięki zegarkowi jaki posiadał każdy lekarz ich placówki.

— Jest późna pora, odwiedziny są jedynie w godzinach szczytu, lub rano. Nie ma pana na liście odwiedzających — 

— Ja... Niedawno przyjechałem, na pewno to jakaś pomyłka —

— Narzeczony chłopaka nie wpisał pana do listy — mówiła dalej, by wyciągnąc więcej informacji.

— Narzeczony? — zapytał.

— Tak, a pan kim jest dla poszkodowanego? —

— Spokojnie... Ja już lepiej pójdę... — powiedział powoli odchodząc.

— NIE SKOŃCZYŁAM Z PANEM ROZMAWIAĆ — krzyknęła kobieta. Chłopak przyśpieszył kroku. — Nie wywiniesz się — powiedziała cicho kobieta, wciskając dwa razy guzik — Łapcie go, przyprowadzcie do recepcji — powiedziała do zegarka, po czym wzięła za słuchawkę telefonu znajdującego się w sali George'a. W papierach znalazłą i wybrała prawidłowy numer, po czym zaczęła połączenie. 

— Panie Clay? Prosiłabym o szybkie przyjechanie — powiedziała bazgrząc imię i nazwisko na brudnopisie.

"Bryce Wilson"

---

553 słowa

Cześć! Będę pisała całą noc działy, więc w dzień będę wstawiać mały maratonik, jeżeli nic mnie nei zablokuje! 

Czy lubicie nowy styl aka, zamiast "-" jest "—" Jest to dla was wygodniejsze, czy wolicie stary?

Love y'all

teorie

kącik myśli

01:09 13/07/2021

Zawsze i na zawsze || DreamNotFoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz