54.

1.9K 174 173
                                    

TW: krew, nóż, rany, krzywda

W poprzednim rozdziale:

Czułem się, jakbym biegł w kółko. Wszystkie ściany były białe, jak śnieg, nie były zaniedbane, jakby były dopiero co pomalowane. W końcu stało się to, czego się bałem. Nie było wyjścia.

Nie mogłem wrócić. Musiałem się poddać.

Zaraz za mną wybiegł w furii Bryce.

— Coś ci nie wyszło — zaśmiał się, biegnąc w moją stronę. Nie uciekałem, wiedziałem, że nie dam rady.

Szybko wziął mnie za ubrania i szarpnął mocno, wręcz rzucając mnie na śnieżną ścianę z całych sił. Oddał najpierw jeden cios, potem drugi, do czasu kiedy zamiast bieli zobaczyłem czerń. A przed oczami nie miałem już jego twarzy.

Gdzie jesteś Dream?

---

POV. George

Kiedy w końcu się ocknąłem, poczułem, że nie leże już przy ścianie, lecz w dość wygodnym miejscu. Otworzyłem oczy, ale nie od razu wszystko było wyraźne. Widziałem jak przez mgłę. Starałem się jakoś naprawić moją wizję poprzez pocieranie oczu ręką i przymrużanie ich.

— Jeszcze chwile to potrwa — przestałem robić to, co przed chwilą i wystraszony szukałem z całych sił zarysu osoby, która to powiedziała.

— Co mi zrobiliście? — w końcu zauważyłem czarne rysy postaci, która stała pod światłem słońca.

— Nic poważnego ci się nie stało. Niedługo powinno przejść — powiedział, a następnie wstał i szedł w lewo.

— Gdzie ja znowu jestem? — zapytałem, w obawie, że pójdzie, a ja nie poznam odpowiedzi.

— Tu, gdzie wcześniej. Przynieśliśmy tylko więcej mebli — usłyszałem dźwięk otwierania drzwi, a następnie huk ich zamykania.

Zostałem sam w pomieszczeniu. Jeszcze chwile próbowałem "naprawić" swoje widzenie. W końcu poddałem się i położyłem ponownie.

Muszę się jakoś stąd wydostać. 

Próbowałem jakoś posklejać wszystko, co mówił mi Bryce. Może to mi pomoże w planie ucieczki. Z całych sił próbowałem sobie przypomnieć te okropne momenty, mimo że nie chciałem do nich wracać.

"Nie możesz nic teraz zrobić beze mnie. Będziesz tutaj gnił, dopóki nie dostanę tego czego chce"

" Widzisz. Niekiedy trzeba korzystać z ostateczności, jeżeli inne opcje nie działają. Tą ostatecznością byłeś i jesteś ty"

Inne opcje? Inne opcje.. Ja ostatecznością? 

Myślałem nadal nad tym chwilę, zagłębiając się w tę sytuację. Nie mogę być teraz tak ślepy jak na sytuację z Stacey!

Wtedy zrozumiałem jedną rzecz.

"Ale sytuacje ze Stacey długo ci zeszła"

Oni wiedzą, kim jest Stacey?

W tej chwili możliwe były wszystkie opcje. Mogła ich znać. Pamiętam, że coś krzyczała do mnie po zerwaniu, ale emocje przygłusiły to.. Pamiętam to, ale jak przez mgłę. Wyostrzyłem jeszcze bardziej moją pamięć, aby odtworzyć ponownie tę sytuację. Każda minuta samotności była mi teraz bardzo cenna.

"Uważaj.." — tylko to pamiętam, do tego zmartwioną minę blondynki. Czy ona..? Nie to nie możliwe! Niby jak?

Muszę w końcu wymyślić jakiś podstęp, nie będę tutaj na zawsze.  Coś musi zadziałać na Bryce'a.

Znowu usłyszałem kroki, czy kiedykolwiek tu ich nie słychać? Czy chociaż na chwilę jest tutaj cisza?

Znowu otworzenie drzwi.

— Widzę, że masz się już lepiej, ale nadal musisz ponieść karę za nieposłuszeństwo wobec mnie — powiedział, podchodząc do mnie. — Na krzesło — rozkazał.

Wstałem, przy czym próbowałem złapać równowagę. Nie chciałem jeszcze bardziej pogarszać swojej sytuacji. Teraz musiałem się do niego przymilać i robić to, co karze.

Szukając zarysu krzesła, obijałem się lekko o ściany.

— Jeszcze ci nie przeszło? — spytał retorycznie, zirytowany.

Gdy w końcu udało mi się usiąść, on od razu zajął miejsce przede mną. Powoli wizja wyostrzała mi się i mogłem już lepiej obserwować, co właściwie się dzieje.

— COLLIE, DALLEY! — krzyknął, a zaraz do pokoju wbiegło tych samych mężczyzn, co wcześniej. Pokazał gestem na mnie, a oni podeszli szybkim truchtem jak posłuszne, wytresowane psy. Wzięli liny i przywiązali mnie do krzesła zostawiając tylko ręce, ale żebym nie miał jak się obronić.

Siedziałem spokojnie.

— Widzę, że czegoś się naprawdę nauczyłeś — zaśmiał się. W końcu przeszedł do działania. Chwycił moją rękę i popatrzył na nią parę sekund. Spodziewać się mogłem wszystkiego, był nieobliczalny. Wyjął coś z kieszeni, ale nie mogłem zauważyć co dokładnie, dopiero gdy przyłożył to do mojego czystego przedramienia, zauważyłem, że był to scyzoryk.

Zanim się w pełni zorientowałem i zdążyłem zareagować, krew zdążyła już wypłynąć, brudząc ręce mężczyzny. Wydałem z siebie głośny, lecz stłumiony jęk. Nie mogłem mu pozwolić, aby mój ból był dla niego energią i jeszcze bardziej go podsycał.

Podał narzędzie najbliższemu mężczyźnie, a ten w zamian, podał mu bandaż. Obwinął mi rękę, a następnie puścił ją.

— To dopiero początek. Będziesz mi odpowiadał na wszystko, co się ciebie zapytam. Od dzisiaj ty jesteś moim skarbem wiedzy — wstał z krzesła i ruszył w stronę okna.

— Dobrze. — odpowiedziałem prawie od razu, a on odwrócił się ze zdziwieniem w moją stronę.

— Widzę, że się jednak dogadamy — spojrzał na świat zza małego okna. A następnie znowu wrócił do mnie. Stanął przede mną i schylił się do mojego poziomu — Widzimy się jutro.

---

853 słów

SIĘ CIĄGLE CIĄGNĄŁ I CIĄGNĄŁ TEN ROZDZIAŁ, WIĘC NIE PISZE WIĘCEJ I ZACZNĘ OD NOWEGO. Wiem, że nic sie tu nie działo, ale nie miałos ensu pisanie dalej tego. Czuje cringe po napisaniu tego rozdziału.

Wracam.

Love y'all

Teorie

Kącik myśli

Jak pojadą goście, to będą rozdziały, teraz mam na głowie 2 dzieci.


Zawsze i na zawsze || DreamNotFoundحيث تعيش القصص. اكتشف الآن