| 22 |

75 7 0
                                    

Jimin przespał noc samotnie w łóżku gościnnym, wywalając Junhana do pokoju Woobina. Obudził się już chwilę temu, ale nie miał siły podnosić się z miejsca.

Śnił mu się w nocy Agust.

Widział jego drobne delikatne ciało popychane przez jakiegoś brytana. Spętano mu ręce i zakneblowano usta, by nawet nie mógł się bronić. Prowadzono go w kierunku placu, na którego środku ustawiona została wysoka gilotyna, a kat stał tuż obok niej przygotowany z zakrytą od świata głową, udając, że jest kimś innym tutaj, a kimś innym na wolności. Z jakiegoś powodu czarnowłosy ustawiony został na niej twarzą w górę, a perspektywa nagle przełączyła się z nieznanej trzeciej osoby na kata, który doskonale widział przerażone załzawione oczy ofiary. Kiedy jakimś dziwnym rozporządzeniem losu maska opadła, Jimin jakby poczuł powiew powietrza. Chciał zobaczyć kim był ten kat, a brzytwa była na tyle czysta, że odbijała obraz lepiej niż niejedne lustra. Puścił linę przerażony, gdy zobaczył tam swoją twarz.

Tak. To on niewątpliwie był jego katem. Może nie takim średniowiecznym, ale nadal. Był winny każdego szyderstwa, każdego popchnięcia, każdego pobicia i każdego morderstwa, których ofiarą mógł paść Agust zarówno w więzieniu, jak i poza nim. Świadomość tego bolała jego wrażliwe serce, jakby to nagle stało się tarczą, a każde nowe uświadomienie sobie prawdy stawało się kolejną zakończoną piekielnie ostrą igłą rzutką.

Drzwi do pokoju skrzypnęły lekko uchylone, ale zaraz na powrót się zamknęły. Blondyn nie rozumiał o co chodziło tak długo, jak długo mała czarna istotka nie wskoczyła na łóżko i nie zaczęła się w niego wtulać. Zaśmiał się gorzko. Ten drugi Agust na pewno by go nie przytulił. Rzuciłby mu się z gołymi rękoma na gardło i- chyba Jimin by nawet nie protestował. Czuł, że zasłużył na takie potraktowanie. Że zasłużył na zemstę.

Może nawet i na śmierć...

***

Po godzinnej kłótni i dwóch rozbitych w nerwach talerzach, Jiminowi udało się wymknąć na zewnątrz. Jakiś czas temu samotnie zjadł obiad i odbębnił trochę roboty komputerowej, mailowo nadając Yejoo trochę zadań i tłumacząc okrętnie swoją nieobecność. Robił wszystko, by nie myśleć o tym, czego się dopuścił i nie roztrząsać tego, co mogło się właśnie dziać w więzieniu. Ubrał czarne spodenki i równie czarną koszulkę z długim rękawem, wychodząc na spacer do lasu.

Powiewy zimnego powietrza trochę uspokajały jego organizm i myśli, pozwalając odetchnąć pełną piersią i poczuć lekkość. Było mu o dziwo przyjemnie. Robiło się powoli ciemniej niż za dnia, co znaczyło, że krążył dobre kilka godzin. Ale wcale nie czuł potrzeby wracania. Nie miał co tam robić, a koty akurat miały drzemkę i prędko nie wstaną. Blondyn co jakiś czas wysyłał sygnały życia nadajnikiem wręczonym mu przez Woobina, czując się przy tym jak małe dziecko. Ale prawdziwe mały poczuł się dopiero, gdy nieostrożnie wszedł w jakiegoś mężczyznę. Tym bardziej, gdy udało mu się rozpoczynać jego twarz:

- Akurat do ciebie szedłem. - wyszczerzył się zadowolony. Blondyn nie miał odwagi uciekać - Zepsułeś mi trochę zabawę. Liczyłem, że twoi wielcy obrońcy staną na mój celownik i poćwiczę rękę, ale skoro sam się tu wychyliłeś, to może chociaż będą ci za to wdzięczni,

- Czego chciałeś? - westchnął. Demon zmierzył go wywołującym silne dreszcze spojrzeniem, jak tani towar na aukcji,

- Obić ci tę piękną buźkę, ale marnie wyglądasz. - wywrócił oczyma - Co za radość z odcinania łba kurze, która błaga o śmierć?,

- Czyli...możemy się rozejść?,

- Najpierw wyjaśnij mi, co ty odpierdalasz z tym całym Agustem - Jimin przełknął gęstą ślinę,

Starry Eyes | YoonMinWhere stories live. Discover now