| 51 |

64 6 2
                                    

   Dwóch ochroniarzy odeszło w swoje strony, gdy tylko dostarczyli ich oboje pod same drzwi głównego gabinetu Papy. Przetransportowano ich w całkiem wygodnym samochodzie terenowym o zabezpieczonych szybach, ale pomimo tego komfortu nie odzywali się do siebie. Jedynie ukradkiem spletli swoje dłonie, pozwalając sobie wzajemnie na poradzenie sobie z natłokiem myśli we własnych głowach. A było ich sporo - w końcu nie wiedzieli ani czego dokładnie będzie dotyczył plan, ani czy w ogóle wypali, ani czy przypadkiem ktoś jednak nie ucierpi.

   Ani kim tak właściwie dla siebie są.

   Ta ostatnia myśl szczególnie nie dawała Yoongiemu spokoju od dłuższego czasu. Kiedy tylko uświadomił sobie, do czego tak naprawdę wczoraj doszło, jego serce oplótł niepokój o to, że podjął decyzję zbyt pochopnie. Oficjalnie nie żałował, ale bał się, że ten stan może się zmienić. Jimin jakby wyczuł jego myśli, zacisnął mocniej dłoń.

   Pukając do jaskini lwa byli spokojniejsi. Dobry humor do nich wrócił, co było wręcz obrazą dla drzwi przed którymi stali. Szybkie ,,proszę" oznaczało najwyższy czas, by rozpocząć możliwe, że ostatni etap ich problematycznej przygody. Pomijając ten, który ich spotkał niedługo przed odejściem. Mianowicie zarówno Miri, jak i Junhan zostali poproszeni o odebranie kociaków i prawie się pozabijali kłócąc o to, kto je zabiera. Chłopcy nie byli pewni jak to się skończyło, w każdym razie koty podali ochroniarzowi i uciekli do budynku. Nieważne do kogo trafiły, i tak będą bezpieczne. Na pewno bardziej niż na akcji w której kuzynostwo i gang będą na siebie polować:

- Usiądźcie. - krótkie polecenie zostało wykonanie niemal natychmiast - Możecie mi łaskawie wyjaśnić, gdzie wy się plątaliście? - westchnął, mierząc ich czujnym spojrzeniem - Dostałem równe siedem telefonów. Pięć o tym, że nagle zniknęliście ze schronu, nawet nie próbując oszukać kamerek termowizyjnych, a dwa że gdzieś was słyszano czy widziano i jednak żyjecie - spojrzeli po sobie, uśmiechając się, aby zapanować nad cisnącymi się na usta śmiechami.

- Jestem oburzony twoim zachowaniem! - dostojny krzyk Mina uzupełniły jego uderzające o blat dłonie, które huknęły tak, że czarnowłosy musiał się powstrzymywać, by nie stęknąć,

- Ale szefie, przecież wykonywałem szefa rozkazy - Jimin teatralnie założył ręce na piersi, poprawiając się na krześle w jaskini, w której jeszcze dzień wcześniej Papa przeprowadzał poważną rozmowę z Minem,

- Moje rozkazy?! - prychnął - Od kiedy pozwoliłem ci marnować naboje i spotykać się z gangsterami bez mojej wiedzy JM?! - cóż...na tle improwizowanej scenki nie było go stać na wymyślenie lepszego pseudo dla różowowłosego - Myślisz, że to, że dobrze strzelasz, pozwoli ci się tu utrzymać?!,

- Dokładnie tak myślę. - uśmiechnął się, odzyskując trochę pewności siebie - Nie wymieniłby mnie pan na nikogo innego,

- Dostałem donos, że spoufalasz się z wrogiem. - oświadczył prostując się. Obszedł biurko, opierając się o nie tyłkiem - Z niejakim Agustem, którego staramy sie wyeliminować od trzech lat,

- Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek go widział,

- A mój informator widział go w twoich objęciach i chyba nie wmówisz mi, że oślepł,

- A jeśli to część planu? - uśmiechnął się zadziornie, podnosząc się z miejsca,

- Planu? - zmarszczył brwi - A więc się przyznajesz,

- Uwieść, zmanipulować i zabić lub wykorzystać. - wzruszył ramionami - Diabelsko skuteczne,

- I jesteś przekonany, że twoja dupa i buźka wystarczą, by jadł ci z ręki?,

- Oczywiście. - skinął, oblizując usta - Wystarczą nawet by pan zaczął mi z niej jeść.

- Agust! - Min musiał zamrugać, żeby zorientować się w rzeczywistości. Zacisnął uda, próbując odrzucić wspomnienie. Na szczęście daleko wówczas nie zaszli,

- Nudziliśmy się szefie. Spacerowaliśmy tu i tam...,

- Macie szczęście, że ktoś was widział na korytarzu. Inaczej bez powodu wszczął bym poszukiwania. Nie możecie się ot tak plątać, dopóki nie zabijemy Demona,

- A zechciałby nam pan powiedzieć, jak mamy go zabić? - Jimin wtrącił się do rozmowy, mając już ochotę stamtąd wyjść. Akcja jeszcze się nie zaczęła, a on już cały drżał ze stresu. Jeszcze trochę i będzie musiał zapalić papierosa, czego nie robił od...od kilku lat,

- To zależy...jeśli pójdzie plan B, to zostawię to inwencji twórczej wszystkich zaangażowanych. - wzruszył ramionami - W każdym razie ty siedzisz z naszymi antyterrorystami, a Agust wchodzi na spotkanie z kuzynostwem. Gdy tylko wejdą do środka, wkradamy się z różnych stron i czekamy czy plan A wypali. Agust dostanie przycisk, który ma zaświecić nasz nadajnik, masz uciec z pokoju, zamknąć drzwi i wcisnąć, żebyśmy mogli odpalić fajerwerki, żebyś osobiście nie zabijał. Pomieszczenia są mocne, nic się na ciebie nie zwali podczas wybuchu. Wszystko pasuje?,

- Chcę tam wejść. Nie będę siedział spokojnie nie mając pewności, że żyje - spojrzał w stronę wyjątkowo spokojnego Mina. Miał wrażenie, że ta akcja wręcz go podekscytowała, kiedy on ledwie panował nad oddechem,

- Jimin, daj spokój. Jeśli tam pójdziesz będę myślał o nad obu. A nie chcę popełnić błędu,

- Park dostanie nadajnik z sygnałem bicia serca, a ty kamizelkę. I schowany sztylet. Choć nie będę mieć ci za złe jeśli odmówisz,

- Pójdę - zapewnił, uśmiechając się blado do Jimina - I będziemy mieć wszystkie problemy z głowy.

   Jimin spróbował się nie skrzywić, słysząc jego słowa. To tylko cześć problemów, może i najgorsza, ale nadal tylko część. Bo co mu z ocalenia życia, skoro to tylko wzmoże szepty i niepewności nadal tkwiące w jego głowie. I strach o skrzywdzenie Yoongiego, na co nie mógł sobie pozwolić...tylko jak tego uniknąć, skoro nie potrafi odpowiedzieć mu tym, co on gotowy był wyznawać, gdyby tylko poprosił lub gdyby go od tego nie odciągnął ostatnim razem A jeśli Min zginie nim sobie to wytłumaczą? Jego ciałem wstrząsnęły dreszcze. Pochylił się, ale nie zwymiotował.

Starry Eyes | YoonMinWhere stories live. Discover now