| 54 |

81 6 1
                                    

Minęły dwa miesiące.

Można powiedzieć, że w tym czasie życie naszych kochanych chłopców wróciło na odpowiednie tory. Jimin już nie dostawał pół-śmiertelnych ran, Yoongi brał na siebie tylko bezpieczne zlecenia, ich pary przyjaciół dogadały się ze sobą, dzięki czemu stworzyli silne grono, które spotykało się wyjątkowo często, firma perfumowa Parka rozwijała się po staremu (chociaż jej szef nie spędzał już za biurkiem całych dni), choć jej popularność zdawała się gwałtownie i coraz bardziej rosnąć.

Natomiast jeśli chodzi o miejsce, w którym nasi chłopcy ulokowali swoje życie, był to zupełnie nowy dom, który kupili po sprzedaniu swoich poprzednich, do których nie byli zbyt przywiązani. Był to słodki jasny domek, w którym królowały wszelkie odcienie brązu i karmelu oraz masa zieleni z roślin, które ukradkiem wstawiała tutaj Śliwa. Po prawej od drzwi wejściowych mieścił się maleńki salon przy oszklonej ścianie, obok niego sypialnia (już nie otwarta, do niej należało dostać się drzwiami), po lewej kuchnia z wysepką i stołem jadalnianym, a dalej pokój robiący za graciarnio-biuro-czytelnio-inne hobby, a obok już tylko spora łazienka. I tyle naprawdę im wystarczyło.

Za ich domkiem mieścił się spory ogród, a przed nim podjazd, na którym poza Kingiem stał również Chevrolet Camaro, który Yoongi dostał od Jimina za samo swoje istnienie, oraz jako symbol zwycięstwa czarne lamborghini.

Różowo- wróć, tak właściwie to w tej chwili szatyn, wrócił właśnie z pracy, starając się wyzbyć wszelkich oznak podekscytowania, zanim przekręcił zamek w drzwiach i wszedł do środka, ściągając buty. Rozejrzał się po ich azylu, marszcząc brwi, gdy nie dostrzegł swojego partnera, jednak ledwie przeszedł obok sypialni, ktoś skoczył na niego, owijając ramiona pod jego szyją:

- Panie Park, to porwanie. Należy słuchać moich rozkazów, jeśli nie chce pan zostać uduszony. Jakakolwiek odpowiedź jest niemile widziana. - wyrzekł formowany na możliwie głęboki głos. Szatyn z całych sił starał się nie zaśmiać - Chyba się rozumiemy. W takim razie proszę skierować się w stronę kuchni i mnie nie upuścić. Każdy wypadek może skutkować postrzałem,

- Tak jest - skinął potulnie, podtrzymując ciało o dobrze sobie znanej wadze, gdy skierował się do kuchni,

- Proszę otworzyć lodówkę. - Park bez żadnego słowa otworzył drzwiczki ich lodówki, uśmiechając się szeroko. Min zeskoczył z jego pleców, stając obok - Zrobiłem ci mały kopiec kreta. Nie umiem w wypieki i inne cukiernicze cuda, ale miałeś smaka, więc starałem się by wyszło,

- Jesteś kocha- - przerwał, gdy ten wystawił przed siebie dłoń uformowaną w pistolet,

- W dalszym ciągu grozi panu postrzał. Zatem zalecam umiarkowaną radość i pokłon przed swoim karmicielem. - założył ręce na piersi, a na jego twarzy odmalowała się satysfakcja, gdy Park ukłonił się przed nim po książęcemu - Porwanie uważam za zakończone. Ale nie zna pan dnia ani godziny, gdy atak nastąpi ponownie,

- Uff było gorąco. Jeszcze trochę i wykrwawiałbym się na podłodze - roztrzepał jego włosy, za co dostał mordercze spojrzenie. Zapewne trafił na ten dzień w którym je umył i układał na szczotce,

- Próbuj, jestem ciekaw czy to jadalne,

- Za chwilę. Chodź na moment, ja dla ciebie też coś mam. - skinął głową w stronę salonu, gdzie po chwili oboje usiedli na brązowej kanapie. Park wyjął z kieszeni małe prostokątne pudełeczko, podając je czarnowłosemu - Proszę,

- Huh? Próbka nowych perfum? - zmarszczył brwi, wyjmując z opakowania niewielką butelkę. Granatową w srebrne i złote gwiazdy - ,,Starry Eyes"?,

- Mój ulubiony ze wszystkich moich zapachów. Testuj,

Starry Eyes | YoonMinWhere stories live. Discover now