| 42 |

75 5 1
                                    

Od dobrego kwadransa byli w drodze. Demon za nimi nie pobiegł, a i w okolicy nie było żywego ducha, tudzież kogokolwiek, kto by do nich celował. Jimin walczył z apteczką, w której pomimo ciemności odszukał coś odkażającego i bandaże. Rana nie była głęboka, było to ledwie draśnięcie, dzięki czemu chociaż ominą wizytę w szpitalu. Zdusił jęk bólu, gdy oczyszczał ranę, krzywiąc się na duże mroczki przed oczyma nasilające się od nieustającego pieczenia. Złapał głębszy oddech, przygotowując bandaż:

- Jimin-,

- Nic do mnie nie mów. Po prostu jedź i nas chociaż nie zabij, jasne? Nie mam ochoty cię słyszeć póki kontroluję to, co mówię - wycedził, nawet na niego nie spoglądając. Z niemałym trudem zabezpieczył ranę i odrzucił apteczkę na tylne siedzenia, opierając się o fotel. Zakręciło mu się w głowie, ale nie panikował. Nie wyglądało to na omdlenie, raczej niedobór snu się odzywał. Może to nie taki zły pomysł? Przynajmniej nie będą musieli rozmawiać.

***

Była już dobra dziewiąta nad ranem, kiedy droga stała się spokojniejsza. Trafili na jakieś pustkowie, które miało tylko jednostajną prostą drogę, która wyglądała jakby wiodła w nieskończoność do nikąd. Poza tym Yoongi był już całkiem trzeźwy i nie mógł wysiedzieć z pustym umysłem. Wcześniej jeszcze zastanawiał się nad ich bezpieczeństwem, ale narazie chyba nic im nie groziło, dlatego skupił się bardziej na nich samych. Przyłożył ostrożnie polizany palec blisko nosa Parka, żeby się upewnić, że ten tylko śpi i dalej oddycha, ale nie powstrzymał się przy tym od zerknięcia w dół. Bandaż mimo wszystko okazał się całkiem spory, ale na szczęście nie przesiąknął krwią.

Min czuł się całkowicie winny temu, co się stało. Nie miał na myśli samego ataku, tylko właśnie postrzał i fakt, że zawiódł różowowłosego widocznie na tyle, by ten nie chciał go już znać. Nagle poczuł zimno. Poczuł się dziwnie obcy, jakby już nie powinno go tam być. Powoli docierało do niego również to, że już nie miał nawet nikogo, kto chciałby go ocalić przed kuzynostwem, kto byłby tak samo w dupie jak on. Jednoczenie wspomnienia związane z jego decyzją o chronieniu każdego życia znów go zalały. Najpierw zobaczył obraz martwego snajpera, którego zabił Jimin, ale dość szybko zamienił się on w widok zza tamtej pamiętnej szyby. Poczuł pieczenie nosa. Wiedział, że nie utrzyma długo łez, bo nie cisnęły się z tylko jednego powodu. Wywoływały je odżyta trauma, bezsilność, samotność i strach przed stratą Parka. Nie wyobrażał sobie, żeby mógł dalej żyć bez niego obok, nie chciał żeby zniknął z jego codzienności, nie chciał żeby go nienawidził.

Gorące krople zaczęły znaczyć jego skórę, gdy wjechali do tunelu z drzew. Wtedy przyszło też poczucie winy i świadomość tego, że Park mógł przez niego zginąć. Nie darowałby sobie jego śmierci...pewnie inaczej wtedy spojrzałby na tutejsze drzewa. Nawet nie wiedział kiedy zaczął łkać i się trząść, z trudem utrzymując kierownicę w dłoniach. Był na siebie wściekły, brzydził się samym sobą, a jednoczenie wiedział, że był za słaby by choćby za setnym razem zmienić przebieg tej strzelaniny:

- Hey Yoongi, co jest? - zagryzł się na swojej wardze. Jeszcze tego brakowało, żeby go obudził - Spokojnie, tu można wjechać do lasu. Skręć ostrożnie i zatrzymaj Kinga kawałek dalej. - Min nie rozumiał dlaczego traktował go teraz normalnie. Przez to poczucie winy stało się jeszcze bardziej natarczywe, a łzy coraz gęstsze, ale zrobił wszystko, by wjechać do lasu i bezpiecznie zaparkować, zanim puścił kierownicę i pozwolił sobie całkiem się rozpłakać. Już nie miał po co się hamować. Przetarł rękawami oczy, słysząc dwa kliknięcia obok siebie. Potulnie podniósł ręce pozwalając Jiminowi odpiąć swój pas - Wysiądź i chodź z tej strony - polecił, otwierając swoje drzwi. Jak bardzo Yoongi nie potrafił go teraz zrozumieć, tak bardzo nie miał odwagi protestować, po prostu wysiadając z samochodu i po zatrzaśnięciu drzwi podchodząc do Jimina. Był pewien, że ten go po prostu wykorzysta do zaprowadzenia lub zaniesienia siebie w jakieś ustronne miejsce mające zostać prowizoryczną toaletą, ale ten jedynie uśmiechnął się delikatnie i klepnął swoje uda,

- Nie, daj spokój, twoja noga- - wydusił,

- No właśnie. Jestem poszkodowany, więc bądź grzeczny i się słuchaj. - spróbował zażartować, przynajmniej wygrywając i powoli pomagając Yoongiemu wgramolić się do środka i opaść na swoje uda, nie rozbijając przy tym głowy o dach. Był zdziwiony tym jak niebywale lekki okazał się Min, który zdawał się mieć dość tej sytuacji już po paru sekundach. Nie żeby mu było niewygodnie, po prostu bał się Jimina i czuł, że nie zasługuje, by choćby na niego teraz patrzeć - No chodź tu - zgarnął go w swoje ramiona, przytulając mocno do siebie. Miał wrażenie, że jego serce rozerwano na strzępy, gdy czarnowłosy na nowo się rozpłakał, ściskając go tak, jakby jego życie od tego zależało. Czuł się podle wiedząc, że był jedną z przyczyn jego stanu,

- Przepraszam - jego głos łamał się z każdym krótkim oddechem, których cała seria dopiero pozwalała na wyduszenie choć słowa,

- Dobrze, nie płacz. Wiem, przesadziłem i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Odbiło mi, bo dosłownie strzelano do nas,

- Przeze mnie cię postrzelił - zauważył, wsadzając twarz mocno w jego kurtkę, raniąc sobie policzek na ozdobach,

- Drasnął. - poprawił - Kazałem ci się nim zająć, bo myślałem, że jesteś lepszy w strzelaniu ode mnie. W końcu pracujesz jak pracujesz, a przy tylu kulach na pewno udałoby się trafić,

- Bo pewnie jestem - wyszeptał. Niestety nie był w stanie wymazać tego, że lata temu był jednym z najlepszych strzelców Papy,

- To co się stało? Yoongi musimy być gotowi na kontrataki. Nie możemy dać się sprzątnąć - Jimin z całej siły starał się nie zabrzmieć jakby mu coś wyrzucał. Jasne, był na niego nadal trochę zły, ale widząc jak ten kruszy się w jego ramionach, nie mógł sobie wybaczyć paru słów zbyt wiele. Przytulił go do siebie jeszcze mocniej,

- Jimin, ja nie zabijam - wydusił, przełykając gęstą ślinę - Nie mogę, nie dam rady, obiecałem to sobie, kiedy-,

- Kiedy? - zmarszczył brwi łapiąc go za słowo. Yoongi zagryzł się na swojej wardze. Powiedział za dużo,

- Od kiedy zrobiłem coś, za co nienawidzę się aż do tej chwili - wyjawił po krótce, zaciskając oczy, z których pociekły świeże łzy, a jego ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz od hamowania kolejnego płaczu,

- Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? - westchnął - Zrozumiałbym, jakoś byśmy się dogadali,

- Nie sądziłem, że kiedykolwiek będziemy w sytuacji, w której każesz mi kogoś zabić...,

- Też tak nie sądziłem. - westchnął - Chodź, cofniemy fotel po stronie kierowcy i spróbujesz się przespać, co? - zaproponował. Ta rozmowa nie zmierzała w żadnym kierunku: czarnowłosy czuł się winny i coraz bardziej się osłabiał, a Jimina gryzło poczucie winy i dogłębna beznadziejność ich aktualnej pozycji. Nie mieli już gdzie uciekać, a przynajmniej tak długo, jak długo zamierzali gdziekolwiek się kwaterować. Pytanie ile wytrzymają jeżdżąc po kraju bez kwaterowania choćby na pół dnia?,

- Nadal jesteś zły? - spytał z nadzieją, jak najgorszy kat cofając się, by spojrzeć załzawionymi oczyma prosto w te różowowłosego,

- Wybaczę ci, ale następnym razem mów mi o takich rzeczach od razu, okej? Jeszcze mi cię ktoś sprzątnie. - westchnął, zaczesując kosmyk jego włosów za jego ucho - A teraz naprawdę przyda ci się drzemka. Będę czuwał,

- Czyli...jeszcze mnie nie znienawidziłeś? - w jego oczach zatliło się szczere zdziwienie. Min już jakiś czas temu założył, że po czymś takim rozstaną się na najbliższym przystanku,

- Zwariowałeś?! - uniósł głos - Nie wiem co byś musiał zrobić, żebym cię znienawidził. Nie jestem pewien czy istnieje coś takiego, skoro podobno nie zabijasz, a zdrady nie zakładamy,

- Dzięki - przytulił go krótko,

- Wysiadaj mały szefie. Nie mamy zbyt wiele czasu, a cztery godzinki powinieneś przespać, jeśli mamy oboje być żywi.

Starry Eyes | YoonMinWhere stories live. Discover now